— A kiedy ja uzyskam swoją zapłatę? — spytałem powoli.
Zastanowił się przez chwilę. — Daj mi miesiąc na zorientowanie się, jak tam się mają sprawy. Wtedy zadziałam; nie zdziwią się, iż mam ochotę wynagrodzić kilku starych współpracowników. Jest ogólnie przyjętym zwyczajem zabieranie własnych ludzi i robienie ich swoimi zastępcami. Wcześniej nie ośmieliłbym się wykonać takiego ruchu.
Skinąłem głową. — Zgoda. Mam tu i tak jeszcze sporo roboty — firmowej roboty, nie rób takiej przerażonej miny. Są jednak jeszcze dwie sprawy.
Minę miał teraz trochę niewyraźną. — Co masz na myśli? Przecież umowa była jasna.
Skinąłem głową. — Ja ją dotrzymam… Te dwie sprawy to jedynie dwie przysługi. Jedna, to umożliwienie mi, od czasu do czasu, spotkania — może być w formie służbowego lunchu — z pełniącym obowiązki kontrolera. Muszę po prostu wiedzieć, co się dzieje, i znać najnowsze firmowe plotki.
Odprężył się. — To żaden problem.
— Druga przysługa jest innego rodzaju i nie jest bezwzględnie konieczna i potrzebna. Mógłbym tę sprawę przeprowadzić swoim sposobem, ale tobie łatwiej będzie to uczynić normalnymi kanałami.
— Mów, proszę.
— Jest pewna młoda kobieta, która zrobiła sporo dla nas obu, a która przywiązana jest na stałe do macierzyństwa i chciałaby z nim skończyć. Jest inteligentna, utalentowana i bardzo odważna. Chciałbym ją z tego wyciągnąć — w pewnym sensie jestem jej to winien.
Myślał przez chwilę. — Rozumiem twoje powody, ale to bardzo trudny problem. Nie znam nikogo, kto byłby władny to zrobić, chyba że wymusiłoby się werdykt w jej sprawie — na przykład, poprzez schwytanie kogoś, kto popełnia wobec niej przestępstwo. A to byłoby dla niej wielce nieprzyjemne.
Skinąłem głową. — Spytałem tak na wszelki wypadek. A nuż jest jakieś wyjście z tej sytuacji.
— Słuchaj, coś ci powiem. Daj mi na to trochę czasu, przynajmniej ze dwa miesiące, a ja zobaczę, co się da zrobić. Zgoda?
Zgodziłem się. — Możemy poczekać. Wkrótce i tak ma sześć-dziesięciodniowy urlop, wobec czego nie jest to aż tak pilne. Powiedz mi tylko, jeśli nie będziesz mógł nic zrobić, dobrze? Nie potrzebujesz jej danych?
Uśmiechnął się. — Nie potrzebuję. Na ogół wiem, co moi podwładni robią.
To oświadczenie wywołało mój lekki podziw. Niemniej czułem się zmuszony troszeczkę go przycisnąć.
— Jak pan widzi, panie Sugal, dobry ze mnie przyjaciel… i lojalny. Nie oszukam pana ani teraz, ani w przyszłości, o ile naturalnie pan mnie nie oszuka. Proszę pamiętać, że mamy wspólny interes w ochranianiu się nawzajem. Jeśli wpadnie pan w tarapaty, sonda psychiczna może mnie wyniuchać. Jeśli ja wpadnę, będzie na odwrót; dopadną pana. Marny więc obaj wspólny interes — nasze dobro.
— To zabawne — powiedział — Właśnie zamierzałem wygłosić podobną mowę do ciebie.
Po tej rozmowie wypadki toczyły się powoli, ale zgodnie z harmonogramem. Sugala awansowano, po miesiącu plany u Tookera uległy redukcji, a zespół rządowy ustalił wraz z kadrą miejscową nowe wartości, stwierdzając, iż poprzednie były nierealistyczne i błędne. Dało nam to nieco tak potrzebnego luzu.
W tym samym czasie okręgowa straż pożarna zainstalowała całkowicie nowy system alarmowy, personel dozorujący sprzątanie został wymieniony, a procedura samego sprzątania zmieniona. Kilka osób — w tym i mnie — dyskretnie przesłuchano. Przesłuchujący naturalnie niczego nie wykryli i atmosfera bardzo szybko wróciła do normalności.
