– Po prostu przeszkadza mi to, że mną tak… – Szukałam właściwych słów. -… że mi tak… wszystko narzucasz. Nie jestem już przecież małą dziewczynką…
– Hannah! – fuknęła rozgniewana, jednak zaraz znowu się uśmiechnęła, kładąc nawet swoją dłoń na moją. – Hannah, zapewne wpadłaś w złe towarzystwo, być może w szkole?
Zaprzeczałam ruchem głowy, ale ona wiedziała lepiej.
– Wiesz, co brat Jochen wciąż powtarza? Przytaknęłam.
– Złe towarzystwo psuje pożyteczne nawyki – powtórzyłam niechętnie słowa ostrzeżenia naszego starszego zboru, który wplatał je do swojego kazania niemal podczas każdego zgromadzenia.
– Zgadza się – potwierdziła i zatroskana zmarszczyła czoło. W tej samej chwili do stolika podeszła kelnerka.
– Chcecie jeszcze coś zamówić, siostry? – zapytała uprzejmie.
Potrząsnęłam głową w geście odmowy, a Roswitha zafundowała sobie porcję lodów.
– Roswitha, w szkole będę grać w Czarnoksiężniku z Oz - wyrwało mi się, gdyż chwila, aby to wyjawić, była najmniej odpowiednia. – I wyobraź sobie, że klasa wybrała mnie do głównej roli, będę grać Dorotkę, która podczas burzy została poniesiona ze swoim domem przez wiatr do czarodziejskiej krainy Oz. W czasie lądowania dom uderzył w złą Wiedźmę Wschodu… To jest musical, jest w nim taka scena, w której mam śpiewać zupełnie sama! Somewhere over the rainbow to ten song, rozpoczynający sztukę…
Roswitha roześmiała się, śmiała się tak bardzo, że zgubiłam wątek i zmieszana zamilkłam.
– Oczywiście nie weźmiesz udziału w tym ekscesie, Hannah – powiedziała na koniec bardzo stanowczo i zaśmiała się rozbawiona. Bawiła się długo.
– Ale… – zaczęłam, jednak słowa utknęły mi w gardle z przerażenia. – Nie macie prawa mi nic zabraniać. Ja już się zgodziłam. Obiecałam, że zagram, tam przecież nic takiego nie ma… Mam na myśli czegoś gorszącego czy… To jest tylko teatr dla dzieci, pokazują go co roku w telewizji na Boże Narodzenie…
Roswitha zjadła swoje lody, ręką dała znak siostrze Jeanette, właścicielce herbaciarni. – Chciałybyśmy już zapłacić.
Siostra skinęła głową i przyniosła rachunek.
– Co ci jest? – zapytała mnie zatroskana. – Jesteś taka blada.
– To nic, zupełnie nic – odezwała się szybko Roswitha. Nieprawda, że nic się nie stało!… Krzyczało coś we mnie głęboko w środku. Coś we mnie pękło. I, głęboko w środku, pięścią uderzałam w stół i krzyczałam na całe gardło: „Chcę zagrać Dorotkę! I zagram ją! Chcę raz zrobić coś, na co mam” ochotę!”
Jednakże to wszystko działo się we mnie, a nie w rzeczywistości i dlatego nic nie powiedziałam, poczułam tylko wściekłość i opanowującą mnie rozpaczliwą bezradność, a w środku ogromny ciężar. Nagromadzenie tego wszystkiego spowodowało że poczułam się zupełnie słaba i bezsilna.
– Idziemy do domu, myślę, że potrzebujesz odrobinę spokoju – odezwała się do mnie Roswitha, kiedy znowu znalazłyśmy się na ulicy.
Przytaknęłam wykończona. – Co będzie z teatrem? – odważyłam się na ostatni atak.
– Zobaczymy, porozmawiam o tym z ojcem i z bratem Jochenem.
Znowu przytaknęłam i od razu poczułam się trochę lepiej. Brat Jochen często chwalił mój śpiew, raz nawet podczas zgromadzenia przed wszystkimi wiernymi ze zboru. Z całą pewnością poprze moje starania.
A jednak stało się inaczej. W piątek poszliśmy na zgromadzenie i tam się zaczęło!
Siedziałam bezmyślnie między babcią a Roswitha, kiedy brat Jochen spojrzał na mnie zaraz po swoim kazaniu. Jego jasnoniebieskie oczy miały łagodny i zatroskany wyraz, bacznie mi się przyglądał.
– Droga siostro Hannah, zwracam się do ciebie tu i teraz, ponieważ napawasz mnie zmartwieniem.
