Выбрать главу

I światło, światło! Wielu ludziom płynęły z oczu łzy, niektórzy głośno szlochali, inni, uwięzieni w grocie później, śmiali się uszczęśliwieni.

Tylko Reno, wybrany, stał z bardzo niezadowoloną miną i z pogardą myślał o panującym w Królestwie Światła bałaganie. A przecież widział łąki, które wyglądały niczym morze kwiatów, i niewielki zagajnik w oddali… Drzewa jednak nie stały tutaj symetrycznie, kwiaty też nie, i to właśnie napawało go obrzydzeniem.

Precyzja, władza i dyscyplina, to jego nauczyciele wbili mu do głowy. Tego rodzaju nauk nie da się wyrzucić z umysłu ot, tak sobie.

Indrze przychodziły do głowy straszne myśli. Powinieneś był skierować farangil na nich wszystkich, Dolg, kiedy już zaczął działać. Przeciwko wszystkim czterem białym i przeciwko ich wstrętnemu przywódcy, temu śmierdzącemu starcowi, któremu władza i arogancja zmąciły umysł. Powinieneś skierować krwistoczerwone promienie farangila na jego pieluchy, nawet gdyby miało to strasznie śmierdzieć, byleby tylko Nowa Atlantyda się go pozbyła. W jaki sposób teraz zdołamy wyeliminować tych czterech, którzy jeszcze zostali, plus prawdopodobnie wielu ulepionych z tej samej gliny? Przegapiłeś szansę, Dolgu!

Kiedy jednak spojrzała na urodziwego, jakby nie z tego świata pochodzącego syna Czarnoksiężnika, uświadomiła sobie, że on nie został stworzony po to, by przerywać życie.

Tylko że ci przeklęci starcy żyli już dostatecznie długo. Można powiedzieć, że przeżyli samych siebie.

Głos zabrał Strażnik Góry:

– Teraz wszyscy zostaniecie poddani intensywnemu działaniu Słońca, tak że z pewnością odzyskacie siły i prawdopodobnie również młodość. Tymczasem my, mieszkańcy Królestwa Światła, przygotujemy wyprawę do Nowej Atlantydy. Nie będzie to wyprawa zbrojna, mamy inne możliwości. Wy cierpieliście bardzo, ludzie, którzy tam pozostali, cierpią nadal, najwyższy czas położyć kres temu szaleństwu. Tak, bo to władza szaleńców, nawet jeśli w całej Nowej Atlantydzie panuje idealny porządek. A właściwie właśnie dlatego!

– Oni z pewnością bardzo szybko odkryją, że znaleźliście grotę – rzekł Książę Słońca. – A wtedy może dojść do wojny!

– Tak, musimy się śpieszyć – odparł Strażnik Góry w zamyśleniu.

Indra rozglądała się za Ramem, ale on znajdował się w przedzie długiego pochodu. Podeszła do grupy, którą prowadził Marco. Daleko za sobą miała wspaniałe niebieskie światło szafiru, dzięki któremu Dolg prowadził ostatnie grupy. Na samym końcu szli Strażnik Góry i Rok, bacząc, by nikt nie zostawał w tyle. Wszystkim pomagano w przejściu trudnego pasażu.

Indra chodziła tam i z powrotem, „by patrzeć, czy nikt nie potrzebuje pomocy”, jak przekonywała samą siebie. W pewnej chwili jej wzrok spoczął na pełnej godności postaci Lemura, Rama. Wysoki, z czarnymi włosami opadającymi na ramiona. Oczy, równie czarne, obserwowały grupę Atlantydów. Spostrzegła, że Ram jest zmartwiony, zresztą bardzo dobrze to pojmowała. Do niego przecież należało rozlokowanie tych wszystkich ludzi w Królestwie Światła.

Nos miał całkiem płaski, usta wydatne, zmysłowe i wrażliwe, wysokie czoło ginęło we włosach. Profil prezentował się wspaniale, jakby należał do zwierzęcia z bardzo szlachetnej rasy, rasowego konia lub rasowego psa. Wszystko było doskonale.

Ale człowiekiem on niestety nie jest!

Oczywiście nie jest też zwierzęciem. Jest Lemurem, ogniwem pośrednim między ludźmi a Obcymi.

Nie spojrzał na nią ani razu, zresztą dlaczego miałby to robić? Indra jest przecież jedną z wielu mieszkanek Królestwa Światła, co prawda należy do grupy, którą on, jak oświadczył, uważa za najbardziej kłopotliwą w całym państwie, ale akurat to nie stanowi najlepszej referencji. Indra jest zwyczajną dziewczyną, którą on przypadkiem pocałował w policzek.

