Minęła prawie pełna godzina, nim Dylan mogła dokonać swojej wymiany. Kiedy już znalazła się w nowym ciele, stwierdziła, że przygotowała i ułożyła własne ciało właściwie, bowiem kobieta się nie obudziła.
Zdecydowała, iż zaryzykuje i nie skorzysta z pomocy nuraformu. Kobieta spała płytko i niespokojnie i mogła się łatwo przebudzić. Podeszła tedy szybko do konsolety, podobnie jak Sanda, i wykonała instrukcje co do joty. Zajęło to jej niecałe pięć minut, mimo iż uwzględniała wszystkie zmiany dokonane przez Sandę piętro niżej.
Zerkała od czasu do czasu na śpiącą postać za szybą i miała kilka nerwowych momentów, kiedy ta poruszyła się we śnie. Wyciągnęła się ponownie na podłodze, odprężyła i pozwoliła swej jaźni popłynąć w kierunku tamtej postaci. Jej własne ciało było tak zmęczone i obolałe, iż lękała się, że sama przypadkowo może, ni stąd ni zowąd, zasnąć.
Sanda obudziła się w swoim fotelu z potwornym bólem głowy i z niezbyt ostrym widzeniem. W końcu to jej własne ciało poddane zostało działaniu nuraformu.
Popatrzyła na szybę i… zamarła. Ciało nadzorcy poruszyło się, po czym mężczyzna przebudził się i rozejrzał wokół ze zdziwionym wyrazem twarzy. Wstał, przy czym nie patrzył w jej kierunku, ale w kierunku automatów sprzątających, znajdujących się w najdalszej części pomieszczenia.
Rzucił jakiś rozkaz i automat zaczął się do niego zbliżać. Wykorzystując powstały hałas. Sanda ześlizgnęła się z fotela i klęcząc, odepchnęła go silnie od siebie w dół korytarza, nie spuszczając przy tym przez cały czas oka z mężczyzny. Był to pełen napięcia moment, ale uratował ją fakt, że po pierwsze nadzorca niczego nie podejrzewał, a po drugie, światła w pomieszczeniu bankowym odbijały się od szyb, maskując większość tego, co działo się w półmroku korytarza. Raz czy dwa wydawał się patrzeć w jej kierunku, powodując, że zastygała w bezruchu, ale za każdym razem odwracał wzrok na coś innego lub po prostu potrząsał głową i ziewał szeroko.
Dopiero kiedy dotarła do salki konferencyjnej i zamknęła dokładnie drzwi, odprężyła się nieco i uspokoiła swą bolącą głowę. Miała już sobie pogratulować udanej akcji, kiedy uświadomiła sobie, że zostawiła tam, przy tamtych drzwiach, buteleczkę z nuraformem. Choć roztrzęsiona i zdenerwowana, zachowała jednak dość zdrowego rozsądku, by wiedzieć, że teraz już nic na to nie może poradzić.
Nadzorca zebrał swoje automaty, ziewnął, przeciągnął się i zastanawiał się przez moment, co też mogło spowodować to dziwne uczucie w jego głowie. Kładąc je na karb zmęczenia, zabrał automaty i opuścił pomieszczenie bankowe.
Automat sprzątający ruszył wzdłuż korytarza, wciągając w swe wnętrze wszystkie śmieci, jakie napotykał na drodze, a razem z nimi wciągnął i ową małą buteleczkę.
Dylan mogła dokonać wymiany dopiero jakieś dwie godziny później. Były to długie, nerwowe godziny, w czasie których wydawało się jej, że śpiąca obudzi się w każdej chwili, lub co gorsza, że ona sama w którymś momencie zaśnie. Mimo to udało jej się dokonać wymiany, po części dzięki zmęczeniu kobiety, a po części dzięki wygodnej pozycji, jakie jej ciało zajmowało. Wróciła do swej kryjówki w gabinecie Sugala i odprężyła się.
Ja z kolei byłem całkowicie nieświadom tego, co się w tym czasie działo. Pożegnałem moje podwójne, damskie alibi i rozpocząłem nerwowe oczekiwanie. Najbardziej lękałem się tego, iż jedna z nich, a może nawet obie mogą mieć kłopoty z pierwszą wymianą, ewentualnie z powrotem do własnego ciała. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, że nadzorcy utną sobie drzemkę; zawsze to robili, a moje fałszywe alarmy na pewno spowodowały, iż ta noc nie była, w tym względzie, wyjątkiem.
