Выбрать главу

— Sądzę, że jednak mam — powiedziałem ostrożnie. — Chodzi o to, iż oni byli tak podstępni, że zakodowali w mojej podświadomości polecenie składania im raportu i zapominania o tym fakcie. Nawet o tym wcześniej nie wiedziałem. Dopiero terapia u Dumonii w Medlam wykryła tę sprawę.

Bogen zesztywniał. — To możliwe, że już złożyłeś taki raport.

Pokręciłem przecząco głową. — Nie, przynajmniej nie o tym. Ostatni raport miał miejsce przeszło dwa miesiące temu, a od tego czasu nie znalazłem się w pobliżu agenta, który mógłby uruchomić takie polecenie. Teraz już wiem, kim on jest, i dlatego przestałem już być ich własnością.

— Kto to taki?

— A czy to ważne? Jeśli go zatrzymacie, przyślą tuzin innych — takich, których nie znamy. Nie, od chwili, w której się o tym wszystkim dowiedziałem, zacząłem mieć własne pomysły. Po pierwsze, jestem zdecydowany do was dołączyć. Nie podoba mi się status więźnia — tak jak nie podoba się on wam i całej reszcie towarzystwa — i nie chciałbym spędzić reszty życia pod opiekuńczymi lufami Konfederacji. Niezależnie od tego, czy odniósłbym sukces, czy poniósł porażkę i tak byłbym trupem, a ja nie chcę być trupem, Bogen; i nie chcę tego zastoju, w jakim znalazło się teraz moje życie, a to przecież jedyna dostępna mi alternatywa. Dlatego zacząłem myśleć o tobie i o Laroo, i o Operacji Feniks. Przyszło mi do głowy, że macie tu do czynienia z wytworem obcej technologii i wykorzystujecie ludzi, którzy nie mają zbyt wielkiego doświadczenia, nawet jeżeli chodzi o naszą własną technologię. Komputery organiczne są na indeksie, jak wiesz, stąd ograniczona liczba ekspertów w tej dziedzinie, a ci, którzy takimi ekspertami są, lepiej orientują się w ich przemysłowym zastosowaniu, takim jakie istnieje w Konfederacji. Brak wam ludzi i lat badań, by rozwiązać ten problem i sądzę, że zdajecie sobie z tego doskonale sprawę.

— W porządku. Nie zgadzam się w pełni z taką oceną, choć przyznaję, że postęp jest prawie zerowy. Wiemy w czym rzecz, ale nie możemy znaleźć sposobu na selektywne usunięcie części programu, a jeśli usunie się cały, tym samym się go zniszczy, bowiem wszystkie funkcje życiowe zależne są od molekuł programujących wewnątrz każdej poszczególnej komórki. Prawdę mówiąc, robotę taką mógłby wykonać jedynie potężny komputer organiczny, a nam od stuleci nie wolno się było nimi zajmować. Od czasu tamtej wojny.

Skinąłem głową. — Jest tylko jedno miejsce, nie licząc obcych, gdzie istnieje potrzebna wam wiedza. Ty o tym wiesz i ja o tym wiem. Jestem przekonany, że wysłaliście tam kilka tych swoich robotów, ale dane okazały się zbyt rozrzucone, by móc się do nich dobrać. Złożenie ich do kupy zabrałoby całe lata i to przy założeniu, że uda się złamać kody. A nie sądzę, byście zechcieli poświęcić na to lata.

— Mów dalej.

— Bezpieka. Urząd Ochrony Konfederacji. Oni mogliby bez trudu dobrać się do danych, zebrać je razem i przesłać do odpowiedniej sieci komputerowej, zdolnej rozwiązać ten problem. A oni używają komputerów organicznych. Nie takich jak te… zupełnie nie takich. Ale korzystają z nich na swoich statkach i modułach. Oni mogliby rozwiązać dla was ten problem.

Roześmiał się. — Tak po prostu… prosimy ich o to, a oni się zgadzają, co? Nie bądź śmieszny!

Odprężyłem się nieco. — Naturalnie, że nie. Powiedziałem ci przecież, że wiem, kto jest agentem do spraw łączności. Jeśli pójdę do niego i zmuszę go, by mnie połączył, nie będzie ani użycia siły, ani środków przymusu, ani zapominania. Załóżmy, że zgłoszę się wyżej i powiem, iż mam sposób na zdobycie jednego z robotów obcych?

— Co?!

— No właśnie, i powiem im ponadto, jak tego zamierzam dokonać. I że zamierzam usunąć z niego cały program wstępny, po czym przejąć nad nim całkowitą kontrolę. Umieścić w nim swój umysł i zabrać go, i mnie poza Cerber.

