czerwiec – lipiec
U.Z-W.:
W pałacu zgnębienie, rąk opuszczenie, trwożliwe czekanie, co jutro się stanie, aż ci nagle pan nasz pozywa doradców, karci ich, że rozwój zaniedbują, i łajankę taką uczyniwszy ogłasza, że będziemy tamy na Nilu stawiać. Jakże tamy stawiać, mruczą wewnątrzbrzusznie skonfundowani doradcy, kiedy prowincje głodują, naród wzburzony, stołowi szeptają, żeby cesarstwo poprawić, oficerowie spiskują, notabli aresztują. A zaraz po korytarzach słychać niepokorne szemrania. że lepiej by naszych głodomorów wesprzeć, a owych tam poniechać. Na to pan minister finansów tłumaczy, że jeśli postawi się pomienione tamy, będzie można wodę na pola odpuścić. a taki z tego powstanie urodzaj, że i głodomorów więcej nie będzie. No tak, szemrają ci, co szemrali, ale ile to lat trzeba, żeby tamy postawić, a tymczasem naród z głodu pomrze. Nie pomrze, tłumaczy minister finansów, dotąd nie pomarł. to i teraz nie pomrze. A jeśli, powiada, owych tam nie postawimy, to jak dogonimy, prześcigniemy? Ale z kimże mamy się ścigać. szemrają ci, co szemrali. Jakże z kim? powiada minister finansów, z Egiptem. Ale Egipt, panie, bogatszy od nas, a i to nie z własnej kieszeni tamę stawił, a my skąd na nasze tamy weźmiemy? Tu pan minister rozsierdził się na wątpiących, szemrających, którym zaczął wykładać, jak ważna to sprawa dla rozwoju się poświęcać i że jeśli onych tam nie postawimy, żadnego rozwoju nie będzie, a przecież pan nasz nakazał, byśmy wszyscy bez przerwy się rozwijali, ani na chwilę nie spoczywając, serce,. duszę oddając. A zaraz pan minister informacji ogłosił postanowienie czcigodnego pana jako nowy sukces i pamiętam nawet, że w okamgnieniu było rozwieszone w stolicy takie hasło – niech no tylko staną tamy, a wszystkim wszystkiego damy, zaś potwarca niech knuje, szczuje – rozwoju tam nie zatamuje! Aliści tak ta sprawa rozjuszyła spiskujących oficerów, że radę cesarską, powołaną przez jaśnie najwyższego pana do nadzoru owych tam, w kilka dni później w areszcie osadzili głosząc, że z tego tylko większa korupcja mogłaby wyniknąć i jeszcze gorsze narodu głodzenie. Zawsze wszelako mniemałem, że postępek rzeczonych oficerów musiał naszemu panu osobliwą przykrość wyrządzić, ponieważ czując, iż lata coraz większym ciężarem ramiona jego barczą, chciał imponujący i przez wszystkich podziwiany monument po sobie zostawić, tak żeby jeszcze hen po latach każdy, komu by się do tam imperialnych dojechać udało, mógł zakrzyknąć – patrzcie wy, chyba tylko sam cesarz zdolen był takie niezwykłości powznosić, góry całe w poprzek rzeki ustawić! A gdyby, inaczej biorąc, dał ucha szeptaniom, szemraniom, że lepiej by głodnych nakarmić, niż tamy stawiać, ci, choć w końcu nasyceni, i tak by kiedyś pomarli. żadnego śladu ani po sobie. ani po panu naszym nie zostawiając.
Długo zastanawia się, czy już wówczas cesarz myślał o swoim odejściu. Przecież wyznaczył następcę tronu i polecił budować sobie wiecznotrwały pomnik w postaci owych tam na Nilu (jakże rozrzutny pomysł wobec innych, palących potrzeb cesarstwa!). Myśli jednak, że chodziło tu o coś innego. mianując następcą tronu młodocianego wnuka, chciał pokarać swojego syna za niechlubną rolę, jaką ten odegrał w wydarzeniach grudniowych roku sześćdziesiątego. Nakazując budowę tam na Nilu, chciał dowieść światu, że cesarstwo rośnie i kwitnie, a wszelkie pomówienia o biedę i korupcję są tylko złośliwą paplaniną wrogów monarchii. W rzeczywistości, mówi, myśl o tym, żeby odejść, była najzupełniej obca naturze cesarza, który traktował państwo jako swój osobisty wytwór i wierzył, że wraz z odejściem jego osoby kraj ten rozpadnie się i sczeźnie. Miałżeby unicestwić swoje własne dzieło? I ponadto, opuszczając mury pałacu, wystawić się dobrowolnie na ciosy czyhających wrogów? Nie, żadne opuszczenie nie wchodziło w grę, przeciwnie, po krótkich napadach starczej depresji cesarz jakby zmartwychpowstawał, ożywał, nabierał wigoru i nawet widziało się dumę w jego wiekowym obliczu, że taki jest sprawny, przytomny i władczy. Przyszedł czerwiec, a więc miesiąc, w którym spiskowcy umocniwszy się ostatecznie, wznowili swoje przebiegłe ataki przeciw pałacowi. Ta niszcząca wszystko przebiegłość polegała na tym, że całej destrukcji systemu dokonywali z imieniem cesarza na ustach, jakby wykonując jego wolę i pokornie spełniając jego myśli. Teraz też głosząc, że czynią to w imieniu cesarza – powołali komisję do zbadania korupcji wśród dygnitarzy, konta im obliczając, majątki ziemskie i wszelkie inne bogactwa. Ludzi pałacu ogarnęło przerażenie, gdyż w kraju biednym, w którym źródłem majętności nie jest pracowita wytwórczość, lecz nadzwyczajne przywileje, żaden dostojnik nie mógł mieć czystego sumienia. Bardziej tchórzliwi myśleli uciekać za granicę, lecz wojskowi zamknęli lotnisko i wprowadzili zakaz opuszczania kraju. Zaczęła się nowa fala aresztowań, każdej nocy znikali ludzie pałacu, dwór coraz bardziej pustoszał. Wielkie poruszenie wywołała wiadomość o zamknięciu księcia Asrate Kassy, który przewodniczył radzie koronnej i był drugą po cesarzu osobistością monarchii. W więzieniu znalazł się też minister spraw zagranicznych Minassie Hajle i ponad stu dalszych dygnitarzy. W tym samym czasie wojsko zajęło radiostację i ogłosiło po raz pierwszy, że na czele ruchu odnowy stoi komitet koordynacyjny sił zbrojnych i policji, działający – jak w dalszym ciągu twierdzili – w imieniu cesarza.