Może ci mężowie kiedyś byli przystojni. Teraz ich twarze stały się surowe i dziwnie wykrzywione od tego nieustannego dążenia do perfekcji, nie pozostało w nich nic pociągającego. Indra zauważyła, że papier, pióra i inne przybory do pisania leżą przed nimi niezwykle starannie ułożone.
Przyszło jej do głowy, że starcy sprawują kontrolę nad podporządkowanym sobie ludem właśnie poprzez pedanterię. Nieustanne poszukiwanie czegoś, za co można by ukarać nieposłusznych, stanowiło jedną z ważnych metod zarządzania krajem.
Jak mogło do tego dojść?
Czterej kredowobiali starcy przyglądali im się natrętnie. Rozpoczęło się przesłuchanie, rozmowa między mężami i Ramem. Indra wiele razy o mało sama nie odpowiedziała, zresztą widziała, że Armas i Vida borykają się z tym samym problemem, na szczęście jednak zawsze potrafią się opanować i nie dają po sobie poznać, że rozumieją, co mówią biali mężowie.
No właśnie, ich zdanie na temat Indry nie było szczególnie pochlebne, dostrzegła, że Rama ogarnia gniew, gdy starcy oskarżali ją o różne rzeczy. Na przykład, że pochodzi z niższej rasy. Że nie zajmuje wysokiego stanowiska. Że nie jest dość ładna. Brak jej godności. Niemoralna, ciekawe, co oni mogą o tym wiedzieć?
W rezultacie tej rozmowy postanowiono, że skoro i tak trzeba czekać na przybycie nowych wysłanników Królestwa Światła, to należy wezwać wybranego, żeby zobaczyć, co on sam powie o swojej niańce.
Indra o mało nie eksplodowała. „Nie jestem przecież żadną niańką!” – chciała zawołać, ale Ram, który zauważył jej wzburzenie, uszczypnął ją ostrzegawczo po kryjomu w rękę. Indra opanowała się.
Podczas gdy czekali na wybranego, ten, który nazywał siebie Najbielszym ze Wszystkim, Indra nazywała go w myślach Najsuchszy ze Wszystkich, powiedział:
– Z wysłannikami ma jakoby przyjść ktoś jeszcze, kobieta. Powiedzcie mi, czy ona jest godna postawić stopę na pięknych ziemiach Nowej Atlantydy?
Kobieta? Spoglądali po sobie pytająco.
– Podobno ma na imię Sol – powiedział Najbielszy ze Wszystkich z lekkim obrzydzeniem.
Wszyscy goście wstrzymali dech.
Pierwszy opanował się Ram.
– Sol z Ludzi Lodu? Tak, ona jest… absolutnie godna.
– Z Ludzi Lodu? – powtórzył Najbielszy ze Wszystkich z druzgocącą pogardą. – Czy do tego samego niskiego rodu nie należy też obecna tutaj dama?
– Owszem – odparł Ram, z trudem zachowując spokój. – Ale Ludzi Lodu w żaden sposób nie można nazywać niskim rodem.
Dziękuję, Ram, pomyślała Indra.
– Skoro nie jest to ród książęcy ani nawet szlachecki, to jest niski – uciął zdecydowanie Najbielszy ze Wszystkich. Nagle zmienił ton, stał się dziwnie kordialny. – No, a oto i nasz mały złoty chłopczyk! Czy mogę zaprezentować największe ukochanie Nowej Atlantydy: wybrany!
6
Był bardzo mały. Gdyby mieli czekać, aż dorośnie, zanim pójdą do Gór Czarnych, to nie byłoby słońca dla żyjącego w ciemności ludu, wiele generacji urodziłoby się i umarło na pustkowiach, gdzie czas płynie tak szybko. Właściwie Indra nie wiedziała, ile dokładnie lat liczy sobie ten chłopiec, przypuszczała jednak, że dziesięć. Możliwe, ale wyglądał najwyżej na sześć. Stał w drzwiach z pogardliwym uśmieszkiem na wargach i przestraszoną służącą za plecami. Kobieta zniknęła natychmiast po tym, gdy przekazała innym owo małe cudo.
Zwyczajny chłopiec, powiedziałaby Indra. Taki łobuziak, jakich całe tuziny biegają po ulicach wielkich miast zewnętrznego świata, spragnionych przygody i zabawy. Reno, jak nazywano tego chłopca, był tylko bardziej świadomy niż tamte dzieci ulicy, a poza tym ubrany zupełnie inaczej. Nosił starannie udrapowaną szatę z olśniewająco białego materiału i złote sandały na bosych stopach. Miał czarne lekko wijące się włosy i ciemnobrązowe oczy oraz niechętny wyraz twarzy.
