8
Trzej Przyjaciele Porządku nie mieli już czasu dla gości.
– Ja będę teraz, rzecz jasna, Najbielszym ze Wszystkich – oznajmił Najbielszy zadowolony.
– A ja Najbielszym – wtrącił Bielszy pośpiesznie.
– A ja Bielszym – zareplikował Biały.
Nowo mianowany Najbielszy ze Wszystkich podszedł do resztek swego poprzednika.
– Szkoda, że wszystkie jego pontyfikalia poszły z dymem – mruknął. – Mógłbym teraz…
Z dawnego Najbielszego ze Wszystkich został tylko popiół. Jakiś służący zmiótł go dyskretnie.
– Bogu dzięki, że nie zrobili tego za pomocą odkurzacza, przynajmniej tyle szacunku mu okazali – powiedziała Indra cicho do Rama. – To by naprawdę była groteskowa scena.
– Czy wszyscy nie mogą milczeć, kiedy ja mówię? – syknął Jego Wysokość. – Powiedziałem, że żądam niebieskiego szafiru, i to w najbliższym czasie.
Ram rozzłościł się na poważnie.
– Oto umarł człowiek! A wy stoicie tutaj i kłócicie się o nieważne sprawy. Czy nie macie szacunku nawet dla śmierci? Czy nie żałujecie swego przyjaciela?
Trzej ubrani na biało złożyli pobożnie ręce.
– Naturalnie – odparł nowy Najbielszy. – On jest niezastąpiony. Próbujemy jednak ukryć głęboki żal za prostymi słowami…
– On był żądny władzy i dążył do przejęcia mego stanowiska – uciął stary. – Dobrze więc, że stało się tak, jak się stało! Urządźcie mu uroczysty pogrzeb i będziemy go mieli z głowy! I zabierzcie tego nieznośnego chłopaka, chciałbym mieć spokój w swoim królestwie!
Goście bardziej niż chętnie pragnęli opuścić ten kraj. Kiedy jednak służący jeden po drugim zaczęli znosić skrzynie pełne różnych rzeczy, które wybrany miał ze sobą zabrać, Strażnik Góry zaprotestował. Po co chłopcu to wszystko?
Reno odpowiedział osobiście:
– Muszę naturalnie przyjść do Gór Czarnych odpowiednio wyposażony, jestem przecież najważniejszą osobą. Poza tym będzie mi towarzyszyć dwunastu służących i tyluż żołnierzy. Nie mogę narażać swego życia!
– Cóż za głupstwa – rzekł Strażnik Góry. – Proszę wybrać z tego rzeczy, które będą wam, panie, potrzebne w Królestwie Światła, i nic więcej. Resztą zajmiemy się sami.
– Tak, ale ja, rzecz jasna, będę również tego potrzebował w Królestwie Światła, to oczywiste!
– Absolutnie nie. I nie ma mowy o żadnych służących ani żołnierzach. Proszę zabrać ze sobą najbliższego przyjaciela, by się Wasza Wysokość nie czuł samotny w pierwszym okresie. Ten przyjaciel wróci tutaj, kiedy już poczujecie się, panie, w Królestwie Światła jak w domu.
Reno parskał niczym wściekły kot.
– Ja się nie przyjaźnię z plebejuszami! Atlantyda z moją pozycją nie potrzebuje żadnych przyjaciół.
– Możliwe – mruknął Strażnik Góry.
Wspólnie wybrali rzeczy, które, jak sądzili, będą Reno potrzebne w czasie podróży. Zmieściły się one w niewielkim plecaku. W końcu mogli opuścić stolicę Nowej Atlantydy z kwaśnym jak ocet wybranym.
W tym czasie jednak Jego Niepokalaność już dawno wrócił do swojej wieży, a trzej ubrani na biało zapomnieli o gościach, wdali się w kolejną kłótnię na temat, kto powinien zostać nowym Białym. Wszyscy trzej mieli swoich faworytów, ludzi, którzy podlizywali się właśnie im.
– Ten kraj stał się parodią państwa – rzekł Ram ze złością, kiedy odwożono ich ku granicy rozpadającą się niemal lądową gondolą.
– Moim zdaniem nie powinieneś używać słowa „parodia” – stwierdziła Indra w zamyśleniu i pokazała mu paru przygnębionych ludzi, których mijali po drodze.
– Racja. Musimy problem Nowej Atlantydy przedstawić na posiedzeniu Rady. To nie może dłużej tak trwać.
Spojrzała na niego badawczo.
– Ram, jak to się dzieje, że ty, potężny mąż z ogromną odpowiedzialnością, tak często zajmujesz się nami? To znaczy naszą grupą.
Ram starał się ukryć uśmiech.