Z ich harmonogramu usunąłem również salkę konferencyjną i gabinet Sugala. Nie było w tym nic niezwykłego. Pomieszczenia te i tak nie miały być używane przed poniedziałkiem, a mimo obsady zmniejszonej o połowę, do tego czasu zdążono by je posprzątać.
Przespałem się troszeczkę i około szóstej rano zjawiłem się u Tookera. Było to co prawda bardzo wcześnie, ale w tym napiętym okresie nie było to aż tak nadzwyczajne. Pracowało się bowiem albo do pełznych godzin nocnych, albo zaczynało się pracę o wiele wcześniej niż normalnie. A ja już od dłuższego czasu przychodziłem do pracy bardzo nieregularnie, tak że wszelkie zapisy nie wykazałyby nic szczególnie dziwnego.
Kiedy znalazłem się w na pół jeszcze pustym budynku, udałem się wprost do mego biura i podniosłem słuchawkę telefonu. Przed ósmą, nim komputer główny budynku nie osiągnął swojego normalnego stanu, wszelkie rozmowy zewnętrzne były niemożliwe, ale wewnętrzny system telekomunikacyjny działał bez zakłóceń. Zadzwoniłem do gabinetu Sugala, poczekałem, aż sygnał zabrzmi dwukrotnie i odłożyłem słuchawkę. Po chwili zadzwoniłem ponownie.
— Qwin? — usłyszałem przejęty głos Dylan i odczułem pewną ulgę.
— Tak. A któżby inny? Jak poszło?
— Z kłopotami, ty łobuzie. O wiele bardziej wolałabym polować na borki.
— Ale zrobiłaś to?
— Tak, zrobiłam wszystko co trzeba, chociaż ciągle nie mogę w to uwierzyć. A Sanda?
— Jeszcze do niej nie dzwoniłem. Zrobię to za chwilę.
— Słuchaj, czy przypadkiem ktoś tu się nie zjawi lada moment? Kiedy wreszcie będę mogła opuścić to mauzoleum? Umieram z głodu!
— Znasz przecież panujące tu zwyczaje. O siódmej trzydzieści ogólnie dostępne windy zaczynają działać, a ty jesteś na poziomie biurowym. Wsiądź do pierwszej lepszej windy o siódmej trzydzieści, zjedź na poziom główny i wyjdź przez wyjście zapasowe tak, jak ci wcześniej powiedziałem. Nie potrzebujesz tam żadnej karty.
Była to naturalnie prawda, ale i tak odpowiednie urządzenia przy wyjściu zarejestrują jej obraz wraz z datą i godziną. Nie stanowiło to jednak większego problemu. Jak tylko obie zakończą swoje zadania, wykorzystam ten mały, a pożyteczny kod Sugala, żeby zmazać wszystkie zapisy.
Dodałem jej jeszcze nieco otuchy i zadzwoniłem do salki konferencyjnej, powtarzając uprzednią procedurę. Sanda podniosła słuchawkę, a głos miała jeszcze bardziej zdyszany i nerwowy niż Dylan.
— Jak poszło?
Opowiedziała mi wszystko po kolei, o tym, jak się nadzorca obudził, jak zapomniała o buteleczce i jak jej już później tam nie było. Uspokoiłem ją uwaga, iż przecież te same automaty sprzątały także znacznie większy teren, włącznie z kilkoma korytarzami.
Nieco uspokojona, wylewała z siebie potoki słów. — To było — mówiła — najbardziej fascynujące przeżycie w całym moim życiu. Większe niż narodziny pierwszego dziecka!
Roześmiałem się, po czym przypomniałem jej, jak wygląda procedura opuszczania budynku i upewniłem się, iż także ona znajdzie się na zewnątrz przed siódmą czterdzieści pięć. Wtedy właśnie zamierzałem zająć się zapisami systemu ochrony.
Usiadłem wygodnie z uczuciem pełnej satysfakcji. Obie miały rację: plan był absurdalny i nie mógł się powieźć przy tej ilości czynników poza moją kontrolą. A przecież się powiódł. Zadziałał idealnie. I wszyscy troje mieliśmy doskonałe alibi.
Miałem kilka zapasowych pomysłów na wypadek, gdyby coś poszło nie tak jak trzeba, włącznie z przekonywującą historyjką, jak to zamknięto je w budynku i tym podobne. Wszystko to jednak wywołałoby mnóstwo podejrzeń i mogłoby rozwalić cały plan, nawet gdyby w nie uwierzono. Na szczęście, nie trzeba z nich było korzystać. Poszło dość gładko i prosto.