Deborah i Xenia też mnie już widziały i kilku chłopców z mojej klasy idących do pociągu, na dworzec. Widzieli mnie i śmiali się, ich głosy brzmiały ordynarnie. Jednak nie komentowali.
Xenia jest straszna. Stroiła sobie żarty z babci i ze mnie, ale myśmy zwyczajnie nie zwracały na nią uwagi.
Poświęciłam swoje życie Jehowie i nie chcę więcej robić niczego złego. Niedawno marzyłam o tym, żeby móc zobaczyć, jak Jezus zabija Xenię i Deborah. Piękny widok, ale wszędzie było pełno krwi. Chcę, żeby wszyscy, którzy są dla mnie podli, umarli w strasznych męczarniach, kiedy nastąpi Armagedon…”
3
Tak mijał czas, jesienią skończyłam piętnaście lat. Xenia ku mojej uciesze zmieniła szkołę i nie musiałam dłużej znosić jej uszczypliwości.
Marie powoli zaprzyjaźniła się z Fabianem i Susanną z naszej klasy, ale nadal stawała w mojej obronie.
Esther, moja ostatnia i jedyna przyjaciółka, od czasu kiedy Rebekka została wysłana do Monachium, przeprowadziła się z rodzicami na południe Niemiec do niewielkiej miejscowości w pobliżu Stuttgartu.
– Będzie mi ciebie brakowało – powiedziałam jej, kiedy widziałyśmy się po raz ostatni na naszym spotkaniu w Sali Królestwa.
– Mnie ciebie także – stwierdziła. – Ale będę pisać. Przytaknęłam i przez dłuższą chwilę patrzyłyśmy na siebie w milczeniu.
– Hannah? – zapytała w końcu. – Tak?
– Masz jakieś wieści o Rebecce? Westchnęłam. – Nie, a ty?
Wzruszyła ramionami i rozglądała się ukradkiem dookoła.
– Pisałyśmy kilka razy do siebie – powiedziała cicho, upewniwszy się, że nikt nas nie słyszy.
– Nie znam nawet jej adresu – burknęłam, odczuwając lekkie ukłucie zazdrości, w końcu Rebekka była przede wszystkim moją przyjaciółką, a nie Esther.
– Jej adres w Monachium wpadł mi zupełnie przypadkowo – wyjaśniła. – Przecież jej ojciec i mój raczej się przyjaźnią.
Przytaknęłam, ponieważ dobrze o tym wiedziałam.
– Tak, i kilka razy podsłuchałam dziwne rozmowy – kontynuowała.
Odniosłam wrażenie, że była zadowolona, mogąc wreszcie komuś opowiedzieć o tym, co wie.
– Mówili, że Rebekka chyba ma w głowie nie wszystko po kolei – wyszeptała pośpiesznie.
– Co?! – krzyknęłam i sama aż drgnęłam ze strachu, słysząc swój podniesiony głos.
Esther obejrzała się dookoła. – Nie tak głośno – zwariowałaś! Z tyłu stoi brat Jochen.
Uśmiechnęłam się. – Brata Jochena nie musimy się obawiać – wyjaśniłam zdenerwowanej przyjaciółce. – Ufam mu, to przyjaciel.
Wydawało się jednak, że moje słowa nie uspokoiły jej.
– Jeśli dobrze zrozumiałam, to Rebekka nagle zbuntowała się przeciwko uczestniczeniu w zgromadzeniach i odmówiła przyjęcia chrztu.
– Wiem o tym – przerwałam. – Rodzice wyjaśnili mi, że miała kłopoty, ale jeden z naszych braci w Monachium zajął się nią później i…
– Wtedy parę razy pisałyśmy do siebie – powiedziała zmartwiona. – To nie było łatwe, jednak trzy listy od niej dostałam, wysłała je na adres mojej nauczycielki.
Zmarszczyłam czoło.
– Hannah, Rebekka napisała mi, że jej wujek, brat Josef, wciąż ją bije i zamyka w pokoiku gościnnym.
Esther spuściła głowę. – A potem nagle przestała zupełnie pisać – dodała, wzruszając ramionami, a jej ciemne, przerażone oczy patrzyły na moje zdumione oblicze.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Ta cała historia nie brzmiała zbyt wiarygodnie.
– Pst, idą brat Jochen i twój ojciec – oznajmiła mi w ostatniej chwili.
– No, co tam? – odezwał się ojciec, uśmiechając się do nas. – O czym tak żywo szepczecie, czyżbyście miały jakieś tajemnice?
Potrząsnęłam głową, żeby zaprzeczyć i otworzyłam już usta, chcąc im opowiedzieć historię o Rebecce i bracie Josefie w Monachium, gdy Esther uprzedziła mnie, wchodząc niemal w słowo.
