– Gówno! – powiedziała w soczystym norweskim języku i uniosła skobel.
Żelazo zazgrzytało, najwyraźniej nie używane zbyt często. Drzwi, choć ciężkie, rozsunęły się i ukazały czarne ciemności wewnątrz. Było tam ciemniej niż na dworze.
Dlaczego Ram nic o tym nie powiedział? myślała Indra lekko zirytowana. Musi przecież wiedzieć o wszystkich tajemniczych kryjówkach w Przełęczy Wiatrów. A może to jest arsenał broni? I Ram, zagorzały pacyfista, się tego wstydzi. Czy Obcy i Strażnicy boją się wojny z uzbrojoną Nową Atlantydą i przygotowali wszystko na wszelki wypadek? Albo może Ram nie miał pojęcia o tej kryjówce, skoro twierdzi, że nie jest taki bardzo stary.
W tej ostatniej sprawie Indra nie miała zdania.
W każdym razie ktoś w Królestwie Światła musiał wiedzieć o tutejszych magazynach, bardzo źle, że nam tego nie powiedziano, pomyślała.
Indra zobaczyła kamienną podłogę i weszła do środka.
Zdążyła zrobić zaledwie trzy kroki. Wtedy straciła grunt pod nogami i spadła na łeb, na szyję w dół.
Leciała dość długo, ale nie tak długo, by się zabić. Co prawda odczuwała uderzenia, jej ciało było już przecież obolałe po pościgu za Reno i po upadku, kiedy ta mała bestia zepchnęła ją w dół.
Niech to licho, pomyślała. Cóż to za pułapki Ram zakłada dla swoich wiernych przyjaciół?
Nagle zesztywniała na swoim miejscu, przestała rozcierać stłuczony łokieć.
Ze znieruchomiałą ze zdziwienia i strachu twarzą nasłuchiwała odgłosów z głębi mroku.
Nie była w tej przepastnej dziurze sama.
Indra nie miała nawet odwagi oddychać. Skądś dochodziły do niej jakieś dźwięki, nie była jednak w stanie ich zlokalizować ani zidentyfikować.
Brzmiało to jak ciche trzaski, słaby stukot i westchnienia oraz inne, trudne do rozpoznania głosy. Leżała cichutko jak mysz, starając się coś dostrzec, lecz ciemności okazały się zbyt gęste.
Była tak przerażona, że nie potrafiła się nawet zastanowić nad swoją beznadziejną sytuacją, sama w głębokiej dziurze, w kompletnych ciemnościach i z niewidzialnymi istotami tuż obok.
W następnym momencie wrzasnęła krótko i histerycznie. Jakaś ręka chwyciła ją za kostkę.
Na pół żywa ze strachu, próbowała się wyrwać. Ale ręka ściągała ją nieubłaganie ze skały, wkrótce też Indra znowu poleciała w dół.
Nie miała się czego przytrzymać. Spadła na kolejny skalny występ, gdzie z pewnością nie była już sama.
W końcu otrząsnęła się z odrętwienia. Próbowała kopnąć trzymającą ją rękę i robiła taki hałas, że ktoś, kto ją trzymał, cofnął się. Ale niezbyt daleko.
9
Reno wpadł prosto w objęcia Roka, który poprowadził szamoczącego się chłopca do pozostałych, zebranych na głównej ścieżce.
Tym razem postanowili nie ryzykować, związali małego liną.
– Traktujecie mnie jak niewolnika! – wył malec.
– To będzie dla ciebie zdrowe, zrozumiesz, jak się czują twoi niewolnicy – rzekł Ram. – Gdzie jest Indra?
– Baba? A skąd ja mam to wiedzieć? – odparł Reno z chichotem, który wzbudził w Ramie podejrzenia. Reno zapewniał jednak, że nic jej nie zrobił, a w ogóle to co on jest winien, że nie mogła za nim nadążyć?
– A więc jednak ją widziałeś?
Reno wzruszył ramionami.
– Czy możemy nareszcie wyjść z tego mroku? Zimno mi! Ale u was w tym niedorozwiniętym kraju pewnie zawsze tak jest?
Przestali się nim zajmować, zaczęli szukać Indry. Również oni znajdowali się w centrum huczącej wichury, i wszelkie krzyki zagłuszał wiatr.
Nigdzie ani śladu zaginionej.
– Ona została na placu przed bramą – przypomniał sobie Armas. – Żeby się przebrać. A potem słyszałem, że szła za mną.
– Nie mogłeś się zatrzymać i poczekać na nią? – zapytał Ram z naganą w głosie. Zaczynał się poważnie martwić o dziewczynę. Coś takiego nie powinno się było wydarzyć na tak niewielkim terytorium.
