O siódmej czterdzieści pięć wymazałem zapis w urządzeniach zabezpieczających.
O ósmej szef ochrony sprawdził zapisy i stwierdził, iż nikt niepowołany tamtędy nie przechodził. O tej porze ja pracowałem już w najlepsze i planowałem skończyć pracę o dziesiątej. Byłem cholernie zmęczony.
Na papierze ten cały plan wyglądał na szalony i rzeczywiście takim był; zarazem jednak uwzględniał słabości wewnętrzne wbudowane w system. Przekonanie, iż nic — z wyjątkiem legalnego werdyktu sądowego — nie może spowodować wymiany wbrew twojej woli, pozwoliło właśnie na jej dokonanie w przypadku nadzorców przebywających w pustym i dobrze im znanym budynku.
Ostatecznym jednak czynnikiem, który tę wymianę umożliwił, była pewność zakodowana w umyśle każdego Cerberejczyka, że nawet jeżeli uda ci się sposobem elektronicznym ukraść pieniądze, to i tak nie będziesz mógł z nich skorzystać; stąd nikt nawet nie tracił czasu na tego rodzaju próby. Wystarczyło kilka znanych przykładów takich nieudanych operacji w przeszłości.
Piękno tej całej intrygi polegało na tym, że całkowicie niewidoczne były jej motywy, a człowiek, któremu te motywy były znane, nie miał najmniejszego pojęcia o szczegółach jej przeprowadzenia.
Rozdział dziewiąty
KRAJOBRAZ PO BITWIE
W niedzielne popołudnie nasza trójka, z Sandą we własnym ciele, zorganizowała na łodzi małe przyjęcie dla uczczenia zakończenia akcji. Byłem szczególnie dumny z Sandy, której dominującą reakcją na minione wydarzenia było wyrażenie ochoty na wzięcie jak najszybciej udziału w podobnym przedsięwzięciu.
Dylan miała poważniejszy stosunek do całej sprawy; była ona w równym stopniu co ja sam świadoma ryzyka i niebezpieczeństw związanych z akcją tego typu. Byliśmy do siebie bardzo podobni, pomimo różnych życiorysów, tyle że ona była o wiele bardziej praktyczna ode mnie. Tak jak i ci, którzy przeprowadzą śledztwo w tej sprawie, potrafiłaby ona opracować szczegóły takiej intrygi, a nawet ją wymyśleć, tyle że nigdy nie byłaby zdolna do jej samodzielnego wykonania. Gdyby nie brała w niej udziału, nie uwierzyłaby, iż ktokolwiek jest do tego zdolny. To, naturalnie, mogło stanowić właśnie ową wielką niewiadomą dla prowadzących ewentualne śledztwo.
— Posłuchaj — powiedziałem do niej. — Ludzie, którzy rządzą tym światem — prezesi korporacji, bossowie syndykatów, administracja centralna — to wszystko doskonali „pływacy”, potrafiący przetrwać w każdej sytuacji. To oni mają dość odwagi i inteligencji, by przeprowadzić akcję i wyeliminować konkurencję — i dość szczęścia, a o pechowcach czyta się w nagłówkach gazet.
— Cóż, tym razem to my mieliśmy szczęście — powiedziała — i dokonaliśmy tego, o co nam chodziło. Ale może nas ono kiedyś opuścić. Gdyby opuściło nas wczoraj, to nie twój umysł znalazłby się w drodze na księżyc Momratha, ale nasze, Sandy i mój. Ona może zresztą robić, co jej się żywnie podoba, ale nie ja. Ja nie mam więcej zamiaru nadstawiać karku, biorąc udział w twoich ryzykownych przedsięwzięciach.
— Nie będziesz już musiała — zapewniłem ją tak szczerze, jak tylko umiałem. — Pomoc, owszem. Jesteśmy przecież partnerami, nasza trójka. Ale rzecz taką jak ta robi się tylko raz. Od tej pory to będzie już zupełnie coś innego… i jedynie ja będę w stanie osiągnąć ostateczny cel.
— Ciągle zamierzasz dopaść Waganta Laroo?
Skinąłem głową. — Muszę, i to dla wielu powodów.
— A jeśli sam zginiesz podczas tej próby?
Uśmiechnąłem się. — Spróbuję ponownie. Po prostu wyślą drugiego mnie, a potem jeszcze jednego, tak długo dopóki zadanie nie zostanie wykonane.
