zatem agitujesz przeciwko dobru – czynisz to ze złej woli!
– Więcej jest we mnie bólu człowieka odtrąconego własnym umysłem od ołtarzy, proszę księdza, niż złej woli… Nieskończone miłosierdzie!… Nieskończone miłosierdzie Boże jako fundament doktryny to chwyt genialny, zezwalający łamać każdy zakaz, każde etyczne przykazanie tysiąckrotnie, bez strachu, że utraci się nagrodę ostateczną. Jedno żarliwe „tnea culpa" pod koniec plugawego żywota uchyla łotrowi furtkę do Raju. Tym łacniej wejdzie do Raju chrześcijanin, co żył uczciwie cały czas. Natomiast uczciwy ateusz musi być przyzwoity zupełnie darmo - wiesz jak to trudno? My nie mamy rajskich zaświatów…
– My nie mamy czasu na takie religijne rozgowory! – zdenerwował się znowu Mertel. – Panowie, decydujmy, bo czas gra przeciw nam!
Hrabia wtórował mu głosem łagodniejszym:
– Tak, proszę panów. Dochodzi już północ, a my wciąż nie uzgodniliśmy wszystkiego…
– Właśnie! – przyłączył się Kortoń. – Najwyższy czas, by decydować! Więc kogo wymieniamy? „Precel", Zyga i…
– Chwileczkę! – powstrzymał Kortonia Sedlak. – Jeszcze nie zadecydowaliśmy… nie było zgody co do samej wymiany!
– I nie było zgody co do Zygi! – przypomniał Brus.
– Nie wolno się zgadzać na to, czego chce Muller! – ciągnął Sedlak. – Nie możemy przecież…
– Proszę mówić w swoim imieniu! – krzyknął Kortoń. – Liczba mnoga nie jest tu uzasadniona!
Odpowiedział mu, miast Sedlaka, ksiądz Hawryłko, i to głosem równie silnym:
– Jest! Jest uzasadniona! Nie wolno nam się zgodzić, bracia, na to, czego żąda zbir! Nie powinniśmy w ogóle rozpatrywać tego, żaden z nas nie może dopuszczać tej myśli, żaden! Kto to zrobi – ten wystąpi przeciw Bogu!
W ciszy, którą posiał swą groźbą Hawryłko, skrzyżowały się błyskawicznie spojrzenia gospodarza, adwokata i filozofa. Mecenasowi zaczęło świtać, że błądził piętnując Stańczakowe błazenady, a wszyscy trzej zrozumieli, że wznosząc barykadę wysoko, do samych Niebios, ksiądz postawił bardzo trudny szlaban układaniu się z gestapowcem, i że koniecznie trzeba rozbić ten mur, bo inaczej głosowanie pod ciężarem Bożego gniewu przyniesie klęskę zwolennikom planów hrabiego. Stańczak już wcześniej pojął, że ten rodzaj szantażu może się okazać decydujący; Krzyżanowskiemu zaświtało to dopiero teraz (więc dopiero teraz zrozumiał czemu profesor wciąż handryczy się z księdzem o sprawy Boskie). Sam był wierzący, lecz gdy już jasnym się stało, że problem Boga to w tej grze klucz do klęski lub do triumfu – podjął walkę osobiście:
– Słowem, według księdza, hrabia Tarłowski występuje przeciwko Bogu, pragnąc ratować swego syna, czy ordynatora szpitala, czy panów Trygiera i Ostrowskiego?
– Zostawmy to Panu Najwyższemu, bracia, w którego dłoni…
– Jest ksiądz tego pewien? – przerwał Hawryłce mecenas.
– Czego, synu?
– Że wszystko znajduje się w ręku Boga.
– Najzupełniej, synu.
– Wobec tego ksiądz jawnie bluźni. A dopiero co ksiądz piętnował rzekome bluźnierstwa profesora Stańczaka…
– Ja bluźnię?! – zaperzył się Hawryłko.
– Udowodnię to księdzu. Ksiądz był łaskaw stwierdzić przed chwilą, że absolutnie wszystko dzierży Pan Bóg, co oznacza, że według księdza Pan Bóg dzierży również wszelakie zło. Inaczej mówiąc: każda zbrodnia, każda krzywda, każda nikczemność i każde cierpienie znajdują się w Bożym ręku. Zatem to Przedwieczny jest odpowiedzialny – jest winowajcą każdego zła!
– Ależ nie!
– Ależ tak – mówiąc, że wszystko jest w ręku Boga, ksiądz zwalił wszystkie winy na Niego. Ja to mienię bluźnierstwem.
– Zło jest w rękach szatana!
– Brawo, to już postęp!… A może wszystko jest w ręce szatana?
– Ktoś, kto tak właśnie mówi, tkwi w niej na pewno!
– Przed chwilą powiedział ksiądz to samo o profesorze Stańczaku. Teraz okazuje się, że i ja działam z poduszczenia diabelskiego. Przyznam, że nie umiem tej możliwości wykluczyć, lecz jako prawnik znalazłbym dobre alibi dla siebie. Jeśli bowiem tkwię w łapie diabła – to nie przez własną słabość!
– A czyją?
– Boską, wielebny! Czy Bóg walczył z szatanem?