Armas nie potrafił odpowiedzieć. Czy miał im wyznać, że nie chciał, by ta tajemnicza Indra z nim szła? Nigdy przecież nie potrafił zrozumieć jej ironicznego wyrazu twarzy ani śmiechu czającego się w jej głosie,
– Musimy wykorzystać inne sposoby – stwierdził Marco. – Zastanówmy się, na co nas stać? Indra nie jest wrażliwa na telepatię. Jakie instrumenty wziąłeś ze sobą, Ram?
Najwyższy Strażnik Królestwa Światła westchnął. Nie byli zbyt dobrze wyposażeni, planowali przecież spokojną podróż w gronie przyjaciół.
I wszyscy mieli bogate doświadczenie.
W ciemnej grocie, do której wpadła Indra, rozlegały się jakieś kroki. Jak daleko mogła się znajdować od wyższego poziomu i od drzwi? Sześć, może osiem metrów? A tu jeszcze ten występ, z którego spadła. Nie była w stanie określić odległości, straciła też rachubę czasu, a przed nią czaiło się niebezpieczeństwo.
Cofała się, aż plecami dotknęła skały. Ram zapewniał, że w Przełęczy Wiatrów nie ma nikogo żywego. W takim razie co to zbliża się do niej tak ostrożnie, jakby z lękiem?
Z góry nie padało najsłabsze nawet światło, drzwi zatrzasnęły się i wszystko utonęło w smolistych ciemnościach.
Czym mogłaby się bronić? Czy te istoty ją widzą? Tak, bo musiało ich być wiele, tyle zdołała sobie uświadomić, słysząc skradające się kroki.
Teraz przystanęły, ze dwa metry przed Indrą. Czy udałoby się gdzieś ukryć?
W tym momencie jakiś męski głos przerwał ciszę, a Indra drgnęła gwałtownie.
– Kim jesteś? – padło pytanie w języku Atlantydów. – Dlaczego oni cię tutaj przysłali?
Indra odetchnęła głęboko.
– Jestem Indra z Ludzi Lodu, pochodzę z Królestwa Światła, miałam pecha i spadłam na dół. A wy jesteście przyjaciółmi czy wrogami?
Wokół słychać było pełne zaskoczenia szepty.
– Z Królestwa Światła? Ona mówi jakimś obcym językiem, a mimo to ją rozumiemy!
Indra nie traciła czasu na wyjaśnienia.
– No więc spadłam na dół – powtórzyła stanowczo. – Myślę, że właściwe pytanie powinno brzmieć: Kim wy jesteście i co robicie tutaj w tym ciemnym lochu? Dlaczego nie zapalicie światła? Dlaczego nie wyjdziecie na powierzchnię?
– Jeżeli naprawdę pochodzisz z Królestwa Światła, to się ciebie nie boimy, chociaż bardzo nas dziwi wasza obojętność wobec naszego losu. Jesteśmy strażnikami, ta czwórka, która przy tobie stoi.
– Tutaj też są strażnicy? – zapytała Indra. – Ale nie odpowiedzieliście na moje pytania.
– Dlaczego nie palimy światła? Musimy oszczędzać to, czym dysponujemy. A drzwi są zawsze zamknięte na klucz.
– Teraz nie. Ale kim jesteście? Pozwólcie, że spróbuję zgadnąć. Jesteście Atlantydami, którzy nie spodobali się Ich Wymytym Wysokościom, Przyjaciołom Porządku, prawda? Wobec tego wrzucili was w najgłębszą ciemność, i to dosłownie.
– Częściowo masz rację. Ale co robiłaś w Przełęczy Wiatrów?
– Zabraliśmy tego małego łobuza, wybranego.
Tamci półgłosem dyskutowali nad jej odpowiedzią. W końcu ktoś odezwał się władczym tonem:
– Chodź z nami! Traktuj to wszystko ze spokojem, jesteśmy przyjaciółmi!
– Ale co będzie, jeśli brama znowu zostanie zamknięta na klucz? Jeśli zamknie się sama z siebie, chciałam powiedzieć.
– I tak nie wydostaniemy się na górę. Chodź już!
Bez dalszych wahań Indra podążyła za Atlantydami. Poczuła dotyk czyjejś ręki i pozwoliła się prowadzić w ciemność.
Towarzyszyli jej wszyscy z wyjątkiem jednego. Szli przez coś, co sprawiało wrażenie ciasnego korytarza. Indrę niepokoiło to, że oddalają się wciąż dalej i dalej od jej przyjaciół, ale z drugiej strony, była też bardzo ciekawa.