– Człowiek dostał od Pana Boga wolną wolę i winien sam bronić czystości swej duszy!
– Mój Boże, ja nie umiem nawet obronić czystości moich własnych myśli… – westchnął Stańczak. – Ciekawe od kogo człowiek dostał wszelaką słabość… No ale po to są kapłani, żeby człowiek mógł u nich szukać wspomożenia… Mnie, na przykład, dobrze by zrobiło logiczne wspomożenie ze strony księdza w sprawie nie tylko wszechmocy Boskiej, ale i wszechwiedzy Przedwiecznego. Pan Bóg, jako wszechwiedzący, czyli znający także przyszłość, musiał wiedzieć, że świat zamieni się w kupę gnoju, a większość ludzi w bydlęta. Czemu więc nie stworzył lepszego świata i lepszych ludzi, tylko wyprodukował bubel? Jeśli zaś błąd produkcyjny był typowym „wypadkiem przy pracy" – czemu nie dokonał później korekty produktu? A jeśli nie dokonał to jakim prawem przypisujecie Mu wszechmoc?!
Tylko dla ostatniego zdania, puentując, Stańczak podniósł głos do prawie krzyku. Hawryłko odpowiedział mu równie gniewnym głosem:
– Gadaj zdrów! Całą swoją gadaniną nie zmienisz, przeklęty masonie, wielkości Zbawiciela! Nie odbierzesz Mu ani wszechwiedzy, ani wszechmocy!
– Gdzieżbym śmiał, proszę księdza! Niech ksiądz się nie boi…
– Ja się nie boję!
– … Niech ksiądz się nie boi dialektycznego bełkotu filozofa. Proszę się raczej bać faktów. Choćby tych, które doktor Hanusz mógłby księdzu relacjonować w nieskończoność. Proszę go zapytać o dzieci konające na szpitalnych łóżkach i o rodzicielki próbujące u wszechmocnego Boga wybłagać zdrowie tych pędraków. Może Starzec ma kłopoty ze słuchem, więc te kobiety za cicho się modlą, co? Ale nawet przy kłopotach ze słuchem winien chyba słyszeć grzmot dział? Myślę tu, proszę księdza, o bitwach i o kapelanach dwóch walczących ze sobą wojsk. Taki kapelan cały czas modli się do Niebios, błagając, aby jego armia zwyciężyła. Dla Pana Boga te przedbitewne i bitewne modlitwy kapelanów muszą być bardzo krępujące, stwarzają bowiem dylemat: komu tu pomóc? A gdy jeszcze sztandary obu walczących stron są haftowane wizerunkami świętych czy wizerunkami samego Chrystusa Pana… Dzielenie miłosierdzia i wszechmocy między tych,
co się wzajemnie nienawidzą lub próbują eksterminować – to dylemat ciężki jak sto diabłów, nie zazdroszczę Przedwiecznemu tej roboty, proszę księdza. I rozumiem, że w takich sytuacjach nie może On być wszechskuteczny jako pogotowie ratunkowe…
Ksiądz Hawryłko, miast kontynuować spór, złożył dłonie i bezgłośnie się modlił. To odebrało głos Stańczakowi i zapadła posępna cisza. Przerwał ją mecenas Krzyżanowski, chrząkając delikatnie (jakby pragnął wszystkich obudzić), a potem mówiąc:
– Cóż… Pan Bóg nie uwolni nas od obowiązku, panowie… Prowadziliśmy tu dyskusję na temat statusu diabła i roli diabła… Myślę, że dla każdego jest jasne, iż diabeł, z którym my mamy do czynienia, to Gestapo…
– A personalnie Muller! – uściślił Kortoń.
– Właśnie, infernalny Muller… Nie twierdzę, że przechytrzymy Mullera, gdy wyrwiemy z jego łap kilku wartościowych ludzi, ale twierdzę, że poniechanie tego byłoby zbrodnią…
– To znowu rodzaj szantażu! – zaprotestował Małe wieź. – Wypraszam sobie tę bzdurną paralelę!
– Panowie, ja proszę tylko o jedno – ciągnął niezrażony adwokat. – Proszę, byście jeszcze raz się zastanowili, czy życie nożownika i sutenera jest warte tyle samo, co życie ludzi, których możemy uratować dzięki wymianie.
– Nie jest warte tyle samo, ale ten fakt nie stanowi dostatecznego argumentu na rzecz wymiany! – oświadczył Brus
– Słusznie – poparł go Malewicz. – Możemy wyżej cenić aresztowanych przez Gestapo, lecz nie możemy sami wydawać jakichkolwiek ludzi w ręce Gestapo!
– A nie pomyśleliście o tym, że zaniechanie takiej gry równa się wydaniu przez was w ręce Gestapo ludzi, których Szwab już aresztował i chce rozstrzelać? – spytał Mertel. – Pytanie jest proste: kogo warto ocalić, grupę patriotów czy grupę mętów?
– Pytanie jest czysto retoryczne – zauważył Kłos.
