– Hannah! – odezwał się Paul, także zaskoczony i zmieszany. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin… – wybełkotał w końcu, gapiąc się, wciąż oszołomiony.
– Skąd wiesz, że mam dzisiaj urodziny? – zapytałam cicho, ciesząc się, że o nich pamiętał.
– Ponieważ cię lubię, Hannah – odparł ostrożnie, a potem nagle przyłożył dłonie do mojej rozpalonej twarzy, składając bardzo szybko delikatny pocałunek na moich ustach. – Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć… jesteś najładniejszą dziewczyną z całej szkoły – naraz szybko wyrzucił z siebie, nie przestając mnie całować.
Milczałam zakłopotana, zmuszona mimowolnie do ponownej refleksji nad wczorajszym dniem, w którym Roswitha zaprowadziła mnie do ginekologa, aby się upewnić, czy ja z Paulem…
Odpędziłam to wspomnienie i uniosłam głowę. – Sądzisz, że moglibyśmy przez chwilę gdzieś zostać sami? – zapytałam szybko.
– Jasne – powiedział Paul, chwytając mnie za rękę. – Chodź! Zaprowadził mnie na tyły niewielkiego pawilonu, gdzie znajdowały się nasze pracownie – chemiczna i fizyczna, a stamtąd przez niewysoki mur, o którego istnieniu nie miałam pojęcia do tamtej pory, na małą łąkę.
– O co chodzi, Hannah? – zapytał, przypatrując mi się. Wtedy błyskawicznie chwyciłam go za szyję, przyciskając swoje usta do jego. Paul stał zupełnie spokojnie, jego wargi były ciepłe, suche i cudowne, całowaliśmy się, tylko przez chwilę, krótko, delikatnie i ostrożnie.
Gdy usłyszeliśmy dzwonek, poszliśmy bez słowa z powrotem, a kiedy stanęliśmy razem przed drzwiami do klasy, Paul znowu powiedział cicho. – Myślę, że naprawdę cię kocham, Hannah. Jakoś sobie poradzimy.
– Ale ja nie wiem, jak… – to było wszystko, co mu odpowiedziałam.
Pozostałą część przedpołudnia czułam się tak, jakby przeszła przeze mnie burza. Burza z błyskawicami rozpętała się, kiedy stanęłam w klasie wystrojona w zwariowane rzeczy po Mamie, a kolejna, tym razem uczuć, gdy wszyscy gratulowali Marie z okazji jej urodzin. Marie nagle popatrzyła na mnie, rzucając pytająco – zachęcające spojrzenie, a ja przyłapałam się na tym, że jej nieśmiało przytakuję. Wtedy odezwała się. – Dlaczego właściwie składacie życzenia tylko mnie? W końcu Hannah także ma dzisiaj urodziny!
9b spojrzała na mnie niezdecydowanie, a potem wybuchła nowa burza, burza oszołamiającej przyjaźni. Potrząsali mi rękę i bombardowali pytaniami. Tylko Amanda powiedziała coś niesympatycznego. – Co się nagle stało z naszą nudną ciotką Jehową? Czyżby ci wypowiedzieli członkostwo w sekcie, czy co?
Poczułam lodowate zimno w żołądku, kiedy usłyszałam jej słowa, a oczami szukałam uspokajającego spojrzenia Paula.
Paul. Ten wywołał we mnie bez wątpienia wielką burzę. Myślałam o naszym pocałunku na małej łączce z tyłu za szkołą, miałabym ochotę móc uściskać cały świat.
Na pierwszej długiej przerwie nie mieliśmy z Paulem okazji, aby się spotkać tylko we dwoje. Marie i inne dziewczyny otoczyły mnie, nawet Deborah była dzisiaj dla mnie serdeczna.
– No powiedz wreszcie, Hannah, co ci się nagle stało? – zapytała, szczerząc zęby w uśmiechu i przyglądając się, zadumana, moim kolorowym rzeczom. – Wyglądasz naprawdę wystrzałowo. Skąd wytrzasnęłaś te ciuchy?
– Hej, Hannah, o co chodzi z tymi twoimi urodzinami? – dopytywała się.
Zanim zdołałam jej odpowiedzieć, wtrąciła się Sabrina.
– Przecież dotychczas nie mogłyśmy ci winszować z tej okazji…
– Pozwolili ci rodzice na ten zgubny strój? – krzyknęła Anne, dotykając z ciekawością mojego rękawa. – Myślałam, że są dla ciebie tacy surowi?
Stałam bezradnie i nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
– No, daj Hannah już spokój – na szczęście powiedziała chwilę później Marie, kładąc rękę na moim ramieniu.