Wiedział bardzo dobrze, ile jest wart, i dawał to odczuć również otoczeniu.
Indra znielubiła go od pierwszego wejrzenia.
Jaka jestem podła, pomyślała. To przecież tylko biedne dziecko, które dorastało w nienormalnych okolicznościach. Czy nie powinnam mu okazać choć trochę zrozumienia?
Ale nic nie można poradzić na spontaniczne uczucia.
Czterech ubranych na biało nadętych starców powitało wejście chłopca pełnymi szacunku pokłonami, by pokazać gościom, co to znaczy mieć w swoim państwie wybranego. Z dumą odesłali obiekt swoich zachwytów do nowo przybyłych, którym dotychczas jeszcze nie zaproponowano, by usiedli. Chłopiec gapił się na gości całkowicie obojętnie. A to pokazał na moment język, a to wydał z siebie dźwięk, jaki się rozlega, gdy powietrze uchodzi z przekłutego balona. W końcu odezwał się, a jego głos brzmiał sarkastycznie:
– Aha, znowu Ram! Czego chcesz tym razem, ty królu wszelkiej ludzkiej impotencji? Myślisz, że możesz mnie zabrać? Jeśli tych tutaj nazywasz moją eskortą, to będzie wam gorąco w czasie podróży!
Ram nie zareagował najmniejszym nawet skrzywieniem warg.
– Wybraliśmy do tego zadania najlepszych, jakich mamy.
Głos, który mu odpowiedział, był dziecinnie dźwięczny, ale pogardliwy.
– To są najwspanialsi? Lemurowie? Jeden bękart? I kobieta? Nie, no wiesz co, ty stary niedorozwinięty głupcze!
– My nie kierujemy się nic nie znaczącą rangą, lecz szlachetnymi przymiotami charakteru.
Dzięki, Ram, nie zasłużyłam sobie na to, pomyślała Indra.
Najwyraźniej okazała zbyt wiele z tego, co myśli, bo młody Reno podszedł do niej bardzo blisko i powiedział:
– Tej nie lubię!
– Z największą wzajemnością – odparła Indra bez zastanowienia.
– Co ona mówi? – krzyknął Reno do Rama ostrym głosem.
– Ona mówi, że nie rozumie, co wy, panie, powiedzieliście, ale że ma nadzieję, iż zostaniecie przyjaciółmi – odparł Ram beznamiętnie, a Indra pomyślała: „Niech to diabli!”.
– Ona posługuje się jakimś bardzo zwięzłym językiem – rzekł chłopiec podejrzliwie. – Nie lubię jej. W ogóle jej nie lubię!
Ram odrzekł spokojnie:
– Nie wybraliśmy osoby, która ma wam towarzyszyć, po omacku. Indra jest najlepszą, jaką możecie mieć.
Młody Reno wciąż się w nią wpatrywał, nawet na sekundę nie spuścił z niej oczu. Jej wzrok też był nieugięty. I nagle zobaczyła coś, czego się nie spodziewała:
Chłopiec miał poczucie humoru! W jego oczach pojawiały się błyski jakiegoś diabelskiego, sadystycznego humoru, który nie należał do przyjemnych, ale w którym mimo wszystko zawierała się też jakaś obietnica. Może będą mogli spotkać się na tej płaszczyźnie?
Wątpiła jednak. W tych oczach było zbyt dużo złośliwości i uczuciowego chłodu, zbyt wiele pogardy dla ludzi, zbyt wiele złego wychowania. Czuł się wyniesiony niczym bóg, on, dziecko. A co będzie w przyszłości?
To prawda, że mała Siska przeżyła jakoś swoją przemianę z bogini i księżniczki w zwyczajnego człowieka. Ona jednak nie nosiła w sobie tyle złości, co ten chłopak. Ponieważ Indra jakoby nie rozumiała jego języka, nie mogła się z nim porozumiewać w ten sposób. W żaden inny zresztą także nie, przynajmniej na razie. Jedyne, na co miała ochotę, to kopnąć tego zadufka w tyłek albo spuścić mu potężne lanie. Tylko że tego nikt by nie zaakceptował, jej towarzysze także nie.
Uśmiechała się więc tylko łagodnie do tego nieznośnego małego gówniarza, życząc mu jednocześnie serdecznie śmierci i potępienia.
Ram spostrzegł, że napięcie między tymi dwojgiem może doprowadzić do złego, próbował więc lać oliwę na wzburzone fale.
– Poza tym niedługo przybędzie czterech nowych członków eskorty – oznajmił krótko.
W końcu Reno odwrócił wzrok od Indry i skoncentrował się na Ramie.
– O, tak, z pewnością ci nowi będą ulepieni z tej samej gliny, co ci tutaj. Nie zamierzam z wami iść.