— Sądzę, że tak — odparła.
— Nie możesz sądzić. Musisz wiedzieć! Musisz być siebie absolutnie pewną, w przeciwnym razie na tym kończymy tę rozmowę, a ja szukam kogoś innego.
— Jestem pewna. Nie zrobiłabym… nie uczyniłabym niczego, co mogłoby zranić ciebie lub Dylan.
— W porządku. Naprawdę jesteś nam potrzebna. Potrzebna nam jest twoja wiedza. Jesteś, zdaje się, wyszkoloną pielęgniarką.
Skinęła głową. — Wszystkie jesteśmy w większym lub mniejszym stopniu. Mnie jednak interesowało to bardziej niż inne. Choć muszę przyznać, że Dylan ma wiedzę większą od mojej. Dłużej się tym zajmowała.
Pokiwałem głową. — Teraz potrzebne mi są dość podstawowe informacje. Po pierwsze, czy byłaś kiedyś poddana hipnozie?
Skinęła głową. — No pewnie. Stosują ją wobec nas podczas porodów, jako że nie bardzo możemy korzystać ze środków znieczulających. Chociaż trzeba powiedzieć, że niewielu mieszkańców Cerbera zgodziłoby się mieć cokolwiek wspólnego z hipnozą.
To bez wątpienia było prawdą. Oddanie pod czyjąś kontrolę swego aktualnego ciała nie mogło przychodzić łatwo. Nie na tej planecie.
— No dobrze — powiedziałem — z tego, co usłyszałem od Dylan, czasami niektóre matki dokonują wymiany, by pozwolić wydostać się na jakiś czas ze swojego ciała koleżankom w zaawansowanej ciąży. Taka sobie uprzejmość.
— Zgadza się. Nie zdarza się to nazbyt często, ale każda z nas kiedyś skorzystała z takiej możliwości.
— Świetnie. Czy jest ktoś, z kim mogłabyś dokonać wymiany na całą dobę?
Zastanowiła się. — Tak. Chyba tak. Mogłaby to być Marga, z tym że winna byłabym jej rewanż. Kiedy to miałoby być?
— Za dwa tygodnie. Od piątku wieczór do soboty wieczór, a może nawet do niedzieli rano.
— Załatwię to.
— Doskonale. Obgadaj też to wszystko z Dylan. Ja przez cały tydzień będę opracowywał plany i przeprowadzał symulacje. W następny weekend przeprowadzę mały test, by sprawdzić, czy są jakieś dziury w systemie zabezpieczenia firmy. I jeszcze dwie sprawy. — Wyciągnąłem z kieszeni kilka karteczek i podałem jej. Przyglądała się im zdziwiona.
— Co to takiego?
— Przypominasz sobie Otaha?
— Taaak?
— Zajmuje on się również ciekawszym przemytem, a nie tylko tym, który służy rozrywce — wyjaśniłem. — Gdybym to ja przyszedł do niego z tymi karteluszkami, mógłby zacząć coś podejrzewać, a przecież na moim koncie i tak brakowałoby pewnej sumy. Chcę, abyś ty lub ktoś, kto zrobi to dla ciebie bez zadawania zbędnych pytań, poszedł do sklepu Otaha i złożył zamówienie na te konkretne części. Trzeba mu powiedzieć, że są to części zapasowe niezbędne w razie nagłej inspekcji przeciwpożarowej w Domu Akeba. Trzeba mu też powiedzieć, że muszą one dokładnie odpowiadać tym z listy, ze względu na nietypowe wyposażenie waszego Domu. Gdyby wypytywał o szczegóły, należy robić wrażenie, że się nic więcej na ten temat nie wie, przy czym nalegać, by były to ściśle te właśnie części, a nie jakieś odmiany czy zamienniki.
Patrzyła na schematy, obracając przy tym kartki na wszystkie strony. — Nietrudno mi będzie udawać ignorancję. Co to takiego?
— Mikroprocesory pamięci komputerowej — odpowiedziałem. — Potrzebne mi są jak najszybciej, w każdym razie przed upływem tygodnia. Rozumiesz?
Skinęła głową. — Czy on je produkuje?
— Raczej je zamawia u kogoś.
— Ile mogę za nie zapłacić?
— Powiedziałaś, że masz prawie nieograniczony kredyt. Dlaczego zresztą pozwalałem ci płacić za nasze wspólne obiady. Cena na pewno będzie wysoka, skoro transakcja nie jest całkiem jawna. Prawdopodobnie jakieś dwieście czy trzysta jednostek za sztukę.
Aż zagwizdała. — Ojej.
— To zbyt dużo jak na twoje możliwości?
