marzec – kwiecień – maj
S.:
Nie muszę ci tłumaczyć, przyjacielu, że padliśmy ofiarą diabelskiego spisku. Gdyby nie to, pałac stałby jeszcze tysiąc lat, jako że żaden pałac nie runie sam z siebie. Ale tego, co wiem dzisiaj, nie wiedziałem wczoraj, kiedy niosło nas ku zgubie, a my w zamroczeniu, oślepieniu, w potępieńczym zaczadzeniu, w swoją moc dufając, sami siebie wywyższając, nie patrzyliśmy końca! Wszyscy manifestują – studenci, robotnicy, muzułmanie, wszyscy praw żądają, strajkują, wiecują, na rząd pomstują. Przychodzi meldunek o buncie III Dywizji, stojącej w Ogadenie. Teraz już całe wojsko mamy zwarcholone przeciw władzy postawione, tylko gwardia cesarska okazuje jeszcze lojalność. Z powodu tej butnej anarchii i obmownej agitacji, tak się ponad wszelką dopuszczalność przeciągające zaczyna się w pałacu szeptanie, dostojników na się spoglądanie, w spojrzeniach nieme pytanie – co będzie? co robić? Dwór cały przyduszany, przygnieciony, wypełnił się szeptem, tu szep-szep, tam szep-szep, już nic nie robią, tylko po korytarzach się snują, po salonach zbierają i po cichu knują, wiecują, na naród pomstują. I takie między pałacem a ulicą pomstowanie, wytykanie, zawiść i nieżyczliwość wzajemnie narastająca, wszystko zatruwająca. Powiedziałbym, że powoli w pałacu tworzą się trzy frakcje. Pierwsza – to ludzie kratowi, zawzięta i nieustępliwa koteria, która domaga się zaprowadzenia porządku i nalega, żeby aresztować warchołów, wsadzić za kraty buntowników, pałować i wieszać. Tej frakcji przewodzi córka cesarza – Tenene Work, sześćdziesięciodwuletnia dama, wiecznie zła i zaciekła, stale wytykająca czcigodnemu panu jego dobrotliwość. W drugiej frakcji grupują się ludzie stołowi to koteria liberałów, ludzi słabych i w dodatku filozofujących, którzy uważają, że trzeba zaprosić buntowników do stołu i rozmawiać, wysłuchać, co mówią, i coś w cesarstwie zmienić i poprawić. Tu największy głos ma książę Mikael Imru, umysł otwarty, natura skłonna do ustępstw, a on sam bywały w świecie, kraje rozwinięte znający. Wreszcie trzecią frakcję tworzą ludzie korkowi – których, powiedziałbym, w pałacu najwięcej. Ci nic nie uważają, ale liczą, że jak korek na wodzie, tak ich będzie unosić fala wydarzeń i że w końcu wszystko jakoś się ułoży, a oni pomyślnie dopłyną do gościnnego portu. I kiedy już dwór podzielił się na kratowych, stołowych i korkowych, każda koteria zaczęła swoje racje głosić, ale głosić potajemnie i nawet podziemnie, bo jaśnie osobliwy pan nie lubił żadnych frakcji, a to dlatego, że nie cierpiał gadania, naciskania i wszelakiego spokój mącącego nalegania. A z tego powodu, że one frakcje powstały i między nimi zaczęło się bojowanie, obrzucanie, pazurków pokazywanie, rąk wymachiwanie, wszystko w pałacu na chwilę ożyło, wigor powrócił dawny, swojsko się zrobiło.
L.C.:
W tym czasie pan nasz z coraz większym już trudem podnosił się z łoża. Źle sypiał albo całą noc w ogóle nie spał, a potem drzemał w ciągu dnia. Do nas nic nie mówił, nawet w czasie posiłków, które spożywał w otoczeniu rodziny – sam zresztą prawie nic już nie jedząc – też mało mówił, coraz bardziej milknął. Tylko w godzinie donosów ożywiał się, bo jego ludzie ciekawe teraz przynosili wieści mówiąc, że w IV Dywizji zawiązał się tajny spisek oficerów, którzy mają agentów we wszystkich garnizonach i w policji całego cesarstwa, ale kto jest w owym spisku, tego donosiciele powiedzieć nie umieli, w tak wielkiej tajemnicy wszystko było wonczas trzymane. Czcigodny pan, mówili później donosiciele, chętnie ich słuchał, aliści poleceń żadnych nie dawał, a słuchając, o nic sam nie pytał. To ich też dziwiło, że nic z onego donoszenia nie wychodziło, bo osobliwy pan miast areszty nakazać, wieszanie zarządzić, chodził po ogrodzie, pantery karmił, ptakom ziarno sypał i ciągle milczał. A kiedy przyszła połowa kwietnia, pośród stale trwającego wzburzenia ulicznego pan nasz zarządził w pałacu uroczystość sukcesyjną. W wielkiej sali tronowej zebrali się dostojnicy i notable, czekając i poszeptując, kogo też cesarz następcą swoim mianuje, a nowa to była rzecz, ponieważ pan nasz wszelkie szmerki, przecherki o sukcesji zawsze dawniej karcił i tępił. A teraz, będąc tym w najwyższym stopniu wzruszony, tak że głos jego łamiący i cichy ledwie dało się słyszeć, najłaskawszy pan oznajmił, że zważywszy na swój podeszły wiek i coraz częściej dobiegające go wołanie pana zastępów, mianuje – po swoim pobożnym zgonie – następcą tronu wnuka swojego, Zerę Yakoba. Ów dwudziestoletni młodzian przebywał wówczas na studiach w Oxfordzie, jakiś czas temu z kraju odesłany, gdyż tu wiodąc życie nazbyt dowolne, strapienia przynosił ojcu swojemu księciu Asfa Wossenowi, jedynemu już synowi cesarza, na zawsze jednak złożonemu paraliżem i przebywającemu w genewskim szpitalu. I chociaż taka była sukcesyjna wola naszego pana, starzy dygnitarze i sędziwi członkowie rady koronnej zaczęli szemrać, a nawet pokątnie protestować mówiąc, że pod takim młokosem służyć nie będą, gdyż byłoby to poniżeniem i obrazą dla ich poważnego wieku i licznych zasług. Zaraz też zaczęła się zawiązywać frakcja antysukcesyjna, która przemyśliwała, jak by na tron powołać córkę cesarza, ową kratową damę – Tenene Work. A od razu. pojawiła się i druga frakcja, która chciała wynieść na tron innego wnuka cesarza – księcia Makonena, kształcącego się wówczas w Ameryce, w szkole oficerskiej. I tak to, przyjacielu, pośród onych nagle rozpętanych intryg sukcesyjnych, które w takiej rozjadłości, rozmowności pogrążyły cały dwór, że nikt już nie myślał, co dzieje się w cesarstwie, a choćby bodaj na najbliższych pałacu ulicach, zupełnie niespodziewanie, ale jakże zaskakująco i niespodziewanie! wchodzi do miasta wojsko i nocą aresztuje wszystkich ministrów dawnego rządu Aklilu, zamykają nawet samego Aklilu, a także dwustu generałów i wyższych oficerów znanych z nadzwyczajnej i nigdy nie zachwianej lojalności do cesarza. Jeszcze nikt nie oprzytomniał porażony tym niebywałym wydarzeniem, kiedy przychodzi wiadomość, że spiskowcy aresztowali szefa sztabu generalnego, generała Assefę Ayenę, najbardziej lojalnego cesarzowi człowieka, który uratował mu tron w czasie wydarzeń grudniowych niszcząc grupę braci Neway i gromiąc gwardię cesarską. W pałacu nastrój grozy, zatrwożenia, zamieszania, przygnębienia. Kratowi naciskają cesarza, żeby coś zrobił, zamkniętych odbić nakazał, studentów gonił, a spiskowców wieszać polecił. Dobrotliwy pan wszystkich rad wysłuchuje, przytakuje, pociesza. A stołowi mówią, że ostatnia to chwila, aby do stołu zasiadać, spiskowców ugadać, cesarstwo poprawić, ulepszyć. A i tych przezacny pan wysłuchuje przytakując, pocieszając. Dni mijają, a spiskowcy to tego, to tamtego z pałacu wyjmują, aresztują. Wówczas znowu dama kratowa pana osobliwego molestuje, że lojalnych dygnitarzy nie broni. Ale widać, przyjacielu, tak to już jest, że im większą kto lojalność objawia, tym się bardziej na kopanie wystawia, bo jeśli mu jakaś frakcja przymłóci, pan go bez słowa porzuci, ale księżna widać tego nie rozumiała, bo w obronie lojalnych stawała. A maj szedł już, czyli najwyższa pora, żeby zaprzysięgać gabinet premiera Makonena. Aliści protokół imperialny komunikuje, że trudno będzie zaprzysięgać, gdyż połowa ministrów albo już aresztowana, albo za granicę zbieżała, albo do pałacu nigdy się nie zgłosiła. Samego zaś premiera studenci wyzywają, kamieniami obrzucają, jako że Makonen nigdy nie umiał życzliwości sobie zaskarbić. Zaraz po awansie jakoś go rozdęło, jakoś tak od wewnątrz wypchnęło, że rozpęczniał, powiększył się, a wzrok mu tak uniosło i zamąciło, iż nikogo nie rozpoznawał, nikomu nie dał się oswoić, obłaskawić. Jakaś wyniosła siła przesuwała nim po korytarzach, zjawiała go w salonach, gdzie wkraczał i wykraczał niedostępny, nieosiągalny. A gdy się gdzieś pojawił, zaczynał nabożeństwo wokół siebie i do siebie, a inni już je podtrzymywali, roznabożniali, rozkadzidlali swoim pokłonnictwem, pokornictwem. Już wtedy było wiadome, że Makonen nie utrzyma się długo, bo nie chcieli go ani żołnierze, ani studenci. W końcu nie wspomnę, czy nastąpiło owo zaprzysiężenie, bo coraz to któregoś z ministrów mu zamykali. Musisz wiedzieć, przyjacielu, że chytrość naszych spiskowców była nadzwyczajna. Bo jeśli kogoś aresztowali, natychmiast głosili, że robią to w imieniu cesarza, i zaraz podnosili swoją lojalność do naszego pana, czym radość mu wielką sprawiali, bo jeśli Tenene Work przychodziła do ojca na wojsko pomstować, ten karcił ją, wierność i oddanie swojej armii wychwalając, czego nowy dowód szybko uzyskał, gdyż w początkach maja weterani wojenni zrobili przed pałacem manifestację lojalności, wznosząc okrzyki na cześć czcigodnego pana. a dostojny monarcha na balkon wyszedł dziękując armii za niezłomną lojalność i życząc jej dalszej pomyślności i sukcesów.