Przez cały ten czas – a jest lato roku 74 – toczy się wielka gra dwóch zręcznych i przebiegłych partnerów – sędziwego cesarza i młodych oficerów z Dergu. Ze strony oficerów jest to gra podchodów, starają się osaczyć wiekowego monarchę w jego własnym pałacu-mateczniku. A ze strony cesarza? Jego plan jest wielce subtelny, ale poczekajmy, za chwilę poznamy jego myśl. A pozostałe osoby? Inni uczestnicy tej frapującej i dramatycznej gry, wciągnięci w nią przez bieg wydarzeń, niewiele rozumieją z tego, co się dzieje. Dygnitarze i faworyci miotają się po korytarzach pałacu bezradni i wystraszeni. Pamiętajmy, że pałac był siedliskiem miernoty, zbiorowiskiem ludzi wtórnych, a ci w chwili kryzysu zawsze tracą głowę i starają się tylko ocalić własną skórę. Miernota jest w takich momentach bardzo niebezpieczna, ponieważ czując zagrożenie, staje się bezwzględna. To są właśnie ci kratowi, których nie stać na wiele więcej poza strzelaniem z bata i rozlewem krwi: Oślepia ich strach i nienawiść, zaciekły egoizm, lęk przed utratą przywilejów i potępieniem. Dialog z tymi ludźmi jest niemożliwy, pozbawiony sensu. Drugą grupę stanowią stołowi – ludzie dobrej woli, ale z natury defensywni, rozchwiani, ustępliwi i niezdolni wyjść poza schematy myślenia pałacowego. Ci są najbardziej bici, przez wszystkie strony bici, odsuwani i niszczeni, ponieważ usiłują poruszać się w sytuacji ostatecznie już rozdartej, w której dwaj skrajni przeciwnicy – kratowi i rebelianci – nie liczą ich usług, traktują ich jako zwiotczałą i zbędną rasę, jako zawadę, a to z tej przyczyny, że dążeniem skrajności jest starcie, a nie pojednanie. Tak więc stołowi również nic nie rozumieją i nie znaczą, ich też przerosła i odsunęła historia. O korkowych nic nie. da się powiedzieć, ci płyną tam, gdzie zaniesie ich prąd, to ławica faktycznej drobnicy noszona, wleczona we wszystkich kierunkach, walcząca, zabiegająca o byle jakie przetrwanie. Oto fauna pałacu, przeciw której występuje grupa młodych oficerów – bystrych, inteligentnych Ludzi, ambitnych i rozgoryczonych patriotów, świadomych straszliwego położenia ojczyzny, głupoty i bezradności elity, korupcji i deprawacji, biedy i poniżającej zależności kraju od państw silniejszych. Oni sami, będąc częścią cesarskiej armii, należą do dolnych warstw elity, oni również korzystali z przywilejów, toteż do walki nie popycha ich ubóstwo, którego bezpośrednio nie odczuwają, ale poczucie moralnego wstydu i odpowiedzialności. Mają broń i decydują się uczynić z niej najwyższy użytek. Konspiracja zawiązuje się w sztabie IV Dywizji, której koszary znajdują się na przedmieściach Addis Abeby, zresztą dosyć blisko pałacu cesarskiego. Grupa spiskowa działa przez długi czas w najbardziej szczelnej konspiracji – nawet drobny, aluzyjny przeciek mógłby sprowadzić na nich represje i egzekucje. Stopniowo konspiracja przenika do innych garnizonów, a później – do szeregów policji, Zdarzeniem, które przyspieszyło konfrontację z pałacem, była tragedia głodowa w północnych prowincjach kraju. Zwykle mówi się, że przyczyną masowych śmierci z głodu są występujące okresowe susze – sprawczynie nieurodzaju. Pogląd ten głoszą elity krajów głodujących. Jest on jednak fałszywy. Źródłem głodu jest najczęściej niesprawiedliwy lub błędny rozdział zasobów, majątku narodowego. W Etiopii było dużo ziarna, ale zostało ono ukryte przez bogaczy. a potem rzucone na rynek po zdwojonych cenach, niedostępnych dla chłopstwa i miejskiej biedoty. Podają liczbę sięgającą setek tysięcy Ludzi, którzy pomarli tuż obok obficie zaopatrzonych spichlerzy. Na rozkaz miejscowych notabli, policja dobijała całe gromady żywych jeszcze szkieletów ludzkich. Ta sytuacja skrajnej krzywdy, horroru, rozpaczliwego nonsensu staje się sygnałem do wystąpienia konspiracyjnych oficerów. Bunt obejmuje kolejno wszystkie dywizje, a właśnie armia była główną podporą władzy cesarskiej. Po krótkim okresie oszołomienia, zaskoczenia i wahań H. S. zaczyna zdawać sobie sprawę, że traci