— Nie uwierzą.

— A ja sądzę, że uwierzą. Nie zapominaj, iż nie mają możliwości sprawdzenia, czy mówię prawdę i wystarczy fakt, że sam przychodzę z tym do nich. Łatwo daję się zahipnotyzować, kiedy to jest dla mnie wygodne. Powiedzmy, że mówię im, że robot jest częściowo programowany tutaj, na tej wyspie — i tak już są prawie o tym przekonani — i że udało mi się wślizgnąć do tej operacji dzięki moim powiązaniom z Tookerem. Niektórym ekspertom pracującym nad tym problemem niemiłą jest myśl, iż pracują dla jakichś nieznanych im obcych. Tak więc uzyskam ich pomoc… jeśli wyciągnę stąd takiego robota. A jedynym sposobem wydostania go na zewnątrz jest wyjście stąd w jego postaci. Uwierzą. To byłoby bowiem zagranie w moim stylu.

Myślał przez chwilę nad moimi słowami. — Za duże ryzyko.

— Jeśli się nad tym dobrze zastanowić, to ryzyka nie ma. Już przecież wiedzą, że Cerberejczycy zajmują się programowaniem i niepotrzebny jest tutaj żaden superdetektyw, żeby domyśleć się, iż muszę to robić na stacji kosmicznej i na wyspie. Ja im dostarczam jedynie przekonywający scenariusz, który pozostaje w zgodzie z moimi poprzednimi raportami i z tym, co już sami wiedzą. Do nich należy wybór. Albo zgodzą się na ten plan i dadzą mi rozwiązanie — jeśli je mogę uzyskać — albo odmówią, bo stanowię zbyt duże ryzyko w przypadku informacji takiego kalibru. Ja ich znam. Tak długo jak są przekonani, że w razie czego są dość silni, by rozwalić całą tę planetę, zgodzą się. Przynęta będzie nie do odrzucenia.

— Załóżmy, że się zgodzą. Co stanie się z Cerberem, jeśli nie dotrzymasz umowy?

— My posiadamy klucz, a to rozwiązuje problem. Poza tym… no cóż, zadbałbym o bezpieczeństwo swojej żony i własne, a w końcu może i uzyskał własne roboty. Jeśli Konfederacja wykona jakiś ruch mający na celu rozpylenie Cerbera na atomy, zostaniemy o tym ostrzeżeni dostatecznie wcześnie. Nie podejmuje się łatwo tego rodzaju decyzji, tak że zawsze jeszcze będzie czas, by poprosić o pomoc tych obcych.

— A jeśli oni jej nie udzielą?

— To przynajmniej my uciekniemy.

Zastanawiał się teraz trochę dłużej. — To, co mówisz, jest prawdą… ale pewnie nie do końca. Moim zmartwieniem jest to, że — bez twojej zresztą wiedzy — to wszystko jest subtelną intrygą snuta przez Konfederację.

— Hm? A niby co ja mógłbym zrobić tobie?

— Ty — nic. Przypuśćmy jednak, że robią to wszystko, by uzyskać pozwolenie zniszczenia całej planety. Przypuśćmy, że tak naprawdę to o to im właśnie chodzi — bezpośredni powód, z którym mogą się udać do tych swoich Rad. Ich podstawowym i być może jedynym celem jest natomiast wyciągnięcie tych obcych z ukrycia. Być może chcą to osiągnąć poprzez zniszczenie Cerbera; a my nie mamy żadnych gwarancji, że obcy zechcą nas chronić, czy że w ogóle są do tego zdolni. Wydaje mi się bowiem, że gdyby byli w stanie pokonać Konfederację sami przy pomocy siły, to my do niczego nie bylibyśmy im potrzebni.

Była to myśl dość przygnębiająca i to na dodatek taka, która mi wcześniej nie przyszła do głowy. Biorąc pod uwagę, jak podstępni byli moi szefowie, czyżby rzeczywiście to był ich cel? Niewątpliwie to mógł być ich cel ostateczny, wykurzenie obcych z ukrycia, ale nie podobała mi się myśl, że to ja właśnie miałem być instrumentem jego urzeczywistnienia.

— Tak, to możliwe. I istnieje ryzyko. Przyznaję, że ogromne ryzyko. Ale co jest bardziej ryzykowne? Zaniechanie prób, rezygnacja z rozbicia tego kodu użytego przy programowaniu i czekanie, aż zajmą się nami? Bo w końcu to zrobią. Obaj o tym wiemy. Jeśli natomiast Konfederacja się zgodzi, to przynajmniej będziemy mieć jakąś szansę — wszyscy.