wychodzi do drugiego pokoju i przynosi wydany w Londynie przez Ullendorffa solidny tom pt. „My life and Ethiopie’s progress” Moje życie i postęp Etiopii”, przerzuca kartki i mówi dalej). Oto na przykład pan nasz wspomina, że już u początku swojej monarszej kariery zakazał obcinania rąk i nóg, co było zwyczajową karą za drobne nawet przewinienia. Następnie pisze, że zabronił kontynuowania zwyczaju polegającego na tym, że człowiek powiniony o morderstwo – a było to tylko powinienie pospólstwa, bo nie istniały sądy – musiał być publicznie zgładzony przez porąbanie, a egzekucji dokonywał najbliższy członek rodziny, więc choćby syn gładził w ten sposób ojca, matka – syna. W to miejsce pan nasz wprowadza katów państwowych, wyznacza specjalne punkty straceń i rozkazuje, aby dokonywano egzekucji bronią palną. Następnie: zakupuje za własne pieniądze (co podkreśla) dwie pierwsze drukarnie i poleca, aby zaczęła ukazywać się pierwsza w historii kraju gazeta. Następnie: otwiera pierwszy bank. Następnie: wprowadza do kraju światło elektryczne, najpierw dla pałacu, później dla innych budynków. Następnie: znosi zwyczaj zakuwania więźniów w łańcuchy i dyby żelazne. Odtąd więźniów pilnują strażnicy opłacani z kasy imperialnej. Następnie: wydaje dekret, w którym karci handel niewolnikami. Postanawia zlikwidować ten handel do roku 1950. Następnie: znosi dekretem metodę zwaną u nas liebasza. Dotyczyło to wykrywania złodziejów. Czarownicy dawali małym chłopcom tajemne zioła, a ci odurzeni, oszołomieni, mocą nadprzyrodzoną kierowani, wstępowali do jakiegoś domu i wskazywali złodzieja. Wskazanemu, zgodnie z tradycją, odrąbywano ręce i nogi. Wyobraź sobie, przyjacielu, życie w kraju, w którym będąc człowiekiem najzupełniej niewinnym możesz w każdej chwili doznać odłączenia rąk i nóg, ot, idziesz ulicą, łapie cię za nogawkę oszołomione dziecko i zaraz tłum bierze się do rąbania, siedzisz w domu, pożywasz, wpada pijany chłopak, wywlekają cię na podwórze i odrąbują; dopiero gdy wyobrazisz sobie to życie, pojmiesz głębokość przełomu, jakiego dokonał czcigodny pan. A on dalej reformuje: znosi pracę przymusową, sprowadza pierwsze samochody, tworzy pocztę. Zachowuje karę chłosty w miejscach publicznych, ale karci metodę afarsata..jeżeli gdzieś popełniono przewinienie, siły porządku otaczały wieś lub miasteczko i głodzono ludność dotąd, dopóki ktoś nie wskazał winnego. Ale jedni pilnowali drugich, aby nikt nie doniósł, gdyż każdy bał się, iż to on może być uznany winnym, i tak pilnując się, trzymając się za poły, gromadnie umierali z głodu. To była metoda afarsata. Pan nasz potępiał takie praktyki. niestety, wiedziony pragnieniem rozwoju, dostojny pan popełnił pewną nieostrożność. Ponieważ w naszym kraju nie było dawniej ani szkół publicznych, ani uniwersytetu, cesarz zaczął wysyłać za granicę młodych ludzi, aby tam pobierali.nauki. Kiedyś pan nasz sam kierował tym ruchem dobierając młodzieńców z zacnych i lojalnych rodzin, ale później – och, o ból głowy przyprawiające czasy nowoczesne! – taka zaczęła się presja, takie naciski, żeby wyjechać za granicę, że dobrotliwy pan stopniowo tracił panowanie nad tą nierozmyślną manią i papuzią modą, która opętała młodzież, i rzeczywiście – coraz więcej owych młodzieniaszków wyprawiało się na studia to do Europy, to do Ameryki. I – jakżeby inaczej! – po latach zaczęły się kłopoty. Ponieważ, niczym czarnoksiężnik, pan nasz wywołał nadprzyrodzoną i niszczącą siłę, jaką okazał się efekt