Выбрать главу

Roześmiałem się sucho, bez odrobiny wesołości. — Teraz rozumiem, dlaczego pan się tu znalazł.

Jego śmiech z kolei był autentyczny, nie udawany. — Popełnili błąd. Wysłali mnie na pogranicze na krótki pobyt, bo brakowało im akurat lekarzy. Kiedy wróciłem do światów cywilizowanych, nie chciałem uwierzyć, iż są tak jałowe i puste — te same miejsca, które kochałem i do których tęskniłem zaledwie rok wcześniej. Zyskałem pewność, że ta cywilizacja, którą znam, będzie trwała jedynie siłą rozpędu, tak jak i inne starożytne imperia trwały, ale będąc jałową, będzie równocześnie bardzo kruchą. Wiedziałem, iż rozsypie się w przypadku poważniejszego ataku z zewnątrz i zapoczątkowałem kampanię mającą na celu przywracanie jej wigoru i zdrowia psychicznego. — Rozłożył ramiona. — I znalazłem się tutaj. I wie pan co? Nigdy tak naprawdę tego nie żałowałem.

— To ma pan szczęście — powiedziałem. — Rozumiem pańskie poglądy, choć nie akceptuję ani tych wniosków, które dotyczą światów cywilizowanych, ani tych, które odnoszą się do Dylan.

— Ciekawa metafora, taka, która do mnie przemawia. Pańska żona i nasza stara cywilizacja. Ostatecznie to historia udowodni, że miałem rację, jeśli chodzi o światy cywilizowane, natomiast już teraz, bez trudu, potrafię udowodnić słuszność mojej opinii na temat Dylan.

— A jak niby miałby pan tego dokonać? Czytając profile psychologiczne wykonane na podstawie jednej tylko nocy?

Uśmiechnął się krzywo jak człowiek, który ma za chwilę zacisnąć komuś pętlę. — Nie, ponieważ wiem z pańskiej relacji dotyczącej jej osoby, co powiedziała panu, iż z nią uczyniono. Natychmiast zorientowałem się, że było to niemożliwe — ten rodzaj całkowitej przemiany trwa całe tygodnie, być może i miesiące, jeśli w ogóle można jej dokonać. Sprawdziłem więc rezultaty testów, co potwierdziło jedynie moje przypuszczenia.

— To znaczy?

— Uwzględniając krótki czas, była to mistrzowska robota, jednakże nie mogła być ona aż tak rozległa. Dyian wierzy, iż zrobili to wszystko; jest o tym przekonana. Jednak to, co zrobili psychiatrzy i psychologowie, miału dużo mniejszy zakres i o wiele subtelniejszy charakter. Po prostu, tu ją delikatnie popchnęli, tam poklepali, bardzo subtelnie wpłynęli na jej podświadome pragnienia, do których sama przed sobą nie chciała się przyznać. Ona dokonała reszty, próbując przekonać siebie i pana, że wszystko, co chciała robić i kim chciała być, zostało jej narzucone z góry. Proszę posłuchać, Zhang, gdybyśmy byli w stanie wykonać taką robotę w ciągu jednej nocy, syndykaty nas wszystkich przepuściłyby przez te maszynkę i dobrze pan o tym wie.

Czy twierdzi pan, że nie ma żadnego zakodowanego rozkazu, który kazałby jej słuchać wszelkich moich poleceń? Żadnego rozkazu zabraniającego brać udział w polowaniach na borki?

— Twierdzę stanowczo, że nie ma. Po pierwsze, ta sprawa posłuszeństwa wynika częściowo z jej wcześniejszych doświadczeń, częściowo z wewnętrznej potrzeby, a częściowo z całkowitej zależności finansowej od pańskiej osoby. Jest przekonana, że taki rozkaz istnieje, ale w rzeczywistości pochodzi on jedynie z jej podświadomości, przez co zresztą nie jest dla niej mniej realny. Co więcej, nic nie zabrania jej zbliżać się do statków i łodzi, z wyjątkiem przepisów rządzących macierzyństwem, ale dla niej jest to doskonały sposób, by nie dopuścić do siebie faktu, że po prostu nie chce się do nich zbliżać. Bo widzi pan, ona wzięła te wszystkie sprawy, których nie chce dopuścić do swojej świadomości, i przeniosła je na stronę trzecią — psychiatrów. Tym sposobem ona jest w stanie je zaakceptować, a tym samym pan musi akceptować ją.

