Przyszło mi nagle go głowy, iż jedyną rzeczywistą różnicą pomiędzy mną a tym Władcą Diamentu jest to, że ja pracuję dla prawa, a on — czy ona — przeciw niemu. Nie, to chyba nie tak. W jego świecie to on był prawem, a ja będę działał i przeciw niemu, i przeciw prawu. Doskonale. Pod względem etycznym wychodził mi remis.
Jedyną rzeczą, która mi się w tym momencie nie podobała to fakt, iż nie ułożono mi w głowie odpowiedniego psychoprogramu, zawierającego wszystko, co powinienem wiedzieć. Prawdopodobnie tym razem tego nie zrobiono, ponieważ mieli mnie na stole w czterech osobnych ciałach przeznaczonych na cztery różne misje, a proces transferu jest tak trudny, że nie chcieli już nic dodawać. Brak ten jednak stawiał mnie w wyjątkowo nieprzyjemniej sytuacji. Miałem nadzieję, że chociaż reszta zapisu z tego krótkiego przekazu kontaktowego nie została zmazana, kiedy podniosłem się z sedesu. W końcu to było wszystko, co posiadałem.
Pojawił się posiłek — gorąca taca pozbawiona wszelkiego smaku żarcia, a z nią plastikowy nóż i widelec, które rozpuszczą się zapewne po godzinie, tworząc kałuże lepkiej cieczy, by potem wyschnąć na sypki proszek. Standardowa procedura w przypadku więźniów.
Był to mój pierwszy posiłek od jakiegoś czasu, wkrótce więc musiałem ponownie skorzystać z toalety i przeżyć moment prawdy z gadającą toaletą.
— Jeśli zaś chodzi o te metodę — głos Kręgi kontynuował dokładnie od tego miejsca, w którym mu przerwałem, co przyniosło mi niewątpliwą ulgę — jesteśmy zmuszeni dostarczać ci informacji w taki właśnie sposób, ponieważ proces transferu jest bardzo delikatny i nie należy przesadzać. Och, nie przejmuj się, dokonał się na stałe. Wolimy jednak dać twojemu mózgowi tyle czasu, ile jest tylko możliwe, żeby zaadaptował się do nowej sytuacji bez zbędnych, dodatkowych wstrząsów. Ta metoda musi wystarczyć, a bardzo tego żałuję, ponieważ czuje, iż masz najtrudniejsze zadanie z całej czwórki.
Czułem, jak rośnie moje podniecenie. Wyzwanie… wyzwanie!
— Jak już powiedziałem, twoim celem jest planeta Cerber. Jak wszystkie kolonie Rombu, Cerber to dom wariatów. Trzecia, jeśli chodzi o odległość od słońca, posiada pory roku i zróżnicowany klimat, od tropiku do czap polarnych. Z fizycznego punktu widzenia, jej szczególną cechą jest brak mas lądowych; cała planeta pokryta jest wodą. Nie znaczy to jednak, iż pozbawiona jest życia. Wręcz przeciwnie, jest ono bardzo bogate. Historia geologiczna planety nie jest znana, ale prawdopodobnie pokrywała się ona wodami bardzo powoli, dzięki czemu olbrzymia ilość roślinności w odległej przeszłości geologicznej była w stanie utrzymać głowę nad powierzchnią wody, że tak się wyrażę. I stąd przeszło połowa powierzchni planety pokryta jest ogromnymi roślinami, tworzącymi skomplikowane struktury, a pnie niektórych mają dziesiątki kilometrów w obwodzie, co jest zupełnie zrozumiałe, jeśli uwzględni się fakt, że korzenie ich umocowane są w dnie oceanicznym na głębokości od kilkuset metrów do dwóch, trzech kilometrów. Na tych roślinach wybudowano miasto i osiedla Cerbera. Dokładniejszy opis jest zbędny, ponieważ dowiesz się szczegółów od przedstawiciela tamtejszych władz bezpośrednio po wylądowaniu. Uważamy jednakże, iż szczegółowa mapa fizyczno-polityczna może okazać się wielce użyteczna i dlatego odbijemy ją teraz w twoim mózgu.
