Выбрать главу

— Rozumiem. Jakie więc są szansę, że coś pójdzie nie tak jak trzeba?

— Szczerze mówiąc, pół na pół.

Westchnąłem. — Rozumiem. A tak na wszelki wypadek, gdybym się zdecydował i Dylan także byłaby skłonna, ile czasu potrzebowalibyśmy na przygotowanie się? O ile wcześniej musielibyśmy znać termin?

— Co najmniej jeden dzień. Lepiej byłoby, gdyby to było kilka tygodni, bo musiałbym przecież odwołać wiele sesji terapeutycznych, ale rzecz warta jest przeprowadzenia. Od bardzo dawna nie wykonywałem podobnej operacji.

— A ile razy to przeprowadzałeś w czasie swej dwudziesto czy trzydziestoletniej praktyki?

Zastanawiał się chwilę. — Sądzę, że cztery razy.

— A ile razy zakończyło się to sukcesem?

— To sprawa względna. Dwukrotnie sukces był pełny i dwukrotnie zakończyło się to tym stanem, o którym wspominałem. Z tych dwu przypadków, w których się udało, jedna para stała się najbliższym sobie duetem, jaki spotkałem w życiu; wydawało się, iż osiągnęli nirwanę.

— A druga?

— Znienawidzili się nawzajem. Ale to częściowo z mojej winy. Nie dotarłem dostatecznie głęboko do psychiki jednego z nich.

— Musimy się nad tym zastanowić — powiedziałem. — To poważny krok. A ja nie mogę teraz pozwolić sobie, by coś pomniejszyło możliwości mojego umysłu.

Skinął głową. — To zrozumiałe. Wspomnę jednak coś, co może okazać się przydatne, a może nie. Urządzenia do skanowania mózgu mają już wcześniej zapisane w swej pamięci układy, których szukają i uwzględniają one elektryczne i chemiczne odchylenia wynikające z wymiany ciał. Jest to kwestia punktów podobieństwa, tak jak w przypadku odcisków palców. Jeśli znajdą dwadzieścia punktów podobieństwa, stwierdzają, że to ty. W przypadkach, o których wspominałem, a dotyczy to okresu kilku dni, maszyny skanujące rozpoznają owe punkty w obydwu mózgach. Od lat już miałem ochotę wykorzystać tę sytuację. Być może teraz ty to uczynisz.

Popatrzyłem na niego z ukosa i nie byłem w stanie powstrzymać śmiechu. — Ty stary, anarchistyczny draniu!

— Wszystko jest znów takie jasne i przejrzyste — powiedziała Dylan w drodze powrotnej. — Człowiek nie ma pojęcia, w jakim natężeniu widzi i słyszy organizmy Wardena dopóki — po raz pierwszy w życiu — nie zostanie pozbawiony z nimi kontaktu. To jakby być ślepcem i nagle przejrzeć.

Tylko w części byłem zdolny to docenić. To prawda, iż ja sarn byłem świadom ich obecności i mogłem czuć je i słyszeć, kiedy się skoncentrowałem, ale stały się one dla mnie czymś, co po prostu tam było; czymś, o czym w ogóle nie myślałem. Nie zauważa się przecież szumu morza, ale gdyby ucichł, natychmiast dotarłoby to do naszej świadomości.

— Musisz jednak teraz bardzo uważać — ostrzegła mnie. — Możesz się przebudzić któregoś ranka jako matka.

Roześmiałem się i pocałowałem ją. — Nie przejmuj się tym. Jestem w stanie odzyskać swe ciało zawsze, kiedy zechcę.

Rozmawialiśmy o wielu sprawach, a wśród nich o radykalnych pomysłach Dumonii.

— Byłbyś skłonny to zrobić? — spytała. — Dla mnie?

— Jeślibyś tego chciała i byłoby ci to potrzebne — zapewniałem ją. — O ile, naturalnie, uda nam się przeżyć kilka najbliższych dni.

Przytuliła się do mnie. — W takim razie nie musimy tego robić. Wystarczy mi, że wiem, iż jesteś na to gotów, dla mnie, mój ty partnerze.

— I wielbicielu — uzupełniłem, przyciskając ją mocno do siebie.

Sklep Otaha nic się nie zmienił; on sam też zresztą nie. Nie widział mnie od dłuższego czasu i robił wrażenie zaskoczonego i zarazem uradowanego moim pojawieniem się, choć widok Dylan wyraźnie go nie ucieszył. Zebrał się w sobie i podszedł do nas.

— Qwin! Co za wspaniała niespodzianka! A już uważałem cię za zmarłego!

— No jasne — odpowiedziałem oschle i ruchem głowy wskazałem Dylan. — A to moja żona, Dylan Kohl.

— Twoja żo… A niech mnie wszyscy diabli! I pomyśleć, że spotkaliście się po raz pierwszy właśnie tutaj.

