Выбрать главу

— Ciągle mi trudno uwierzyć, że istnieje cały duży biznes zajmujący się dostawą części do komputerów i tym podobnych rzeczy — odezwała się Sanda.

Uśmiechnąłem się. — Zawsze jest miejsce na takie usługi i na takich ludzi jak Otah.

— Do czego jednak to wszystko może być ludziom potrzebne? Chyba tylko do popełnienia przestępstwa.

— Część na pewno służy właśnie temu, ale niewiele, w przeciwnym razie władze dawno by już zlikwidowały ten proceder — powiedziałem. — W większości jednak przydaje się to ludziom przy wprowadzaniu jakichś zmian i usprawnień w domu i w pracy — zmian nie aprobowanych przez producentów, którzy chcieliby kontrolować absolutnie wszystko, co dotyczy maszyn i urządzeń. Niektóre służą do modyfikacji systemów zabezpieczających akcje i udziały, tak żeby nikt niepowołany nie dostał się tam, gdzie nie należy. A niektóre, jak w tej naszej historyjce, potrzebne są dlatego, iż ludzie zapominają naprawić to, co objęte jest kodem gminy, jak alarm przeciwpożarowy i policyjny, bo są zbyt leniwi albo te rzeczy były zbyt tanie, by objąć je wcześniejszym kontraktem konserwacyjnym i bywają przyłapani na tym przez niespodziewaną kontrolę inspektorów.

Wzruszyła ramionami i popatrzyła podejrzliwie na ciągle jeszcze nie odpakowaną paczuszkę.

— Skąd możesz mieć pewność, że to będzie działało? Albo że Otah cię nie oszukał, dostarczając jakieś standardowe części?

— Niedługo by przetrwał w tym interesie, gdyby robił coś takiego, ale jeśli to rzeczywiście zrobił, to nasz plan nie wypali i będziemy musieli obmyślić coś nowego, to wszystko.

— Ale dlaczego potrzeba ci ich aż tyle?

Uśmiechnąłem się szeroko. — Bo awaria musi robić całkiem naturalne wrażenie. To są standardowe mikroprocesory, stosowane w starych, szacownych systemach, z jakich ta gmina korzysta od lat z niewielkimi tylko zmianami. Są tak zaprojektowane, że reagują na różne obciążenia systemu. Nie można pozwolić, by coś zawiodło jedynie raz, bo przyjdą i po prostu to naprawią. Musi nastąpić cała seria awarii, a to oznacza, że gdy jedno z nich wysiądzie i zostanie naprawione, to wysiądzie następne i tak dalej.

— A czy to właśnie nie wyda się podejrzane?

— Nie znasz maszyn. Niech jedna część nawali, zaraz psują się następne. Nie, czym więcej znajdą uszkodzeń, tym bardziej będą obwiniać przestarzały system, który nie wytrzymał próby czasu. Wierz mi… znam się na tym.

Objęła mnie ramieniem. — Ufam ci, Qwin. To jedynie dlatego, że to wszystko jest takie… takie niewiarygodne. Ja nigdy bym nie wpadła na tak szalony pomysł.

— No właśnie — powiedziałem. — To jest powód, dla którego ludziom takim jak ja — dobrym fachowcom i oszustom — tak wiele się udaje. Człowiek przeciętny, czy nawet przeciętny policjant, nie jest w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego.

— A sądzisz, że się nauczą?

— Już się nauczyli — powiedziałem — Konfederacja utworzyła korpus specjalistów, by chwytać ludzi myślących w taki sposób.

— Brzmi to fascynująco. Ale na pewno do tej pory ktoś musiał przecież wymyśleć jakiś niezawodny system.

Nie mogłem powstrzymać się od głośnego śmiechu. — Niezawodne systemy wymyśla się co roku od zarania ludzkości. Są niezawodne tak długo, dopóki nie pojawi się następny geniusz, który je złamie.

Dotyczy to również ciebie, Wagancie Laroo, pomyślałem, patrząc na ocean w kierunku południowo-wschodnim. Nigdy nie było fortec nie do zdobycia i nigdy nie istniała niezawodna ochrona. Przyjdę po ciebie, Wagancie Laroo. Powoli, krok za krokiem, ale przyjdę. I nawet twoi przyjaciele — obcy, nie uratują cię przede mną.