Poczułem ostry ból, a po nim zawroty głowy i nudności. Wszystko to ustąpiło bardzo szybko i wówczas stwierdziłem, że rzeczywiście mam w głowie szczegółową mapę Cerbera. Na pewno się przyda. Następnie odebrałem nieprzerwany strumień faktów dotyczących tego miejsca. Obwód na równiku wynosił mniej więcej 40 000 kilometrów, a przyciąganie 1.02 normy, co oznaczało, iż będzie praktycznie niezauważalne. Temperatury letnie i podzwrotnikowe były przyjemne i wynosiły od 26 do 27 stopni Celsjusza; wiosenne i jesienne na średnich szerokościach geograficznych 12 i 13 stopni — dość chłodno, ale znośnie; zimowe i polarne spaść mogły poniżej 25 stopni, chociaż wody oceanu i usytuowanie osiedli wzdłuż ciepłych prądów, gdzie rosły te roślinne olbrzymy, powodowały, iż rzadko miano tam do czynienia z tak niskimi temperaturami i rzadko widziano pokrywę lodową. Doba miała 23.65 standardowe godziny, co nie mogło mieć żadnego wpływu na mój zegar biologiczny i w ogóle środowisko wyglądało na w miarę normalne — w każdym razie dla kogoś, kto lubi wodę.
Cerber był planetą uprzemysłowioną — nie mogłem się już doczekać, żeby zobaczyć te fabryki w koronach drzew — ale brakowało mu metali innych surowców. Większość rudy i innych surowców przemysłowych importowano z Meduzy w zamian za gotowe produkty i z księżyców jednego z położonych dalej gazowych olbrzymów. Konfederacja miała pilne baczenie na to, co działo się na Cerberze w zakresie technologii, i starała się utrzymywać tę technologię w stanie pewnego zapóźnienia. Dla mnie miało to istotne znaczenie, bowiem mogłem być pewien, iż nie napotkam tam urządzenia, z którym nie mógłbym sobie poradzić. Temu opóźnieniu technologicznemu sprzyjał także organizm Wardena, którego wymyślnej nazwy nikt nie używał, ani nawet pamiętał. Dostawał się on dosłownie do wszystkiego, do każdej cząsteczki najdrobniejszego ziarnka piasku, a przeciwstawiał się materiałom „importowanym”, to jest takim, które nie zawierały w ogóle żadnych organizmów Wardena, Dzięki pierwszym badaczom roznoszącym tę zarazę z Lilith, objęła ona nie tylko cztery światy Wardena, ale — ku memu zdziwieniu — również siedem martwych, lecz bogatych w minerały księżyców — upierścienionego olbrzyma Momratha, leżącego już poza strefą życia. Z niewyjaśnionych powodów to wardenowskie stworzonko mogło żyć tam, gdzie nic innego już żyć nie było w stanie. Nawet na Momrath — ale nie dalej. Dalej, tam gdzie kończy się układ planetarny, umierało.
— Władcą Cerbera jest Wagant Laroo — ciągnął Krega. — Był on kiedyś ważną postacią w kołach politycznych Konfederacji, ale około trzydziestu lat temu stał się zbyt ambitny, zapomniał o świętej przysiędze i usiłował zamienić cały jeden sektor galaktyki w swoje własne królestwo. Jak się należało spodziewać, uwzględniono jego pozycję i wkład w dobro Konfederacji i dano mu do wyboru: śmierć lub zesłanie. Wybrał to drugie. To megaloman, cierpiący na złudzenia własnej boskości, ale nie powinieneś go nie doceniać. Posiada jeden z najbardziej błyskotliwych talentów organizacyjnych w całej Konfederacji, na dodatek połączony z totalną amoralnością i bezwzględnością. Jego władza sięga daleko poza sam Cerber, ponieważ wielu przedstawicieli kręgów aspołecznych wewnątrz Konfederacji wykorzystuje tę planetę jako magazyn wszelkiego rodzaju zapisów i kartotek, miejsce przechowywania łupów, a nawet materiałów służących do szantażu. Muszę cię więc ostrzec, że gdyby nastąpiło to, co praktycznie wydaje się niemożliwe, to znaczy jakieś przecieki na twój temat, on będzie je znał. Żaden system zabezpieczenia nie jest doskonały i trzeba się z tym liczyć.
Pokiwałem głową. Pomimo patriotycznej frazeologii stosowanej przez Kregę wiedziałem, iż niewielu — o ile w ogóle — spośród klasy politycznej Konfederacji mogło nie obawiać się skandalu czy szantażu, a przecież ten facet był mistrzem.