– Dlatego że jesteście najbardziej kłopotliwą grupą w całym Królestwie Światła i trzeba, by ktoś zajmujący odpowiednie stanowisko miał was na oku. Nie, mówiąc poważnie, może ja się dobrze czuję w waszym towarzystwie?
– Naprawdę? – wykrzyknęła Indra uradowana. – A może znowu sobie ze mnie żartujesz?
Ram nie zdążył odpowiedzieć, bo Armas zwrócił im uwagę, że coś się dzieje przy bocznej drodze. Strażnik Góry polecił szoferowi się zatrzymać.
Kierowca gondoli posłuchał, ale niechętnie.
– Nie powinniście się mieszać w nasze sprawy – mruknął. – Jesteśmy już prawie przy granicy, więc…
Dwóch żołnierzy udzielało lekcji jakiejś matce i jej najwyraźniej niezdyscyplinowanemu synowi, potrząsali i poszturchiwali nieszczęśników.
Wszyscy goście wyskoczyli z pojazdu i pobiegli w tamtą stronę.
Podczas gdy Strażnik Góry i Ram ostro upominali żołnierzy, że wytaczają armaty przeciw wróblom, Indra podeszła do kobiety, która stała z boku ze łzami w oczach.
Indra włączyła teraz drugi aparacik mowy, nie dbała o to, że zostanie zdemaskowana.
– Ja wiem, że on nie powinien był tego robić – rzekła kobieta, powstrzymując płacz. – Ale to przecież tylko mały chłopiec…
– A co zrobił?
Nieszczęśliwa matka we wzburzeniu nie zauważyła, że Indra mówi jakimś obcym językiem, a mimo to obie się rozumieją.
– On rysował na ścianie domu, tam, i oczywiście nie powinien był tego robić, ale nie zdążyłam go powstrzymać, i nagle pojawili się żołnierze.
Indra obejrzała ścianę. Widziała jakieś niewyraźne kreski, a na ziemi leżał kawałek czerwonej kredy.
– Boże drogi, co za idioci – rzuciła w stronę żołnierzy, którzy bronili się przed oskarżeniami gości. – Chłopcy, toż to przecież tylko kreda! To natychmiast zejdzie, wystarczy potrzeć gąbką.
Mały chłopczyk szlochał i pociągał nosem, Indra odprowadziła go do matki.
– Czujecie się dobrze w tym kraju? – zapytała cicho matkę. – Czy to dobre miejsce do życia?
Kobieta rzuciła przestraszone spojrzenie na żołnierzy, którzy teraz badali wykonany kredą rysunek, a potem zdecydowanie potrząsnęła głową.
– Nikt nie chciałby tak żyć. Ale żołnierze…
– Postaramy się, żeby to się zmieniło – obiecała Indra zdecydowanie na wyrost, po czym wszyscy wrócili do gondoli, upewniwszy się najpierw, że żołnierze nie będą już dręczyć tych dwojga.
Gdy Ram pomagał Indrze wsiąść do powozu, powiedział surowo:
– Byłaś nieostrożna! Chodzi mi o aparacik mowy.
– Ale przecież musiałam porozmawiać z matką – broniła się Indra. – I dowiedziałam się tego, co chciałam wiedzieć. Posłuchajcie teraz!
– Tak, tak, wszystko w porządku, tylko żołnierze! Oni przecież też zrozumieli, co powiedziałaś. Jeśli dotrze to do ich ciasnych mózgów, to podniosą alarm.
– A czy to teraz ma jakieś znaczenie? Jesteśmy przecież w drodze z ich kraju, a żadne z nas nie pragnie chyba tutaj wrócić.
– Nie, nie pragnie. Jednak niektórzy muszą, jeśli chcemy zaradzić temu stanowczo. Masz rację, teraz w każdym razie znikamy. Chwała Bogu! Ale gdzie się podział chłopiec?
– Jaki chłopiec? Nie, na miłość boską…
Reno zniknął. Podczas zamieszania postarał się umknąć, obrażony, że nie pozwolono mu zabrać swego orszaku, co uznał za brak szacunku i czci.
– Niech to diabli! – syknął Strażnik Góry przez zęby. – Gdzie my jesteśmy?
Odpowiedział Ram:
– Tuż koło bramy. Brama znajduje się po tamtej stronie wzniesienia z budynkiem.
Nagle Indra zorientowała się, gdzie są, rozpoznała okolice. To na tym wzniesieniu znajduje się budynek, w którym zostali „uwięzieni”.
Byli już gotowi do rozpoczęcia poszukiwań, gdy zjawiła się nieoczekiwana pomoc. Mieszkańców znajdującej się w pobliżu niewielkiej osady najwyraźniej nie zachwyciło to, że Reno będzie biegał po okolicy. Przyszli więc do zatroskanej grupy i opowiedzieli, że ktoś widział, jak chłopiec pokonał wzniesienie i zniknął za nim.