Выбрать главу

sierpień – wrzesień

M.W.Y.:

A oto pośród zgnębienia, zduszenia, które pałac wypełniało, smętkiem ponurym dworzan przejmowało, zjeżdżają nagle szwedzcy doktorowie, co to dawno temu przez pana osobliwego z Europy pozwani, z powodu jakiejś niepojętej opieszałości dopiero teraz przybyli, aby na dworze naszym prowadzić lekcje gimnastyki. A miej na uwadze, przyjacielu, że już wonczas wszystko w ruinie leżało, a kto ze świty w areszcie jeszcze nie siedział, i tak ani dnia, ani godziny swojej nie wiedział i tylko boczkiem, skrytym kroczkiem przemykał się korytarzami, żeby oficerom na oczy nie wejść, bo ci zaraz łapali, zamykali, nikomu wymknąć się nie dali. A tu masz ci, w onej łapance, naganiance do gimnastyki przychodzi stawać! Kto też ma głowę jakiejś gimnastyce się oddawać, wołają stołowi, kiedy chwila to ostatnia, żeby do stołu siadać, cesarstwo poprawiać, doprawiać, strawnym czynić! Ale taka była ongi wola pana naszego, a i całej rady koronnej, żeby wszyscy ludzie dworu o zdrowie swoje nadzwyczaj dbali, z dobrodziejstw natury hojnie korzystali, ile tylko trzeba w wygodach i dostatku wypoczywali, dobrym powietrzem, a już najlepiej – zagranicznym oddychali, a szczędzić na to szkatuły dobrotliwy pan nasz zakazał mówiąc wielekroć, że życie ludzi pałacu największym jest skarbem cesarstwa i najwyższą wartością monarchii. I takiż dekret w tym duchu pan nasz dawno już wydał, w którym przymusza również ową gimnastykę odbywać, a że anulacja żadna z powodu panującego tumultu i postępującego urwania głowy nie nastąpiła, przyszło nam teraz – ostatniej już gromadzie w pałacu będącej, rano do gimnastyki stawać i rękami, nogami ruszając największy skarb cesarstwa do gibkości, sprawności przymuszać. Widząc zaś, że na przekór hardym najezdnikom z wolna pałac w posiadanie biorącym, gimnastyka postępuje, pan minister informacji obwołał to jako sukces i krzepiący dowód nienaruszalnej spoistości naszego dworu. A nakazane też było w rzeczonym dekrecie, że jeśli kto w powinnościach władczych choćby trochę się wysili, od razu winien odsapkę zaczynać, do miejsc wygodnych a ustronnych jechać, tam luzu sobie dawać, wdychać i wydychać, a nawet odzienie proste wdziawszy i pospólnym się stawszy, do samej natury się przybliżać. A kto z powodu zapomnienia czy bodaj nadgorliwej służby owych wywczasów zaniedbywał, tego czcigodny pan karcił, a i inni dworzanie napominali, żeby skarbu cesarstwa nie trwonił i najcenniejszą wartość narodową chronił. Wszelako jakże teraz do natury można było się zbliżać i odsapki zażywać, skoro oficerowie nikogo z pałacu nie wypuszczali, a jeśli kto chyłkiem wymknął się do domu, tam na niego czyhali i do aresztu wpychali. A rzecz najgorsza, jaka z pomienionej gimnastyki wynikała, na tym polegała, że kiedy grupa dworzan w jakimś salonie się zebrała i tam rękami, nogami machała, wnet spiskowcy wkraczali i wszystkich do aresztu gnali. Dni policzone mają, a gimnastykę uprawiają! śmiali się oficerowie, do tak zuchwałego szyderstwa się posuwając. A to już najlepszym było dowodem, że panowie oficerowie żadnej wartości nie