— Nie, ale to znacznie więcej niż zazwyczaj płacę za cokolwiek.
— Czy to będzie natychmiast widoczne na twoim osobistym koncie?
— Och nie. My nie posiadamy kont. To jeszcze jeden sposób, byśmy były bose i brzemienne. Konto należy do Domu Akeba.
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem. — Czy wiesz — powiedziałem — że nigdy przedtem nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak pociągająca może być dla mężczyzny kobieta w ciąży.
Na Boga, mówiłem w duchu, ten wariacki, szalony, kompletnie absurdalny plan może się udać!
— Opowiedzcie mi o nuraformie — poprosiłem obydwie, kiedy znaleźliśmy się piątkowego wieczora na łodzi.
— To środek znieczulający, jeden z niewielu, jakie tutaj działają — odpowiedziała Dylan. — Wciągasz go kilkakrotnie w płuca i wyłączasz się na co najmniej dwadzieścia minut… z tym że, kiedy jesteś pod jego wpływem, nie możesz dokonać wymiany ciał. Dlatego zresztą jest dozwolony. Stosują go podczas poważniejszych zabiegów lub w razie wypadku, kiedy trzeba złagodzić silny ból. Jest to jednak substancja znajdująca się pod ścisłą kontrolą. Dostęp do niej mają jedynie lekarze i personel medyczny.
— To żaden problem — powiedziałem. — W przychodni firmy jest tego pewna ilość. Bez trudu mogę go ukraść.
— Nie ma potrzeby — powiedziała, wyjmując niewielką fiolkę z kieszeni. — Na kanonierkach i trawlerach zawsze jest tego maleńki zapasik.
Ucałowałem ją serdecznie.
— Ale jaki będziesz miał pożytek z nuraformu? — spytała Sanda. — Przecież nie można dokonać wymiany pod jego wpływem, a jak kogoś pozbawisz przy jego pomocy przytomności, to będzie tego świadomy.
— Nie, nie będzie, o ile będzie spał — odpowiedziałem. — Słuchajcie, przejdźmy teraz do następnych etapów tej operacji. Co z mikroprocesorami?
— Przyjął zamówienie, choć wymagało to z mojej strony sporego wysiłku. Musiałam na dodatek pożyczyć ciało Margi i teraz mam wobec niej zobowiązanie.
— Wymyśl, co by to miało być, a ja ci to dostarczę — zapewniłem ją. — Kiedy będziesz je mogła odebrać?
— We wtorek. W żaden sposób nie chciał się zgodzić na wcześniejszy termin. Mogę po nie kogoś posłać, bo zapłaciłam z góry.
— W porządku. Będą mi potrzebne we wtorek wieczorem, wobec czego wpadnę osobiście, żeby je odebrać. Wszystko idzie zupełnie nieźle… jest mniej problemów, niż przypuszczałem. Okazuje się, że można dokonać cudów, kiedy wykonuje się brudną robotę dla swojego szefa. Normalnie uzyskanie tej ilości informacji zajęłoby rok ciężkiej i bardzo ryzykownej pracy.
— A ja w dalszym ciągu twierdzę, że ty jesteś szalony, a twój plan jest wariacki — powiedziała Dylan, kręcąc głową. — Jest na tyle wariacki i skomplikowany, że w żaden sposób nie może się dać.
— A uważasz, że taka operacja mogłaby być łatwiejsza? Przecież każdy prezes korporacji, każdy szef syndykatu znalazł się na swoim stanowisku, dokonując wariackich i przestępczych czynów w odpowiednich, oczywiście, momentach. A teraz ich detektywi zorientują się, że zrobiono ich na szaro. W ciągu dwóch tygodni wykombinują, jak tego dokonano, chociaż, mam nadzieję, nie stwierdzą, kto tego dokonał, tym bardziej, że ja nic na tym wszystkim nie zyskuję, a wręcz przeciwnie, zostaję odstawiony na boczny tor. To znaczy, oni na pewno znajdą właściwe rozwiązanie, ale intryga jest na tyle szalona, że sami w to wszystko nie uwierzą i machną ręką. Jeśli zaś chodzi o to, że plan jest skomplikowany… tak, mnie samemu to się nie podoba. Bowiem, czym bardziej coś jest skomplikowane, tym większa szansa, że pójdzie nie tak jak trzeba. Poczyniłem jednak pewne zabezpieczenia pozwalające wycofać się z tego wszystkiego praktycznie w każdym momencie, tak że jeśli wykonamy dobrze nasze zadania, ryzyko wpadki jest minimalne. Nie martwcie się tą stroną zagadnienia… pomyślcie raczej o naszych zadaniach.