Prostota i elegancja. Nie dziwota, że było tak mało przestępstw, nawet jeśli się nie brało pod uwagę kary.
Z punktu widzenia jednostki, on czy ona byli wolnymi pracobiorcami. Ponieważ wszakże ostateczna kontrola należała do rządu, nie można było pozwolić sobie na narażenie się syndykatowi, bo mogło to być równoznaczne z bezrobociem, a bezrobocie dłuższe niż trzymiesięczne — o ile nie było spowodowane względami medycznymi — było przestępstwem karanym pracą przymusową. Wyglądało na to, że większość surowców pochodzi z kopalń i zakładów znajdujących się na kilku księżycach Momratha i że syndykatowi górniczemu ciągle brak jest pracowników.
By robić cokolwiek, musiałeś mieć tutaj kartę tożsamości zawierająca wszystkie twoje dane fizyczne, włącznie ze zdjęciem, ale bez nazwiska i danych osobistych. Cała ta informacja mieściła się w mikroprocesorze wewnątrz samej karty i mogły być automatycznie zmieniana, w przypadku jeśli ktoś inny znalazł się w danym ciele. Nie zameldowanie o takiej zmianie podlegało karze polegającej na zamknięciu w wysoce niepożądanym ciele i wystanie na dożywotnie roboty pod promieniami pięknego Momratha.
Następnego dnia spytałem swoich gospodarzy, jak to możliwe, że można kogoś „zamknąć” w jakimś ciele. Powiedziano mi, że bywają ludzie, którzy samą koncentracją i silą woli potrafią „odciąć” twoje organizmy wardenowskie od kontaktu zewnętrznego na tyle, by móc dokonać wymiany. Ludzie ci zwani sędziami, znajdowali się na usługach rządu; nie osądzali oni jednak niczego, a jedynie wykonywali wyroki. Najskuteczniejsi, pracując wspólnie, byli w stanie dokonać wymuszonego transferu.
No i miałem odpowiedź. Nie brakowało starszych, niezbyt pożądanych ciał, a wiernych zawsze można było nagrodzić młodym, nowym ciałem, wysyłając złoczyńców na Momrath, by ostatecznie padli tam trupem.
Przemysł obejmował przede wszystkim przemysł lekki, komputerowy, obronny, narzędziowy, drzewny, a także produkujący białko i nawozy z fauny morskiej. Eksportowano nawet część produkcji poza system Wardena, co uważałem przedtem za całkowicie niemożliwe. Okazało się, iż możliwa była nawet „sterylizacja” niektórych rzeczy — głównie zbudowanych ze związków nieorganicznych — co zapobiegało ich rozkładowi i umożliwiało ich normalne działanie. To nasuwało pewne wnioski. Na przykład, dotyczące owego humanoidalnego robota, który włamał się do komputerów obrony. Czyżby gdzieś tutaj, pomiędzy prymitywnymi maszynami, znajdowało się takie miejsce, w którym na podstawie projektów dostarczonych przez obcych buduje się takie wyrafinowane technologicznie roboty? A jeśli tak, czy również tutaj znajduje się ów geniusz programowania zdolny dostarczyć takie roboty, które potrafią zmylić nawet najbliższych przyjaciół i rodzinę? W pewnym sensie, to by się zgadzało. Powiedzieli przecież, że nie ma tutaj brutalnych przestępców. Jedynie intelektualni i technologiczni. I to najlepsi.
Czwartego dnia byliśmy znudzeni i niespokojni. Nauczono nas już wszystkiego, czego da się nauczyć w tak krótkim czasie, a teraz widocznie trzymano nas dla powodów, których nasi gospodarze nie chcieli ujawnić. Dla mnie to oczekiwanie niosło pewne niebezpieczeństwo, bowiem część więźniów utworzyła między sobą związki osobiste, do udziału w których mnie również zapraszano. Naciski w tym kierunku przybierały na sile, tym bardziej, że dla kilku mężczyzn stanowiłem wyraźne wyzwanie. Nie miałem najmniejszej ochoty na doświadczenia tego rodzaju — przynajmniej nie w tym ciele — ale sytuacja ta zaczęła wytwarzać pewną przepaść towarzyską pomiędzy mną a resztą grupy. Dlatego też pragnąłem, by to czekanie wreszcie skończyło się i byśmy się znaleźli w otwartym świecie tak szybko, jak to tylko było możliwe.