Pod koniec miesiąca Sanda urodziła dziewczynkę, a po tygodniu od tego faktu wyglądała i zachowywała się tak jak przed tym wszystkim. Powiedziałem jej, iż zajmuję się jej problemem, ale że może to zająć trochę czasu i wydawała się akceptować bez zastrzeżeń moje wyjaśnienia. Po naszej wspólnej małej przygodzie pokładała całkowitą ufność w moich możliwościach, co naturalnie zobowiązywało mnie do dotrzymania przyrzeczenia.
W dość krótkim czasie dokonano u Tookera reorganizacji, mianowano nowego dyrektora, wielu moich kolegów i współpracowników awansowało i przeszło do innych wydziałów, kilku zwolniono, głównie tych, o których było wiadomo, iż są ludźmi Khamgirta. Jeśli zaś chodzi o moją osobę, to mianowano mnie prezesem Hroyasail Limited, firmy, w której Tooker miał sto procent udziałów. Stanowisko było świetnie płatne, a ja zdawałem sobie sprawę z tego, iż tak naprawdę to jest ono zupełnie zbędne i stworzone zostało — jak wiele innych — dla ludzi, którzy poszli w odstawkę, takich jak Khamgirt. Mój awans nie zdziwił nikogo, bowiem tłumaczono go sobie osobistą decyzją związaną z moimi stosunkami z Dylan.
W ten oto sposób moje biura mieściły się w świeżo odnowionych pomieszczeniach biurowca przystani w Akeba. W niecały rok zostałem prezesem niewielkiej firmy i nic tu nie zmieniał fakt, iż była to ślepa uliczka, jeśli chodzi o możliwości dalszego awansu. Formalnie rzecz biorąc, podlegała mi flota czterech statków łowczych i sześćdziesięciu dwu trawlerów, plus pewna liczba magazynów i przetwórni.
Biura mieściły się na terenie portu, w trzypiętrowym budynku zawieszonym na gałęziach dwóch potężnych drzew. Jedną gałąź odcięto i zbudowano w jej miejsce pomost sięgający bezpośrednio do biurowca, stwarzając w ten sposób wygodne dojście do łodzi i statków.
Na niższych piętrach mieściła się administracja i wstępne zbiorniki dla skritów — małych, czerwonawych stworzonek, będących czymś pośrednim pomiędzy roślinami i zwierzętami, których wewnętrzne przemiany chemiczne dostarczały, między innymi, związki chemiczne stanowiące podstawowy materiał do budowy doskonałych przewodników elektrycznych. Raz w tygodniu, a nawet częściej — jeśli interesy szły dobrze — przylatywał wielki statek powietrzny, zabierał pełen zbiornik do Tookera w celu przerobu jego zawartości, a zostawiał w jego miejsce pusty.
Piętro wyższe zamknięte było od co najmniej ośmiu lat, to jest od czasów ostatniego prezesa. Wydałem, nie ograniczając się zupełnie, mnóstwo pieniędzy Tookera, wyposażając elegancko nie tylko swój gabinet, ale i przyległy apartament. Wprowadziłem się zresztą do niego bardzo szybko. Wkrótce potem przeprowadziła się do mnie Dylan i wspólnie wystąpiliśmy o podpisanie kontraktu ślubnego. Małżeństwa nie były częste ani też konieczne na Cerberze i większość z nich zawierana była pomiędzy członkami społeczności religijnych, ale my mieliśmy konkretne powody, by zawrzeć to nasze. Jego aspekt praktyczny polegał na jasnym zdefiniowaniu, co jest wspólną, a co indywidualną własnością i na umożliwieniu nam otwarcia wspólnej linii kredytowej. W tym sensie spełniało ono warunki obiecanego przeze mnie wcześniej pełnego partnerstwa, a na dodatek czyniło nagle pozycję Dylan w Hroyasail — jako małżonki szefa — jedną z najwyższych pośród równych.
Naturalnie nasze stosunki uwiarygodniały jeszcze bardziej moją chęć uzyskania tego właśnie stanowiska w oczach co bardziej podejrzliwych. Jednak było w tych naszych stosunkach coś jeszcze. Czułem się po prostu znacznie lepiej z Dylan niż z dala od niej. Była moim bliskim przyjacielem i najbardziej zaufaną osobą, a ja przecież nigdy przedtem nie pozostawałem z nikim w tak zażyłych stosunkach. Przebywanie z nią sprawiało mi przyjemność, nawet sama świadomość, że tutaj jest chociaż czasami byliśmy w różnych miejscach i zajmowaliśmy się różnymi rzeczami. To uzależnienie martwiło mnie nieco, ponieważ uważałem się za osobę odporną na takie ludzkie słabostki.