– Nie, skądże znowu – odparła szybko. – Tylko się żegnałyśmy. – Zaśmiała się i popatrzyła na brata Jochena.
Spojrzałam na nią zdumiona. Dlaczego okłamała naszego starszego zboru? Nie spodobało mi się to, ale milczałam. Jej przerażony i zarazem karcący wzrok, przestrzegał aż nadto, bym siedziała cicho. Zrozumiałam, że wpędziłabym ją prawdopodobnie w spore tarapaty, jeśli opowiedziałabym o tej tajnej korespondencji. Po chwili Esther raptownie się odwróciła i odeszła. Patrzyłam za nią i nie byłam pewna, czy powinnam się z tego powodu smucić, czy cieszyć, że w owej chwili znikła z mojego życia.
Prawie rok później zdarzyła się historia z Czarnoksiężnikiem z krainy Oz. Był początek sierpnia, właśnie skończyły się wakacje, staliśmy na korytarzu przed drzwiami do klasy i czekaliśmy na panią Herzog i rozpoczęcie lekcji. Jednak nauczycielka nie przyszła, a uczniowie z naszej 9b zaczęli natychmiast hałasować, jak zawsze ilekroć wypadało niespodziewane okienko. Amanda i Deborah słuchały razem walkmana. Marie, Susanne i Fabian wspięli się z powrotem na wysoko umieszczony okienny parapet i dyskutowali tam bardzo głośno na temat oglądanego dzień wcześniej filmu. Pozostali robili to, co zwykle: intensywnie hałasowali. Stałam zupełnie sama i patrzyłam z dystansem na tę dziką, rozwrzeszczaną gromadę. Jaka ogromna dzieliła nas przepaść. W ogóle nie odczuwałam potrzeby, żeby być taka jak oni. Pomyślałam o Roswicie i wielu naszych spokojnych, popołudniowych służbach kaznodziejskich, i o babci, chodzącej ze mną na uliczne głoszenie nauki, i o bracie Jochenie, i o siostrze Brigitte, z którymi od pewnego czasu rozpoczęłam nowe studium książki. Myślałam o naszych licznych zgromadzeniach, pieśniach i o Jehowie z jego powabnym, tysiącletnim, obiecanym nam rajem. Kochałam nasze małe, zdrowe chrześcijańskie zebrania, gardząc wielkim, brutalnym, diabelskim światem innych. Stałam tak z zamkniętymi oczami, oparta plecami o zimną ścianę, czując się wolna, wybrana i strzeżona.
– Dzień dobry! – czyjś radosny, podniesiony głos rozległ się w tej chwili, przekrzykując przez moment wrzaski 9b. Otworzyłam oczy, przede mną stała młoda, wysoka i szczupła kobieta, umalowana i kolorowo ubrana.
– Jestem waszą nową wychowawczynią – wyjaśniła, brzęcząc pękiem kluczy. Kilku chłopców pogwizdywało przez zęby z uznaniem.
– No, to do środka – powiedziała, zamykając za nami drzwi.
– Co się stało z panią Herzog? – dopytywała się zaciekawiona Amanda.
– Z tego co wiem, zrezygnowała z wychowawstwa waszej klasy – wyjaśniła, wzruszając ramionami. Ta wiadomość wprowadziła 9b w dobry nastrój.
– Będę na razie tylko pełnić obowiązki wychowawczyni, gdyż nikogo innego nie znaleziono – kontynuowała nowa nauczycielka. Wyglądała tak młodo, że niemal trudno było uwierzyć, iż naprawdę miała nas uczyć.
– Nazywam się Vera Winter. Jestem stażystką i uczę niemieckiego, tak jak pani Herzog. Poza tym jestem po wychowaniu muzycznym.
Klasa słuchała z niewielkim zainteresowaniem, kątem oka widziałam, jak Robert, siedzący w ławce obok, zaczął już pieczołowicie szkicować ją nagą na okładce swojego szkolnego segregatora. Ze wstrętem obróciłam się do niego plecami.
– Mam pewien, pomysł, żebyśmy mogli się lepiej poznać – powiedziała w tej chwili Vera Winter. – Znacie z pewnością wszyscy historię o czarnoksiężniku z Oz?
Klasa wzruszyła ramionami bez zainteresowania, tylko Fabian się zgłosił.
– Mam ten musical na wideo – wyjaśnił, uśmiechając się, a pani Winter przytaknęła zadowolona. – Dokładnie, o to chodzi. Chciałabym go z wami przeanalizować i wystawić – oznajmiła, oczekując w napięciu na naszą reakcję.