Pragnąłem również ostatecznej klasyfikacji, której już dawno powinni byli dokonać na podstawie przeprowadzonych testów. Dążyłem w nich do wykazania, iż posiadam naturalne zdolności i skłonności do komputerów i matematyki, co nie tylko pozostawało w całkowitej zgodności z moim profilem osobowościowym, ale otwierało największe możliwości wspinania się na wyższe szczeble w tutejszej hierarchii i dowiedzenia się rzeczy, które warto było wiedzieć. Poza tym, w wypełnionych ankietach podałem, że dysponuję dużą wiedzą na temat starszych typów komputerów będących tutaj w użyciu.
Pod koniec czwartego dnia dotarło do mnie wreszcie, na co my tutaj czekamy. Najwyraźniej istniała potrzeba jakiejś kontroli i nie zamierzali puścić nas na szerokie wody jak jakieś dziewice cerberyjskie, nim nie poznamy, czym naprawdę jest wardenowska rzeczywistość. Jakby nie było, wspominali znaczenie bliskości. Dlatego wszystkie łóżka stały bardzo blisko siebie.
Aklimatyzacja, jak twierdzili, trwała jakieś trzy, cztery dni, więc to by się zgadzało. Czekali tedy na ten ranek, kiedy wszyscy — albo większość przynajmniej — obudzą się w cudzych ciałach.
Dla mnie oznaczało to poważny dylemat psychiczny. Jeśli przed wyjazdem stąd musi nastąpić wymiana, to wolałbym wyjechać jako mężczyzna — jednak z powodów osobistych, o których wcześniej wspomniałem, spałem w pobliżu pozostałych kobiet, choć w jakimś sensie oddzielony od nich. Zastanawiałem się ile to jeszcze dni może potrwać. I czy mam dość umiejętności i odwagi, by ciągnąć tę grę. W końcu podjąłem decyzję, że albo spróbuję, albo zostanę uwięziony na dłużej po niewłaściwej stronie. Dokonałem więc bardzo starannego wyboru, w którym uwzględniłem wiek, wygląd, kondycję fizyczną i tym podobne cechy mojego kandydata. Na szczęście, Hull Bruska był nieśmiałym, delikatnym mężczyzną, który nie sprawił mi większych kłopotów. Jego przestępstwo było jeszcze bardziej oddalone od bezpośredniego związku z ludźmi niż zbrodnia Qwin. Przerzucał on bowiem elektronicznie niewielkie części budżetu planetarnego na konta pogranicza, a czynił to wszystko w małym warsztacie naprawczym na jednym z cywilizowanych światów. Był dumny ze swoich osiągnięć i nie miał najmniejszych oporów przed rozmową na ich temat. Jak na ironię, przyczyną wpadki były zbytnie sukcesy. Na kontach niektórych banków pogranicza pojawiła się nadmierna ilość pieniędzy i zbyt wysokie aktywa przyciągnęły — co zrozumiałe — uwagę odpowiednich służb policyjnych. Naturalnie powinien był skorzystać z większej liczby banków niż tylko czterech, by rozłożyć bardziej równomiernie te nadwyżki. Kiedy bowiem aktywa banku zwiększają się czterokrotnie w niecałe dwa lata bez widocznej przyczyny, wiadomo, iż ktoś zapyta, jak to jest możliwe, ale specjalnością Bruski były maszyny, a nie subtelności związane z ukrywaniem łupów.
Co ciekawsze, nie miał on żadnych planów wykorzystania tych pieniędzy. Dokonał tego wszystkiego, jak mi powiedział, po prostu z nudów. Po dziewięciu latach poświęconych naprawie i przeprojektowywaniu komputerów finansowych, wymyślił ten system jako ćwiczenie umysłowe, „dla rozrywki”. Potem zdecydował się sprawdzić w praktyce wymyślony plan, a zobaczywszy, iż działa, nie mógł oprzeć się powtarzaniu tej operacji, chociażby po to, by sprawdzić, czy ujdzie mu to na sucho.
— Nie robiłem tym nikomu krzywdy — wyjaśniał — a oszukiwanie całej Konfederacji przynosiło mi niejaką satysfakcję. Czyniło ją dla mnie bardziej ludzką.
Czułem do Bruski sympatię, a ponieważ on lubił mówić dużo o sobie, nigdy nie przekroczyliśmy etapu trzymania się za ręce. Jako mężczyzna był tak nieśmiały, iż miałem nadzieję, że kiedy stanie się kobietą, otworzy to przed nim znacznie większe możliwości towarzyskie.