konfrontacji. Ludzie ci wracali do kraju pełni nieprawomyślnych idei, nielojalnych poglądów, szkodliwych pomysłów, nierozważnych i porządek naruszających projektów i ledwie rozejrzawszy się po cesarstwie, chwytali się za głowy wołając – Boże święty, jak coś takiego może w ogóle istnieć! Oto masz, przyjacielu, jeszcze jeden dowód na niewdzięczność młodzieży. Z jednej strony tyle troski naszego pana, aby dać im dostęp do wiedzy, z drugiej – zapłata w postaci gorszącego krytykanctwa, obelżywych fochów, podważania, odrzucania. Łatwo przedstawić sobie gorycz, jaką ci potwarcy napełniali naszego monarchę. Najgorsze, że owi nieopierzeńcy, nadziani obcymi naszym zwyczajom fanaberiami, zaczęli wnosić do cesarstwa jakiś niepokój, jakąś niepotrzebną ruchliwość, jakieś nieuporządkowanie, jakąś chęć przeciwnego zwierzchności działania i tu właśnie dostojnemu panu przychodzili w sukurs ci ministrowie, którzy nie wyróżniali się lotnością i przenikliwością. Nie, nie było to przychodzenie świadome i rozmyślne, lecz raczej samoistne i mimowolne, ale jakże jednak istotne dla zachowania spokoju w cesarstwie. Wystarczyło bowiem, żeby taki faworyt dostojnego pana wydał bezmyślny dekret. Dekret mocą swojego autorytetu zaczyna działać, a działając, oczywiście, wyrządza szkody, wywołuje bałagan, lamenty, urwanie głowy, katastrofę. Na szczęście widzą to owi przemądrzali nieopierzeńcy i już wyobrażając sobie całą nadciągającą fatalność, rzucają się na ratunek, biorą się do naprawy, zaczynają prostować, łatać, odkręcać. I oto miast zgubnie trwonić swoje siły na samowolny ruch do przodu, miast wprowadzać swoje nieobliczalne i porządek burzące fantazje, nasi malkontenci muszą zawijać rękawy i brać się do odkręcania. A roboty przy odkręcaniu zawsze huk! Więc odkręcają i odkręcają, potem się oblewają, nerwy sobie targają, tu biegają, tam łatają, a w tym zapędzeniu, zarobieniu, zawirowaniu fantazje powoli z gorących głów wyparowują. Tak, a teraz spójrzmy, przyjacielu, w dół. Tam też niżsi urzędnicy imperialni coś sobie dekretują, a pospólstwo mrowi się, snuje i odkręca, odkręca. Oto na czym polegała stabilizująca rola wyróżnianych przez dostojnego pana faworytów. Dworzanie ci, zapędziwszy do odkręcania kształconych fantastów i nieoświecone pospólstwo, redukowali wszelkie nieprawomyślne zapędy do zera, bo skąd brać jeszcze siły na zapędy, skoro cała energia wyczerpała się na odkręcaniu? Tak to, drogi przyjacielu, utrzymywała się błogosławiona i poczciwa równowaga w cesarstwie, którym mądrze i dobrotliwie władał nasz przenajwyższy pan. Godzina ministrów wprawiała jednak pokornych dostojników w zaniepokojenie, ponieważ żaden minister nie wiedział, po co konkretnie jest wzywany, i jeżeli jego wypowiedź nie spodobała się dostojnemu panu lub wyczuł w niej jakieś kręcenie, szwindlenie, mógł być zmieniony następnego dnia w godzinie nominacji. Zresztą pan nasz i tak miał w zwyczaju ciągle ministrów przesuwać i przesuwać, a to dlatego, żeby nigdzie nie zagrzali miejsca i nie zdążyli otoczyć się tłumem pociotów i ziomków. Szczodrobliwy pan chciał zachować wyłączność nominacji i promocji, dlatego krzywo patrzył, jeżeli jakiś dostojnik na boku i po cichu próbował nominować i promować. Taka natychmiast karcona samowolność groziła, że w wyważone przez czcigodnego pana układy wkradnie się jakaś nieregularność, jakaś kłopotliwa dysproporcja i pan nasz zamiast oddawać się sprawom najwyższym, będzie musiał zająć się prostowaniem, wyrównywaniem.