najważniejszy instrument władzy. Początkowo grupa Dergu działa w ciemnościach, są ukryci w konspiracji, nie znani innym, sami nie wiedzą, jak duża część armii stanie po ich stronie. Muszą więc postępować ostrożnie, posuwać się w przyczajeniu, tajemniczo, krok za krokiem. Mają za sobą robotników i studentów – to ważne, ale większość generalicji i wyższych oficerów stoi przeciw konspiratorom, a przecież generalicja nadal dowodzi, wydaje rozkazy. Krok po kroku – oto taktyka tej rewolucji, narzucona przez sytuację. Gdyby wystąpili otwarcie i od razu, zdezorientowana część armii, nie wiedząc, o co chodzi, mogłaby odmówić poparcia, a nawet ich zniszczyć. Powtórzyłby się dramat roku sześćdziesiątego, kiedy wojsko strzelało do wojska, a pałac dzięki temu ocalał jeszcze na lat trzynaście. Zresztą w samym Dergu też nie ma jedności – owszem, wszyscy chcą zlikwidować pałac, chcą zmienić anachroniczny, wyczerpany, bezradnie wegetujący system, ale trwają spory, co zrobić z osobą cesarza. Cesarz stworzył wokół siebie mit, którego siły i żywotności nie sposób było sprawdzić. Był postacią lubianą w świecie, pełną osobistego uroku, powszechnie szanowaną. W dodatku był głową Kościoła, wybrańcem Boga, władcą dusz. Podnieść na niego rękę? Zawsze kończyło się to klątwą i szubienicą. Ci z Dergu byli to naprawdę ludzie wielkiej odwagi. A także w jakimś stopniu desperaci, skoro później wspominają, że decydując się stanąć przeciw cesarzowi, nie uwierzyli w swoje powodzenie. Być może H.S. coś wiedział o tych zwątpieniach i rozbieżnościach, jakie trawiły Derg, w końcu posiadał niebywale rozwiniętą sieć wywiadu. Ale może kierował się tylko instynktem, swoim przenikliwym zmysłem taktycznym, wielkim doświadczeniem? A jeśli było inaczej? Jeśli po prostu nie czuł w sobie sił do dalszej walki? Zdaje się, że on jeden w całym pałacu rozumiał, że tej fali, która się teraz podniosła, nie może już stawić czoła. Wszystko rozsypało się, miał już puste ręce. Zaczyna więc ustępować, więcej – przestaje rządzić. Pozoruje swoje istnienie, ale najbliżsi wiedzą, że w rzeczywistości nic nie robi, nie działa. Jego otoczenie jest tą bezczynnością zbite z tropu, gubi się w domysłach. To jedna, to druga frakcja przedstawia mu racje zupełnie sobie przeciwne., a on wszystkich z jednaką uwagą słucha, przytakuje, wszystkich chwali, pociesza, zachęca. Pozwala płynąć zdarzeniom – wyniosły, odległy, zamknięty, wyłączony, jak gdyby poruszał się już w innym wymiarze, w innym czasie. Być może chce stanąć ponad konfliktem, aby dać drogę nowym siłom, których i tak nie potrafi powstrzymać? Może liczy, że w zamian za tę przysługę one go później uszanują, zaakceptują? Wszak sam już tylko pozostawszy, on, starzec nadgrobny, nie będzie już dla nich groźny. A więc chce pozostać? Ocalić się? Na razie wojskowi zaczynają od drobnej prowokacji: aresztują, pod zarzutem korupcji, kilku usuniętych ministrów rządu Aklilu. Czekają niespokojni na reakcję cesarza. Ale H.S. milczy. To znaczy, że posunięcie udało się, pierwszy krok został zrobiony. Ośmieleni, idą dalej – odtąd taktyka stopniowego demontażu elity, powolnego, ale skrupulatnego pustoszenia pałacu zostaje puszczona w ruch. Dygnitarze, notable znikają jeden po drugim – bierni, bezwolni, czekający swojej kolejności. Potem spotykają się wszyscy w areszcie IV Dywizji, w tym nowym, szczególnym, nieprzytulnym antypałacu. Przed bramą koszar, tuż obok przechodzących w tym miejscu torów kolei Addis Abeba – Dżibuti, stoi długi rząd bardzo eleganckich limuzyn – to księżne, ministrowe, generałowe, wstrząśnięte i przerażone, przywożą swoim osadzonym tu mężom i braciom – więźniom nadchodzącego porządku – jedzenie i odzież. Scenom tym przygląda. się tłum przejętych i zdumionych gapiów, ponieważ ulica jeszcze nie wie, co dzieje się naprawdę, jeszcze to do niej nie dotarło. Cesarz jest ciągle w pałacu, a oficerowie nadal radzą w sztabie Dywizji, obmyślają kolejne posunięcia. wielka gra toczy się dalej, ale zbliża się jej akt ostatni.