szanują i przeciw dobru cesarstwa występują, czym nawet doktorowie szwedzcy się martwili, bo kontrakty potracili, choć także się ratowali, bo z życiem ujść zdołali. A już żeby wszystkich za jednym razem buntownicy nie pojmali, wielki szambelan dworu chytry wybieg obmyślił nakazując, iżby w małych tylko grupkach gimnastykę odprawiać, a takim sposobem, jeśli jedni wpadną – inni ocaleją i przetrwawszy najgorsze, pałac we władaniu utrzymają. Aliści, drogi przyjacielu, nawet ten roztropny a zmyślny manewr niewiele w końcu pomógł, bo rebelia do wielkiej przyszła już hardości pałac nasz zawzięcie taranując i z nadzwyczajną rozjadłością szykanując. Nastał bowiem sierpień, a więc zaczęły się ostatnie tygodnie panowania naszego wszechwładcy. Ale czy dobrze wyrażam się, mówiąc o jego panowaniu w tych dniach już schyłkowych? Boć to może najtrudniej ustalić, gdzie granica przebiega między panowaniem prawdziwym, takim, któremu wszystko się poddaje, panowaniem świat stwarzającym albo świat niszczącym gdzie jest ta granica między panowaniem żywym, wielkim, choćby straszliwym, a pozorem panowania, czczą pantomimą władania, sobie samemu statystowaniem. seli tylko odgrywaniem, świata niewidzeniem, niesłyszeniem, w siebie jeno wpatrzeniem. A jeszcze trudniej powiedzieć, w jakiej chwili zaczyna się ono przejście od wszechmocności do niemocności, od pomyślności do przeciwności, od błyszczenia do śniedzienia. Tego to właśnie nikt w pałacu wyczuć nie był sposobny, tak mając jakoś wzrok ustawiony, że do samego końca w niemocności ciągle widział wszechmocność, w przeciwności pomyślność, w śniedzieniu błyszczenie. A nawet gdyby kto inne miał postrzeganie, jakże mógł, głowy nie narażając, przypaść do naszego monarchy i powiedzieć – panie mój, w niemocności już jesteś, przeciwnościami otoczony, śniedzią się pokrywający! Ano, w tym pałacu była bieda, że dostępu prawdzie nie dał, a potem, nim się w nim ludzie ocknęli, już ich zamknęli. A to dlatego, przyjacielu, że w każdym wszystko było wygodnie przegrodzone, rozdzielone – widzenie od myślenia, myślenie od mówienia, a w człowieku nie było takiego miejsca, gdzie by te trzy istotności mogły się spotkać i ozwać się głosem słyszalnym. Ale w moich oczach, przyjacielu, nasze nieszczęścia wtedy się zaczęły, kiedy osobliwy pan zezwolił, żeby studenci na owym pokazie mody się zebrali, a tym samym dał im okazję, aby tłum utworzyli i manifestację zaczęli, z czego już onże ruch warcholski się narodził. A w tym błąd był cały, bo właśnie do żadnego ruchu nie trzeba było dopuszczać, gdyż tylko w bezruchu istnieć mogliśmy, boć przecie im bezruch bardziej nieruchomy, tym trwanie nasze dłuższe i pewniejsze. A dziwne to było pana naszego działanie, gdyż sam on o tej prawdzie najlepiej wiedział, o czym sądzić dawało się z tego choćby, że kamieniem jego ulubionym był marmur. A wszakże marmur, z jego milczącą, nieruchomą, mozolnie spolerowaną powierzchnią, wyrażał marzenie dostojnego pana, żeby wszystko wokół też było takie nieruchome i milczące, jednako gładkie, równo przycięte, na wieki ustawione, ustalone, majestat zdobiące.