— Nie — powiedziała Dylan. — To był ktoś inny, tylko ciało jest to samo.

Informacje te najwyraźniej go zaskoczyły, co wziąłem za dobry znak. Znaczyło to, iż Otah nie ma pojęcia o treści moich raportów, w przeciwnym bowiem razie wiedziałby o Dylan, Sandzie i całej reszcie. Nie podsłuchiwał więc… albo też nie miał takich możliwości.

— Czym wam mogę służyć w ten uroczy dzień? — spytał sympatycznie, a ja dostrzegłem, iż za tą tłustą twarzą kryje się mózg, który usilnie pracuje nad tym, jak wydusić od nas jakiś materiał nadający się na treść raportu.

— Możesz sobie darować, Otah — odparłem dość ostro. — Wiem o raportach. Wiem, że dostajesz swoją czarnorynkową elektronikę od Konfederacji w zamian za informacje o takich facetach jak ja.

Roześmiał się nerwowo. — Ależ Qwin! To niedorzeczne!

— Przeciwnie, to prawda… i ty o tym wiesz, ja o tym wiem i nawet Dylan wie o tym. Otah, ta sprawa cię przerosła, jest znacznie poważniejsza od kontrabandy. Muszę się z nimi skontaktować. I muszę to zrobić teraz, świadomie, i z zachowaniem pełnej wiedzy i pamięci z tej rozmowy. Rozumiesz?

— Nie mam najmniejszego pojęcia, o czym mówisz.

— Koniec z gierkami! — warknąłem. — Jeśli chcesz ten kanał łączności zachować dla siebie, to w porządku. Są jeszcze inne możliwości. Ale przyrzekam ci, że wylądujesz bardzo szybko na Momrath za stwarzanie mi trudności. Jestem w ścisłym kręgu współpracowników Waganta Laroo. Jedno słówko o twojej działalności przemytniczej i nie zorientujesz się nawet, co ci się przydarzyło.

Zakrztusił się i z trudem przełknął ślinę. — Nie zrobiłbyś tego.

— Bez wahania. A teraz skończ już z tą szkolną zabawą. Musimy żyć w przyjaźni; dzięki temu dostawałeś zresztą swoją dolę. Wykorzystałeś mnie, a to oznacza, że ja cię teraz mogę wykorzystać… albo odrzucić jak śmiecia. Co wolisz?

Przełknął ponownie, pokręcił głową i westchnął. — Posłuchaj, Qwin, to nie była sprawa moich osobistych sympatii czy antypatii. Musisz mi uwierzyć. Zawsze cię lubiłem. To był po prostu… cóż, interes.

— Nadajnik, Otah. Rusz się. A ja ci mogę jedynie przyrzec, że jeśli się postarasz i nie będziesz próbował żadnych sztuczek, to nikt się nie dowie. Nie mamy jednak zbyt wiele czasu. Jesteśmy śledzeni i musiałem polecić doktorowi, by usunął nam kilka drobnych urządzeń naprowadzających, które mieliśmy umieszczone pod skórą bez naszej wiedzy. A dzisiaj robimy prawdziwie wielkie zakupy i odwiedzamy wszystkie stare miejsca, do których twój sklep również należy. Jeśli jednak będziemy siedzieć lulaj zbył długo, to na pewno się zorientują, że coś jest nie tak.

Rozejrzał się nerwowo. — Chodźcie na zaplecze — powiedział.

W warsztacie panował jak zwykle bałagan. Ze stosu przeróżnych urządzeń wyciągnął jedno przypominające hełm i podłączył je do czegoś, co wyglądało jak konsola do testowania, i włączył zasilanie.

— Wygląda jak skaner mózgu… z tych większych i bardziej precyzyjnych — zauważyła Dylan, a ja skinąłem głową.

— Bo pewnie i jest czymś takim. Otah, bez używania żargonu powiedz mi jak to działa.

Wzruszył ramionami. — Nie wiem. Transmisja przekazywana jest poprzez antenę na dachu, której używani do normalnej łączności. Przypuszczam, że jest kodowana, przechwytywana przez jakiś przekaźnik na Cerberze i przesyłana na satelitę, a stamtąd gdzieś dalej, ale nie mam pojęcia gdzie. Jedyne, co wiem, to, że ty przychodzisz do mojego sklepu, rozmawiamy, ja czekam, aż zostaniemy sami i mówię — powiedzmy, że właściwe słowa — po czym przechodzę z tobą na zaplecze i włączam to urządzenie. Ty wkładasz to na głowę i zapadasz na kilka minut w trans. Potem je zdejmujesz i wychodzisz, ja cię zauważam, rzucam jakąś uwagę, ty podchwytujesz temat, zupełnie jakbyś nie wychodził ani na moment.