– Chodź, idziemy stąd – szepnęła mi do ucha. Skinęłam głową z ulgą i ramię w ramię z Marie i Susanne oddaliłyśmy się od reszty. Odwróciłam się jeszcze parę razy, rozglądając się za Paulem, ale nigdzie nie zdołałam go namierzyć. Znowu myślałam o naszym sekretnym pocałunku na niewielkiej, szkolnej łące, tęskniąc za nim.
Marie i Susanne zachowywały się bardzo taktownie.
– Jasne, że wszystkich zamurowało na twój widok – powiedziała Marie po krótkiej chwili milczenia, mrugając do mnie porozumiewawczo.
Przytaknęłam lekko.
– Musimy cię zapytać, jak do tego wszystko doszło? – powiedziała ostrożnie Susanne.
Pokręciłam przecząco głową.
– OK – odezwała się natychmiast Marie.
Przycupnęłyśmy we trójkę na niewysokim szkolnym murze, dokładnie w miejscu, gdzie następowało jego małe, łagodne załamanie. Tutaj było o wiele spokojniej niż w pozostałej części szkolnego podwórka. Zamyślona rzuciłam spojrzenie na swój tajny plac z kubłami na śmieci. Jakże często ostatnimi czasy tam przesiadywałam…
Nagle zauważyłam, że Marie i Susanne spoglądają w tę samą stronę.
– Lepiej, że dzisiaj jesteś tutaj z nami niż wciąż samotnie w stęchliźnie – powiedziała cicho Marie.
Drgnęłam. – Widziałyście mnie tam? – zapytałam zmieszana.
– Tak – odpowiedziała Susanne.
– No tak – dodała Marie. – Właściwie to Paul pierwszy cię tam zauważył.
– Paul mnie tam widział? – powtórzyłam przerażona. Przytaknęły.
– Był totalnie przygnębiony, kiedy wreszcie odkrył, gdzie się ukrywasz na każdej przerwie – wyjaśniła Marie, rzucając mi dziwne spojrzenie. – Jesteśmy zresztą przekonane, że Paul cię… bardzo lubi.
– W każdym razie wciąż o tobie myśli – dodała Susanne. Zrobiło mi się ciepło na sercu, kiedy tego słuchałam.
– Zresztą, Hannah – odezwała się Marie na dźwięk dzwonka, oznajmiającego koniec przerwy – z tego, co wiemy, to ty każdą pauzę przesiadywałaś smutna między kubłami na odpadki, chciałyśmy oczywiście podejść do ciebie i jakoś ci pomóc, ale Paul sądził, że powinniśmy ci dać trochę czasu.
Popatrzyłyśmy na siebie, cała trójka, a potem powoli udałyśmy się w drogę powrotną do klasy. Na drugiej przerwie także nie mogłam porozmawiać z Paulem. Pani Winter zabrała go do dużej auli, ponieważ tam był jakiś problem z umocowaniem naszej scenografii.
Dopiero po lekcjach spotkaliśmy się znowu, na małej łączce za szkołą. Zakradłam się tam, po tym jak nigdzie nie umiałam go znaleźć. Rozglądałam się nerwowo w zaroślach, myślałam, że mi serce wyskoczy, kiedy go zobaczyłam, siedzącego na środku łąki. Siedział tam, patrzył na mnie i uśmiechał się.
– Cały czas miałem nadzieję, że przyjdziesz – powiedział uradowany.
Klęknęłam koło niego na trawie. – Naprawdę wiedziałeś, że na każdej przerwie byłam przy kubłach na śmieci? – zapytałam cicho.
Przytaknął. – Rozmawiałaś z Marie?
Tym razem ja skinęłam głową.
– Marie bardzo cię lubi, Hannah – powiedział po krótkiej chwili, głaszcząc moją rozpaloną twarz. Zamknęłam oczy i czołem oparłam głowę o jego czoło. Dwa razy podobne zdanie. Paul bardzo cię lubi, Hannah. Marie bardzo cię lubi, Hannah. Nie byłam już więcej samotna. Wydawało się, że naprawdę istnieją ludzie, którzy mnie polubili i których choć trochę obchodzę.
W tej samej chwili Paul mnie objął. Zamknęłam oczy, moje usta odnalazły jego wargi i znowu się całowaliśmy. Jednak to był zupełnie inny pocałunek niż rano, tym razem jego gorące usta otworzyły moje, a nasze języki dotykały się i przez chwilę opanowały mnie dziwna rozkosz i podniecenie. Drżąc, gładziłam jego policzki, szyję, kark i miękkie włosy.
– Hej, Hannah, zwariowałem na twoim punkcie – wyszeptał i wsunął ręce pod moją makową bluzę. Głaskał moje ramiona, plecy, ręce.