A.G.:

Musi pan wiedzieć, Mister Richard, że wtedy, w początkach sierpnia, wygląd wewnętrzny pałacu utracił już całą dostojność i respekt budzącą powagę. Bałagan zapanował taki, że resztka urzędników ceremoniału, jaka się jeszcze ostała, nie mogła zaprowadzić żadnego porządku. Owo bezhołowie stąd się brało, że pałac stał się ostatnim miejscem schronienia dla dygnitarzy i notabli, którzy tutaj z całej stolicy, a nawet z całego cesarstwa ściągali w nadziei, że u boku pana naszego będzie im bezpieczniej, że cesarz ich uratuje i wolność im u hardych oficerów wyjedna. Teraz już bez żadnego szacunku dla swoich godności i tytułów dostojnicy i faworyci wszelkich rang, szczebli i kondygnacji pokotem na dywanach, na kanapach i fotelach spal‹, kotarami i storami się okrywali, z czego ciągłe kłótnie i niesnaski powstawały, gdyż jedni panowie nie dawali zasłon z okien zdejmować wołając, że pałac zaciemniać trzeba, bo zbuntowane lotnictwo może bombami wszystkich obrzucić, na co jednak inni z gniewem odpowiadali, że bez nakrycia zasnąć nie mogą, a przyznać trzeba, że noce nadzwyczaj zimne były, więc na nic nie patrząc zasłony z okien ściągali i w one się okrywali. Aliści swary te i wzajemne przygryzki puste już były, jako że oficerowie rychło wszystkich godzili do aresztu ich biorąc, gdzie na żadne okrycie skłóceni dygnitarze liczyć nie mogli. W tych to dniach codziennie rano, patrole IV Dywizji do pałacu przyjeżdżały, zbuntowani oficerowie z samochodów wysiadali i w sali tronowej zbiórkę dostojników zarządzali. Zbiórka dostojników! zbiórka dostojników w sali tronowej! niosło się po korytarzach wołanie urzędników ceremoniału, którzy już wówczas oficerom się wysługiwali. Na to wołanie część dostojników po kątach się chowała, ale reszta w one kotary, zasłony owinięta na miejsce się stawiała. Wtedy panowie oficerowie listę odczytywali i wyczytanych do aresztu brali. Ale z początku ilu było – tylu przybyło, bo choć co dzień z pałacu do aresztu brali, nowi dygnitarze wciąż przybywali myśląc, że pałac jest miejscem najpewniejszym i że czcigodny pan uchroni ich przed oficerskim zuchwalstwem. Przyznać trzeba, Mister Richard, że osobliwy pan nasz, zawsze teraz w mundur ubrany, czasem w mundur galowy, ceremonialny, czasem w polowy, bojowy, taki w jakim zwykł był manewry oglądać, pojawiał się w salonach, gdzie dygnitarze osowiali, potruchlali na dywanach leżeli, na kanapach siedzieli jedni drugich rozpytując, co się z nimi stanie, gdy się skończy czekanie, i tam ich pocieszał, zachęcał, pomyślności życzył, najwyższą wagę przywiązywał, z osobistą troską do nich się odnosił. Aliści, jeśli na korytarzu patrol oficerów spotkał, tych także zachęcał, pomyślności życzył, a dziękując armii za okazywaną mu lojalność zapewniał, że sprawy wojska są przedmiotem jego osobistej troski. Na co kratowi ze złością i jadem panu naszemu szeptali, że oficerów wieszać trzeba, bo oni cesarstwo zniszczyli, czego też dobrotliwy monarcha z uwagą słuchał, zachęcał, pomyślności życzył, a dziękując za lojalność podkreślał, że bardzo wysoko ich ocenia. A ową niestrudzoną ruchliwość czcigodnego pana, którą to do ogólnej pomyślności się przyczyniał, rad i wskazówek nigdy nie szczędząc, pan Gebre-Egzy jako sukces określił, widząc w tym dowód prężności naszej monarchii. Niestety onym sukcesowaniem tak już pan minister oficerów rozsierdził, że ci do aresztu go zabrali i więcej mówić nie dali. Przyznam panu, Mister Richard, że jako urzędnik ministerstwa zaopatrzenia pałacu przeżywałem w tym ostatnim miesiącu najczarniejsze dni, ponieważ nie sposób było ustalić stan osobowy naszego dworu, jako że ilość dygnitarzy co dzień się zmieniała – jedni przybywali, do pałacu się wślizgiwali na ratunek licząc, innych oficerowie do aresztu brali, a często i tak było, że ktoś nocą się wśliznął, a w południe już go zamknęli, i z tego powodu nie wiedziałem, ile z magazynów wiktu pobierać: dlatego czasem dań nie starczało i wtedy panowie dygnitarze krzyk podnosili, że ministerstwo już w zmowie jest z buntownikami i głodem chce ich brać, a znowu jeśli potraw zbytek był, oficerowie karcili mnie, że rozrzutność na dworze panuje, tak, że przemyśliwałem swoją dymisję zgłosić, wszelako gest ten zbędnym się okazał, gdyż i tak wszystkich nas z pałacu przepędzili.