– A odpowiedź może być tylko jedna! skwitował Kortoń. – Problem wszelako w tym, że nożownik i sutener to dwóch, a my musimy mieć czterech!… Proponuję tego kłusownika, który kiedyś postrzelił gajowego Kaperę. Nie znam
jego nazwiska, lecz wszyscy wiemy, że kłusuje, i wszyscy wiemy, że pędzi bimber, którym rozpija chłopów…
Ksiądz przestał się modlić i krzyknął:
– Popełnicie śmiertelny grzech! Niewybaczalny grzech! Nie wolno wam ingerować w wyroki Opatrzności!
– Co ksiądz gada! – zdenerwował się Mertel. – Jak zasadzką leśną odbijamy chłopaka wiezionego na śmierć przez Niemców, to też ingerujemy w wyroki! I co – tego nam nie wolno, proszę księdza?!
– Twoja zasadzka, synu, i jej powodzenie, to jest właśnie wyrok Opatrzności. Ale nie wolno wam robić tego w taki sposób, w jaki dzisiaj chcecie! Nie wolno wam jednego niewinnego ratować od śmierci śmiercią drugiego człowieka!
– Dużo gorszego człowieka! – sprzeciwił się Kortoń.
– Kto wam dał prawo do takiego rozsądzania ludzi, bracie?! A jeśli uzurpujecie sobie to prawo – to jak tę uzurpację wytłumaczycie na Sądzie Bożym?!
– Teorią mniejszego zła, proszę księdza – rzucił filozof.
– Zostawcie to Panu Bogu, bracia…
– Zostawianie walki ze złem Panu Bogu było praktykowane od bardzo dawna, wielebny, przez dziesiątki wieków, i skutek jest żaden – nie ustąpił profesor. – A już trzy wieki przed narodzeniem Chrystusa facet o imieniu Epikur… Ksiądz wie kto zacz Epikur?
– Pewnie mędrek podobny tobie, bracie! -fuknął Hawryłko.
– Podobny, wszelako trochę bardziej hedonista niż ja. I Grek, a nie Słowianin. Jednak też filozof… No więc ów Grek, proszę księdza, stawiał kwestię mniej więcej w taki sposób: albo Bóg chce usunąć zło i nie może, albo może i nie chce, albo nie może i nie chce, albo może i chce. Dalej szedł rozbiór tych wariantów; jeśli chce i nie może -to jest słaby, co nie przystoi Bogu; jeśli może i nie chce -to jest nieżyczliwy, co również kiepsko pasuje do Boga; jeśli nie może i nie chce – to jest i słaby, i nieżyczliwy, a więc nie jest Bogiem; wreszcie jeśli chce
i może, a tylko ta postawa godna byłaby Boga prawdziwego -to czemu na Ziemi jest tyle zła, czemu Bóg nie usuwa zła i producentów zła, czyli sukinsynów?
– Może chce, byśmy czynili to w Jego imieniu? – podsunął Krzyżanowski. – Może wspomaga tylko aktywnych, czynem walczących przeciwko złu świata? Do tego mamy właśnie okazję…
– Szatan podsuwa wam okazję do śmiertelnego grzechu! – zakwilił Hawryłko. – Wasze mniejsze zło jest omamem prowadzącym na manowce piekielne, bracia! Zostawcie sprawę Zbawicielowi! Niezbadane są wyroki Pana, i nawet to, co budzi nasze cierpienie, co nas boli, może być…
– Nawet musi być, proszę księdza! wycedził Stańczak, nie dając dokończyć księdzu, gdyż Krzyżanowski sygnalizował już wzrokiem konieczność uciszenia proboszcza. – Musi być tym złem, które na dobre wyszło, bo jak wiemy „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło", i wiemy również, że „cierpienie uszlachetnia", zatem każde cierpienie uszlachetnia! A pamiętajmy i o tym, że przecież cierpienie otwiera ludziom bramy Raju, więc Muller jako rozwalacz ludzi pełni na Ziemi funkcję biletera Raju – funkcję dobroczynną! W Niebie ten sam Muller będzie zaś grał rolę pokutnika skruszonego i zbawionego, czyli ułaskawionego „miłosierdziem nieskończonym". Formalnie więc może tam dochodzić do kolizji, gdy na niebiańskich deptakach ofiary Gestapo i NKWD będą spotykały gestapowców i enkawudystów. Ale czy będą miały obowiązek kłaniać się wszystkim przechodniom?
– Ten Muller za cholerę nie zostanie zbawiony! – zgrzytnął zębami policjant.
– Wolne żarty, przodowniku! Jeśli zostanie rozgrzeszony – a przez jakiegoś szkopskiego wikarego będzie rozgrzeszony, gdy tylko zechce pójść do spowiedzi – to zostanie zbawiony! Pamiętaj pan, że zdaniem Ewangelistów większa radość w Niebiesiech z jednego skruszonego łotra…
– Ale Pismo Święte mówi, że prędzej wielbłąd przejdzie przez igielne ucho niż łotr wejdzie do Nieba! – popisał się erudycją Godlewski. – Mam rację?