Tego samego popołudnia wyjawiłem jej resztę prawdy o sobie. Po tym, co zrobiła, uważałem, że ma do tego prawo. Przyznaję, że chciałem uspokoić Dylan, zapewniając ją o braku ryzyka. Jednak tak naprawdę nie wiedziałem, co się wydarzy i kto lub co będzie mi potrzebne. Byłem pewien, nie obejdę się prawdopodobnie bez jej łodzi. Jeśli zaś chodzi o moje zapewnienie, że jesteśmy partnerami, to w tym wypadku byłem śmiertelnie poważny. Naprawdę i lubiłem, i podziwiałem te dwie tak różne przecież kobiety, tak inne od tych, z którymi spędziłem piątkowy wieczór, od tych dwóch istot o przyziemnych marzeniach i przyziemnej fantazji, obracającej się jedynie wokół klubów wymiany ciał i biurowych plotek.
Następne tygodnie były bardzo nerwowe. Liczyłem na to, że cały ten system podlega ludziom fachowym i kompetentnym, rozumiejącym sposób działania umysłów przestępczych, ponieważ każdy z nich przecież takowy posiadał. Niemniej, po sukcesie naszej misji, zacząłem żywić pewne obawy, że trochę ich przeceniłem i zagrałem zbyt subtelnie.
A jednak, pewnego późnego popołudnia odwiedził mnie Sugal, robiący wrażenie człowieka, który uzyskał nagle żywot wieczny i wielką fortunę na dodatek. — Zawiesili Khamgirta oznajmił.
— O? — Próbowałem udawać nieświadomego, choć wewnętrznie czułem, jak rośnie moje zadowolenie.
— Wygląda na to, że oddawał się hazardowi. Miał długów po uszy i przelewał pieniądze korporacji na różne drobne konta. Kontrola bankowa sprzed kilku dni ujawniła stosowany system i zaprowadziła kontrolujących wprost do jego osoby.
— No no, któż by pomyślał? — powiedziałem z sarkazmem.
Zamilkł na moment. — To twoja robota, prawda? — wykrztusił pod wpływem nagłego objawienia. — Ty… wrobiłeś go? Jak?
— Ja? Nic podobnego — odpowiedziałem z udawaną powagą. — Wyobrażasz sobie, że można byłoby coś takiego w ogóle przeprowadzić? To niemożliwe! — Po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem.
Przez chwilę śmiał się wraz ze mną, a następnie zamilkł i przyglądał mi się jakoś dziwnie.
— Co też, do diabła, takiego zmalowałeś, że zesłano cię tutaj?
— To co zwykle. Oszustwa komputerowe.
— Jak, do diabła, udało się im nakryć cię?
— Tak samo jak Khamgirta — odpowiedziałem. — I stąd zresztą zaczerpnąłem swój pomysł.
Zagwizdał. — A niech mnie diabli. W porządku, nie będę zadawał więcej pytań. Sprawy przebiegają teraz w dość gwałtowny sposób, tym bardziej że Khamigrt nie tylko wszystkiemu zaprzeczył, ale i przeszedł pozytywnie test prawdy.
— Jasna sprawa. Oni dobrze wiedzą, że ktoś go wrobił. Ale to i tak nic mu nie pomoże. Och, nie przejmuj się, nie zabiją go, nie ześlą do kopalni, ani nic w tym sensie. Poślą go w odstawkę, dając tylko lekkiego klapsa. Nie za sprzeniewierzenie. Wiedzą, że to nie on. Za to, że dał się wrobić. Oznacza to bowiem, że nie tylko nie potrafi ochronić siebie i swych tajemnic, ale że jest po prostu słaby. A syndykat nie pozwala popełniać błędów. Pamiętaj o tym, kiedy znajdziesz się w gronie wielkich i potężnych.
Skinął głową. — Brzmi to logicznie. Ale co się stanie, jeśli wyjaśnią to wszystko i dojdą do nas?
— Co masz na myśli, mówiąc nas? — rzuciłem ostro. — Nie miałeś z tym nic wspólnego, poza dostarczeniem pewnych informacji, których pochodzenia nie będą w stanie połączyć z żadną konkretną osobą z wyższego kierownictwa. Nie ma się o co martwić. Będą odczuwać pewien rodzaj szacunku dla tego, który to wszystko przeprowadził. To była ryzykowna operacja i wymagała sporo szczęścia, ale jednak się udała. Możliwe, że wymyślą, jak tego dokonano, ale nigdy nie dojdą do tego, kto to wykonał. Odpręż się i wykorzystaj sytuację. Zakładam, że teraz awansujesz?
— Właśnie w związku z tym przychodzę. Poproszono mnie, żebym objął stanowisko kontrolera korporacji, podczas gdy kontroler będzie pełnił obowiązki prezesa. Wreszcie stąd odejdę. Nie uda nam się jednak wykonać w tym kwartale sztucznie zawyżonego planu Khamgirta. Na szczęście jako kontroler będę w stanie go dostosować tymczasowo do bardziej realnych liczb, a być może wykazać nawet przed radą nadzorczą, iż była to ze strony Khamgirta skierowana przeciwko nam akcja. Uwierzą teraz we wszystko, co się o nim powie.