Już podnosiłem się z krzesła, ale teraz znów usiadłem. — Innymi słowy, twierdzi pan, iż żyje ona całkowicie w świecie wyimaginowanym. Takim, który sobie sama stworzyła.

— Do pewnego stopnia — przyznał. — Możemy teraz ustalić serię spotkań, które pozwolą jej zaakceptować prawdę, choć może to zająć sporo czasu. Z pańską pomocą pozwolimy jej zobaczyć siebie taką, jaką jest, co uczyni z niej ponownie pełną osobę ludzką. Niemniej, będzie ona bardziej obecną Dylan niż Dylan z przeszłości — chyba pan to rozumie?

Skinąłem głową, z lekka oszołomiony. — W porządku. Ustalmy harmonogram tych sesji. Jednak mimo wszystko jestem… ogłuszony. Jakie tedy rozkazy zostały zakodowane w jej umyśle?

— Cóż, zakaz zabójstwa kogokolwiek jest rzeczywisty i właściwie stanowi standard przy wyrokowaniu — odpowiedział. — Chroni on i ją, i pana. Jest tam także rozkaz zabraniający jej odejścia, z własnej woli, od macierzyństwa, choć ten polega głównie na wzmacnianiu, skoro i tak, zgodnie z wyrokiem, nie wolno jej wymieniać z nikim ciała. Reszta, jak już wspomniałem, to subtelności. Mózg wyzwala odpowiednie hormony i tym podobne, wzmacniają jej naturalne popędy, że się tak wyrażę, zdeterminowane tym ciałem. Sympatycznym skutkiem ubocznym tego wszystkiego jest wzmocnienie jej uczuć do pana, co jest wielce inteligentne, bowiem to z kolei daje pożywkę jej psychozom, dzięki czemu mają one również moc rozkazów.

— Z tego, co pan mówi, wynika, że może byłoby lepiej pozostawić ją w tym stanie — zauważyłem. — Twierdzi pan bowiem, iż jest szczęśliwa.

— Nie. Nigdy nie będzie szczęśliwą, dopóki nie uświadomi sobie, że właśnie tego chce i dopóki nie będzie przekonana, iż to, czego pragnie, pozostaje w zgodzie z pańskimi życzeniami. Pozostawienie tych przekonań samym sobie, szczególnie tego drugiego, na dłuższą metę uczyni z niej właśnie tego robota, o czym sądzi, że już się nim stała. Co zresztą byłoby sytuacją dobrą dla państwa i państwowych psychiatrów, ale nie dla niej i nie dla pana.

— W porządku, przekonał mnie pan. A co z głównym celem mojej wizyty?

— Sanda Tyne. Interesujący przypadek, całkowicie odmienny od poprzedniego. Należy do tych jakby stworzonych dla macierzyństwa, ale nie posiada dość potencjału intelektualnego czy wizji świata, by stać się kimś ważnym na zewnątrz, choć ma wielkie marzenia. Lubi dreszcz grozy i przygodę, ale na sposób dziecięcy, bez pełnego zrozumienia niebezpieczeństw grożących jej i innym. Tak jak w przypadku Dylan, wykorzystano jedynie to, co już w niej tkwiło. Chociaż trudno w to uwierzyć, Sanda jest typem bardziej psychotycznym niż Dylan.

— Co takiego?!

Skinął głową. — Tak naprawdę, to nie odczuwa ona żadnych wyrzutów sumienia w związku z tym, co przydarzyło się Dylan. W rzeczywistości jest nieco rozczarowana tym, że nie zajęła miejsca Dylan w pańskim życiu. Ma ciągle nadzieję, że to jeszcze nastąpi. Takie są granice jej ambicji i jej wizji. Rozumie pan teraz, dlaczego nie odwiedza was częściej.

— Zazdrość?

— Głównie zawiść. Jej całe życie składało się z zawiści. W sensie fizycznym i intelektualnym przeżyła być może dwadzieścia lat, ale pod względem emocjonalnym nie ma więcej jak jakieś osiem czy dziewięć. Psychiatrzy stłumili jedynie te resztki ambicji i tę żywą wyobraźnię. Wzmocnili zawiść, ale jednocześnie zakodowali zakaz zabraniający jakichkolwiek przy tej zawiści manipulacji. To przytłumienie i przeorientowanie pozwala jej być szczęśliwą nawet wówczas, kiedy jej działalność ograniczy się jedynie do zdrapywania starej farby i sprzątania śmieci, bo i tak pozostanie w niej przekonanie, iż pewnego dnia jej księże… pan… przyjdzie po nią.