– Tak, i jak wiesz… Krzyżanowski nie dał dokończyć księdzu:
– I jak wiemy obaj – poniósł klęskę, bo musiał zawrzeć z piekłem pakt, na mocy którego szatanowi przypadła Ziemia niby orny grunt!
– To kłamstwo, Pan Bóg nie zawierał żadnego układu z diabłem!
– Rzeczywiście, wielebny ma tu zupełną słuszność – wsparł Hawryłkę Stańczak.
Zaskoczeni byli wszyscy, lecz ksiądz i adwokat najbardziej. Spojrzawszy jednak w źrenice filozofa Krzyżanowski się uspokoił i milcząco oddał mu pałeczkę tego biegu.
– Ksiądz ma słuszność – kontynuował Stańczak – gdyż Pan Bóg nie zawierał z szatanem żadnych umów, wcale się z nim nie układał. Pan Bóg go stworzył! Tu rodzi się pytanie: po co Stworzyciel stworzył szatana? Odpowiedź jest prosta: bo bez niego byłby niepotrzebny. Gdyby nie istniało zło produkowane przez szatana – nie istniałaby przyczyna modłów o ratunek, czyli baza kultu! Tak to właśnie jest, panowie – w samochodzie Zbawiciela diabły pracują jako tłoki, tylko nie widać ich pod maską.
– Boże mój!… – szepnął Hawryłko – Nigdy nie byłem wyznawcą stosów.,.
– Ale mnie chętnie by ksiądz spalił – roześmiał się Stańczak. – I za co? Za to jedynie, że ufam Pismu Świętemu! Przecież jeśli wierzyć tym świętym księgom, a nie mamy innego źródła -to Pan Bóg stworzył szatana do wykonywania odpowiedniej roboty, bo sam nie chciał brudzić sobie rąk!
– Jakiej roboty?! – jęknął ksiądz z miną człowieka półprzytomnego wskutek bólu.
– Już mówiłem jakiej. Tej diabelskiej, proszę księdza, którą codziennie oglądamy wokół. Pan Bóg ją stworzył, a diabeł ją uprawia. Wszystko to jest opisane w Piśmie Świętym, radziłbym księdzu przeczytać; proszę mi wierzyć – warto. Tam właśnie stoi czarno na białym, że Pan Bóg jest twórcą zła.
– Kłamiesz! – zaskowyczał ksiądz.
– Nigdy nie kłamię, jeśli nie mam z tego korzyści. A jaką miałbym korzyść z przekłamywania Pisma Świętego? Czyż nie zostało tam powiedziane, że Bóg jest twórcą wszechrzeczy, proszę księdza? A nie może On być twórcą wszechrzeczy, nie będąc zarazem twórcą zła. Jeśli tak – to On stworzył księcia piekieł i On skazał Ewę na wydawanie dzieci strachu.
Przerwało filozofowi bicie zegara ściennego. W ciszy pełnej napięcia, w półmroku wonnym od aromatycznego tytoniu fajki profesora i od płonących knotów, a haftowanym dymem papierosów oraz cygaretek – rozbrzmiało dwanaście uderzeń niczym dudnienie dzwonów wieszczących Apokalipsę rudnicką. Gdy zegar zamilkł - filozof przywrócił realność, przywracając dyskurs:
– Rozważaliśmy czyim dziełem jest ten podły świat. Jest on dziełem Stworzyciela naszego…
– Takim go uczynili źli ludzie, a nie Bóg! – zaprotestował ksiądz Hawryłko, wykrzesując resztki energii.
– Czyż nie głosicie z ambon, że ludzie stają się źli wskutek działalności diabła? A diabła, co ustaliliśmy przed chwilą, stworzył Stworzyciel, gdyż On stworzył wszystko na tym padole płaczu. Z czego wynika, że szatan to lokaj Pana Boga.
– Apage!!
– Ksiądz przeciwko mnie to mówi?
– Mówię to przeciwko diabłu, który w tobie siedzi i podjudza cię do gadania bzdur!
– Jakich bzdur, proszę wielebnego? Jeśli szatan…
– Szatan to upadły anioł, buntownik! A nie żaden lokaj Pana Boga, szalony człowieku!
– Dobrze, przyjmijmy chwilowo, że nie lokaj, tylko zwycięski buntownik. Zwycięski, bo wywalczył sobie niezależność i dysponuje wszechmocą jako operator zła. Będąc logikiem napotykam tu absurd logiczny – dwie istoty wszechmocne i wzajemnie się zwalczające bez rezultatu… Czy wszechmoc z definicji nie jest stuprocentowo skuteczna?… Widząc taki absurd wolę jednak uważać, iż diabeł to sługa lub współpracownik Przedwiecznego.
– Diabeł nie jest współpracownikiem, tylko wrogiem Zbawiciela, o czym wiedzą wszyscy, a ty tego nie wiesz, mózgowcu?!
– Jeśli tak, to znaczy, że diabeł jest górą. Świat pęka od zła, a Pan Bóg nie może temu zapobiec. Dusze milionów osobników są wiedzione przez szatana do zguby, a Pan Bóg nie umie temu przeciwdziałać, choć pono pragnie, aby wszyscy ulegli zbawieniu!