Mimo moich gładkich zapewnień składanych Sandzie, tak naprawdę to nigdy nie dowierzałem żadnym przemytnikom i szmuglerom. We środę sprawdziłem obwody w laboratorium. Było to fascynujące zajęcie; komputer był tak maleńki, iż ledwie widoczny gołym okiem, chociaż było to urządzenie bardzo przestarzałe. Możliwości współczesnych komputerów były przerażające, ale nikt ich tak do końca nie wykorzystywał, a to z powodu lęków kochających władzę i jednocześnie słabych liderów, którzy obawiali się przejęcia kontroli nad ludzkością przez tych, którzy posuną się za daleko. Tutaj, na Cerberze, gdzie system był znacznie bardziej opóźniony, prawdopodobnie uczeni sprzed kilku wieków lepiej orientowaliby się w tym, co właśnie robiłem.

Historia ludzkości zawsze tak wyglądała — stulecia, nawet milenia niewiarygodnie powolnego rozwoju, po których następowało kilka stuleci gwałtownego przyspieszenia i narastania wiedzy, potem załamanie, cofnięcie się i długie okresy zacofania. Nie jesteśmy, co prawda, tak zacofani jak inni, ale ta analogia jest mimo to prawdziwa. Nie były to bowiem czasy wielkiego postępu, chociażby z przyczyn politycznych, ani też odpowiedni dla nich wiek. Byliśmy neandertalczykami, prymitywami zdolnymi wyposażyć nasze jaskinie w klimatyzację i zdolnymi polować na dinozaury przy użyciu pojazdów mechanicznych.

Mikroprocesory były w porządku. Ludzie Otaha zrobili, co do nich należało, a teraz ja miałem pokazać, co potrafię.

W środowy wieczór sprawdziłem stan techniczny firmowego helikoptera, w czym nie było zresztą nic niezwykłego, skoro następnego dnia miałem się znaleźć w Gomorze, jakieś sto dziesięć kilometrów w kierunku północnym, gdzie zaplanowano konferencję na temat reorganizacji, zupełnie rutynowa sprawa. Do rutyny nie należało natomiast to, co robiłem później, przebrany w kombinezon Obsługi Systemów Tookera i uzyskaną przy pomocy odpowiedniej sztuczki torbą z narzędziami w ręku.

Początkowo zatrzymałem się w kompleksie mieszkaniowym, leżącym osiem kilometrów na zachód od głównego zakładu. Wszedłem bez kłopotu, dzięki swej własnej, autentycznej karcie identyfikacyjnej od Tookera — nie zapisali nawet mojego nazwiska, sprawdzili jedynie, czy twarz odpowiada zdjęciu — i wkrótce znalazłem się w gabinecie administratora.

— Całość głównego systemu alarmowego miasta poddawana jest przeglądowi — powiedziałem pani administrator. — Bez przerwy mieliśmy ostatnio jakieś awarie. Nigdy nie wiadomo, czy coś się nie zepsuje, dopóki do takiej awarii nie dojdzie, dlatego też każą nam wszystko sprawdzić tak na wszelki wypadek.

— Proszę robić swoje — powiedziała beztrosko. — Poziom czwarty, tuż nad linią wodną.

Skinąłem głową, podziękowałem, po czym dodałem: — Ten system jest tak przestarzały, że być może wreszcie wam się znudzi i zainstalujecie nowy.

— A jakże! — wykrzyknęła. — Nie wcześniej chyba niż spłonie Siedziba Zarządu Miasta czy też woda zaleje te najbardziej eleganckie rezydencje!

Zjechałem w dół windą służbową i odnalazłem szybko przewód główny, od którego odchodziły linie systemu przeciwpożarowego na poszczególne piętra i do każdego pomieszczenia. Słabością systemu — którą natychmiast odkryłem — był fakt, iż ludzie zmuszeni byli budować wszystko na drzewach, a nie mogli zabić tych drzew, czy też zastąpić ich czymkolwiek innym, z powodu braku innych niż one fundamentów. A ponieważ większa część roślin skryta była pod powierzchnią wody, ich górne partie były na ogół puste w środku, a system krążenia zarówno zredukowany, jak i wystawiony na działanie słoneczne.

Innymi słowy, niezależnie od tego, jakich materiałów użyto wewnątrz budynków, znajdująca się na zewnątrz kora stanowiła materiał łatwopalny i ją to głównie obejmował miejski system alarmowy. Choć trudno byłoby podpalić to, co człowiek skonstruował w środku drzewa, to ponieważ było się jednak ciągle przez to drzewo otoczonym, odległość do wyjścia pożarowego zawsze była znaczna. Pożar byłby więc olbrzymim zagrożeniem, szczególnie że dym blokowałby dostęp do wyjść awaryjnych.