Niepewnie przyglądała się zbyt pięknym rezultatom starań sympatycznej fryzjerki.
– Myślisz, że uda mi się utrzymać tę fryzurę na wietrze i w niepogodę?
– O ile wiem, to w Królestwie Światła nie wieją zbyt gwałtowne wiatry – odparła kobieta. – Poza tym ja pojadę z tobą, by utrzymywać twoją fryzurę i ubranie w należytym porządku.
Indra ucieszyła się.
– No, przynajmniej jedna rozsądna osoba w moim orszaku! Po co jednak ta cała histeria związana z jakimś chłopcem? To może książę, czy coś w tym rodzaju?
– Wiem nie więcej niż ty.
– Wciąż nie rozumiem, dlaczego wybrano właśnie mnie – mruknęła Indra. – Nie mam żadnego doświadczenia w postępowaniu z dziećmi, czasem tylko poszturchiwałam młodszego brata, ale trudno to nazwać pedagogicznym przygotowaniem.
Kobieta uśmiechnęła się lekko.
– Zobaczymy.
Rzeczywiście, wkrótce miały się o wszystkim przekonać.
Eskorta nie była imponująco liczna. Indra stwierdziła jednak z zadowoleniem, że orszak sprawia bardzo solidne wrażenie.
Był z nimi budzący poczucie bezpieczeństwa Ram. Był też Rok. W porządku. Bała się trochę, że pójdzie również wyniosły Obcy, Talornin. On może się okazać zbyt wymagający, myślała Indra z niepokojem. Jej siostra, Miranda, wiedziała o tym co nieco. Bogu dzięki miał też z nimi jechać Armas. Był już w pełni wykształconym Strażnikiem i to jest jego pierwsze zadanie. No i młoda fryzjerka imieniem Vida.
Łącznie pięć osób. To wszystko. Indra uświadomiła sobie, że żadne z nich nie nosi broni. Najwyraźniej miała to być pokojowa wyprawa. Zresztą nic dziwnego, znajdują się przecież w obrębie Królestwa Światła.
Chociaż nie całkiem. Wiedziała już o tym po wcześniejszych wyprawach badawczych. Południowa część znajdowała się w obrębie królestwa, nigdy jednak młodym mieszkańcom nie udało się tam dotrzeć w swoich gondolach. Indra i jej towarzysze łamali wszelkie zasady, wszystkie zakazy i znali całe Królestwo Światła lepiej niż inni. Byli w Starej Twierdzy, w Srebrzystym Lesie, pod murami i po ich drugiej stronie, odwiedzali miasto nieprzystosowanych w okresach, kiedy nie powinni tam zaglądać. Teraz pozostała już tylko północna część, należąca do Obcych. Armas spenetrował okolice znajdujące się w sąsiedztwie królestwa, ale nawet on nie bywał nigdy w najbardziej tajemniczych regionach na dalekiej północy.
No i oczywiście część południowa. Najbardziej mistyczna ze wszystkich zakątków Królestwa Światła. Wiadomo, że część północna jest zamieszkana przez Obcych, nikt jednak nie miał najmniejszego pojęcia o tym, co znajduje się na południu. Młodzi okazywali respekt północnej części zajętej przez Obcych. Ze względu na Armasa nigdy nie próbowali jej zbadać. Natomiast południowa… och, próbowali wielokrotnie!
Tam jednak napotykali ścianę. Dosłownie. Odkryli stosunkowo wcześnie, że w obrębie murów znajduje się jeszcze jeden mur. Oddzielał on ich część świata od części południowej. Armas zapytał kiedyś swego ojca, Strażnika Góry, i otrzymał odpowiedź, że właściwie jest trochę inaczej. Kopuła nad Królestwem Światła jest przeważnie kulista, z wyjątkiem części południowych i północnych. Tam wznoszą się inne kopuły, powiązane z tą nad Królestwem Światła. Powiązane poprzez… jakby to nazwać? Gigantyczne korytarze? Każda z tych części posiada własne ogromne Słońce, które oświetla właśnie ją. Nie, Armas mieszkał w centrum tego obszaru, zabroniono mu natomiast odwiedzać obrzeża. Jego ojciec jednak bywał tam często. Ale nigdy ani syn, ani jego matka, Fionella. Kryjące się tam tajemnice uznano za zbyt ważne, by można było ujawniać je zbyt wielu.
O tym wszystkim rozmyślała Indra, kiedy wyznaczonego dnia weszła na pokład Szybkiej gondoli Rama. Zabrali ją sprzed domu. Machała na pożegnanie ojcu, Mirandzie i Gondagilowi.
– Ja też poszukam sobie takiego przystojnego dzikusa jak ty, Mirando! – wołała wesoło.
– Nie licz na to, nie znajdziesz – mruknął Ram. – Przynajmniej w czasie tej podróży.
Indra roześmiała się do niego szeroko.