Zadrżałam, czując jak ze strachu moja twarz robi się czerwona, policzki gorące i rozpalone, a gdzieś głęboko w głowie pulsuje mi krew.
– Twoja matka, nasza nieoceniona siostra Roswitha, niespodziewanie odwiedziła mnie wczoraj po południu, prosząc o radę.
Niezliczone twarze odwróciły się w moją stronę, przerażona tonęłam w ich spojrzeniach.
– Hannah, wstań proszę, żebyśmy się mogli znowu szybko uporać z naszym małym problemem – powiedział serdecznie brat Jochen.
Poczułam, że zaczynam się trząść, pot wystąpił mi ze wszystkich porów skóry i po paru chwilach bluzka przykleiła mi się do mokrych pleców. Zapięcie mojego wstrętnego nowego biustonosza zaczęło mnie uwierać.
– Pięknie, teraz możemy wszyscy dobrze cię widzieć – kontynuował zadowolony. – Jednak popatrz także na mnie, mała siostro.
Uniosłam głowę, a jasne gwiazdy tańczyły mi przed piekącymi oczami.
– Tak więc jesteś w szkole, w której wymagają od ciebie, żebyś zagrała w amerykańskiej śpiewogrze główną rolę, mam rację?
Skinęłam głową.
– Wiesz jednak, że twoi rodzice są przeciwni temu pomysłowi?
Przytaknęłam.
– A poza tym zdajesz sobie sprawę, że Jehowa chciałby, abyś była posłuszna rodzicom?
Ponownie skinęłam głową, a moje kolana trzęsły się tak silnie, że myślałam, iż nie dam rady już dłużej ustać. Oszołomiona chwiałam się na różne strony, chwytając się oparcia krzesła.
– A mimo tego w domu jesteś jakoś niezaangażowana i w złym humorze – ciągnął dalej głosem pełnym wyrzutu.
Potrząsnęłam głową.
– Czy to nie jest dla ciebie wystarczająco jasne, że ten, kto przyjmuje Bożą naukę, powinien swoje kontakty z towarzystwem z zewnątrz ograniczyć do niezbędnego minimum?
– Tak… – powiedziałam cicho.
– No, widzisz – dodał. – I dlatego nie zagrasz w tym teatrze, Hannah.
Przytaknęłam.
– Czy mogę już usiąść? – zapytałam ostrożnie i pierwszy raz nie umiałam spojrzeć w jego jasne, łagodne oczy. Miałam przeczucie, że mogłabym się rozpłakać, gdybym to zrobiła. Czułam się tak, jakby mnie oszukał, rozczarował. Dlaczego nie porozmawiał ze mną na osobności, tylko podczas zgromadzenia? Coś podobnego zdarzało się bardzo wyjątkowo, jakby to była niezmiernie poważna sprawa.
– Tak, możesz znowu usiąść, droga siostro Hannah – odpowiedział i po chwili zaczął się za mnie głośno, wyraźnie modlić, a jego orędownictwo rozległo się we wszystkich głośnikach naszej Sali Królestwa.
Cały zbór modlił się wraz z nim, a Roswitha położyła swoja rękę na moim kolanie i znowu się uśmiechała.
Czułam się samotna i wystawiona na pośmiewisko, zraniona, niezrozumiana i niepocieszona.
Następnego ranka miałam trudności ze wstaniem. W nocy bardzo źle spałam, miałam dziwne sny.
W jednym z nich pojawiła się moja zmarła Matka, której twarz zawsze widziałam we śnie, mimo że rankiem na jawie nigdy nie potrafiłam jej sobie przypomnieć.
Jednak nocą w każdym razie dostrzegałam wyraźnie jej oblicze. Śniąc o niej krótko, widziałam, jak się wyłaniała z nicości, śpiewając dla mnie Somewhere over the rainbow. Trzymała mnie przy tym mocno za rękę. Byłam bardzo wstrząśnięta i zmieszana, siedząc i nasłuchując jej miękkiego, nierealnego głosu.
Także Amanda narzucała mi się we śnie. Naśmiewała się i szydziła ze mnie, gdy stałam obok babci przed sklepem w centrum miasta i nerwowo przebierałam palcami, mnąc „Strażnicę”.
– Ty niezdaro, co za głupie dziecko! – beształa mnie babcia, wciskając mi nowy egzemplarz.
– Przepraszam – powiedziałam, próbując ostrożnie trzymać nowy zeszyt, ale to nic nie dało, także ten numer pisemka uległ zniszczeniu, wypadając na chodnik w postaci pomiętych świstków papieru.
– Wiesz, że Jehowa patrzy na ciebie – ostrzegła mnie rozzłoszczona.
– Tak – wybełkotałam oszołomiona.