Nie miała tym razem niewygodnych aparacików mowy, a fryzura została spryskana lakierem tak, by długo mogła pozostać nienaruszona. Indra była bardzo ładnie ubrana, ale nie w tamte zwiewne stroje, dzisiaj włożyła bluzkę i szorty w kolorach białym i jasnozielonym, białe skarpetki i buty. Ram wyjaśnił, że tam, dokąd zmierzają, nie będzie zimno. W południowej części pogoda jest równie przyjemna jak na pozostałych terenach Królestwa Światła. Mniej więcej.
Ale piękna sukienka została zapakowana do walizki, która leżała teraz na podłodze gondoli. Vida już siedziała w gondoli. Rok także. Okazało się, że tworzą oni parę. Indra doznała lekkiego szoku, gdy uświadomiła sobie, jak mało w gruncie rzeczy wie o życiu Strażników, jak beztrosko ona sama i jej przyjaciele korzystają z ich wsparcia. Cóż, na przykład, wie o Ramie? Nic, nic poza tym, że jest Lemurem i najpotężniejszym Strażnikiem w Królestwie Światła.
Dyskretnie spoglądała na niego, kiedy uruchamiał gondolę. Spokojnie unieśli się w górę przed bramą jej domu i skierowali ku północy.
Ram to typowy Lemur. Czarnooki, jak Dolg, wyglądał na jakieś trzydzieści lat, w gruncie rzeczy musiał jednak być strasznie stary, ponieważ dosłużył się tak wysokiego stanowiska. Kiedy Indra na niego patrzyła, przychodził jej na myśl chart afgański. Ram zachowywał się z taką samą godnością i wyniosłym spokojem. Majestatyczny, pełen rezerwy, tajemniczy i niezależny podobnie jak tamto zwierzę. Przy tym niezwykle pociągający, jak wszyscy Lemurowie. A jego prywatne sprawy? Teraz okazało się na przykład, że Rok posiada towarzyszkę życia, może więc z Ramem jest podobnie? Czy wypada zapytać?
Właśnie teraz chyba nie. Może później, jeśli nadarzy się okazja.
Zabrali Armasa sprzed bramy Obcych w części północnej. Jego ojciec, Strażnik Góry, udzielał jeszcze jakichś przestróg, chciał być pewien, że szczęśliwie ruszą w drogę.
– Powinniśmy byli wysłać więcej naszych – powiedział do Rama. – Ale wkraczamy na to terytorium tylko w razie konieczności.
Minę miał dość ponurą. Doprawdy, piękne widoki, stwierdziła Indra z przekąsem, ale Ram starał się uspokoić Strażnika Góry.
– Damy sobie radę – zapewnił. – Oni dostali przecież wiadomość, że przybędziemy, by zabrać chłopca.
Jacy oni? zastanawiała się Indra. Czy nie czas już, by dowiedziała się czegoś więcej o miejscu, do którego zmierzają?
Nikt jednak nie przejawiał specjalnego zapału do udzielania informacji.
Zwróciła uwagę, że na pokładzie gondoli znajdują się jakieś wielkie skrzynie czy kufry.
Zapylała o nie Roka.
– To prezenty – wyjaśnił.
– Łapówki? – roześmiała się cierpko.
– Nie, skądże znowu? – odparł lekko, lecz jego twarz nie wyrażała niczego. – Nagroda i zapłata za to, że możemy wypożyczyć chłopca.
Ram rozwinął teraz największą szybkość i pęd powietrza popchnął Indrę na oparcie. Machinalnie osłoniła rękami włosy, by ratować fryzurę, na szczęście Ram podniósł przezroczystą kabinę gondoli i gwałtowny opór powietrza ustał.
Armas odwrócił się do niej i uśmiechnął radośnie. Uwielbiał taki pęd.
Ten chłopak ostatnio bardzo wyprzystojniał, pomyślała Indra. Jakby dojrzał wcześniej niż inni młodzi ludzie z ich grona. Jori, na przykład, w ogóle nie był jeszcze dojrzały. Indra wiedziała, że Jori powinien był brać udział w tej wyprawie jako w pełni wykształcony Strażnik, ale ze względu na szalone przygody w Królestwie Ciemności miał na jakiś czas zakaz podróżowania. Ku swojej wielkiej rozpaczy.
Armas, jako półkrwi Obcy, był wyższy niż inni pasażerowie gondoli, nawet niż Ram, przewyższający o głowę dość przecież wysoką Indrę. Wszyscy trzej Strażnicy nosili teraz takie same ubrania, kremowe koszule, a na to krótkie pelerynki ze znakiem Świętego Słońca na piersiach. Złote Słońce otoczone zygzakowatymi promieniami. Rodzina Czarnoksiężnika rozpoznała te znaki, podobne znaleźli w Europie Południowej i na zboczach gór w wielu innych miejscach. Znaki Strażników były utkane wraz z materiałem na koszule, natomiast znaki Obcych zostały wykonane z prawdziwego złota i nosiło się je na szyi na złotych łańcuchach. Armas tymczasem w ogóle nie został wyposażony w taki amulet, zbyt dużo ludzkiej krwi płynęło w jego żyłach.