Dlaczego to zrobił? Armas, gdzie jesteś? Pozwól mi się do siebie zbliżyć! Nie jestem taka głupia, chyba rozumiesz. Moglibyśmy być świetną parą. Armas, ratunku!

12

Najpierw chcieli ulokować wybranego u Indry, „żeby mogli się lepiej poznać”, ale ona przeciwstawiła się temu stanowczo. Dwojga ludzi, którzy do tego stopnia nie ufają sobie nawzajem, nie powinno się zmuszać, by nieustannie przebywali pod jednym dachem. Przynajmniej nie przez całą dobę.

Poza tym chciała mieć spokój w swoim mieszkanku. Chciała jeść słodycze, kiedy zechce, wyciągnąć się na łóżku i drzemać lub układać pasjanse, i żeby nikt nie wygłaszał z tego powodu głupich komentarzy.

Postanowiono zatem, że Reno zamieszka w pobliżu, razem z małżeństwem z Nowej Atlantydy. Tym ludziom również powierzono opiekę nad chłopcem. On sam traktował ich jak niewolników. Pozwalali mu trwać w przekonaniu, że tak właśnie jest, bo wtedy łatwiej było nim kierować. Obiecywali sobie jednak, i wielu innych wraz z nimi, że wkrótce na serio zabiorą się za jego wychowanie.

Indra przychodziła do ich domu dwa razy dziennie, by przygotowywać chłopca do wyprawy w Góry Czarne. Jej zadanie polegało na tym, by zrobić porządnego człowieka z tego rozpuszczonego niczym dziadowski bicz małego drania.

Już pierwsze godziny okazały się kompletną katastrofą. Indra zapytała co prawda bardzo ostrożnie, ale z irytacją w głosie:

– Czegoś ty się właściwie uczył na temat swego zadania?

– Że mam się zachowywać władczo, z pewnością siebie! I z godnością. Mam być zawsze ubrany tak jak przystoi wybranemu, w purpurę i jedwab, uczyłem się też, jak mam udzielać audiencji najwyżej postawionym mieszkańcom Gór Czarnych i z jaką łaskawością przyjmować dary, które mi przyniosą. Wiem, jak ich zmusić, by padali przede mną na kolana, i znam słowa, które sprawią, że zostanę władcą tych ciemnych gór.

– O rany boskie! – jęknęła Indra i uderzyła się dłonią w czoło. – Więc ty tyle wiesz o Górach Czarnych i o tym, co się w nich kryje?

– Uczeni mężowie w Nowej Atlantydzie wiedzą o tych sprawach więcej niż ty, głupia! I przestań się do mnie zwracać per ty! Mam być tytułowany Wasza Wysokość, już powiedziałem!

– Ale czy ty w ogóle nie słuchałeś, kiedy opowiadałam ci o pożerających ludzi bestiach? O Svilach? O wszystkich tych, którzy tam po prostu zginęli, zostali wciągnięci przez potężną wichurę i nigdy więcej nie wrócili? O pełnych skargi wyciach, które zawierają i rozpacz, i okrucieństwo? Co ty sobie myślisz?

– Babskie gadanie – prychnął.

– Ach, tak? To w takim razie zapytaj Joriego i Tsi-Tsunggę! Oni najlepiej wiedzą, że to nie jest babskie gadanie. Niestety.

– Kłamią, bo chcą się wydać interesujący. I nie mów do mnie ty!

Oboje czuli, że ich prestiż jest zagrożony. Ponieważ Reno właściwie wyczerpał już wszystkie argumenty, zaczął rzucać w Indrę różnymi przedmiotami.

– To ty jesteś aż taki dziecinny? – zapytała zdenerwowana. Na szczęście udało jej się złapać piękną wazę, zanim ta spadła na podłogę. – Może powinniśmy zacząć bardziej inteligentną rozmowę? Jeśli ciebie na coś takiego stać.

Nie było go stać. Wybiegł z domu, zanim Indra zdążyła go przytrzymać, i w ten sposób zakończyła się pierwsza lekcja.

Stopniowo jednak sytuacja zaczęła się poprawiać. Nadal byli wrogami aż po koniuszki palców, Reno jednak pojął, że dla własnego dobra powinien używać nieco więcej inteligencji. Uwielbiał napadać na Indrę, kiedy zdarzyło jej się powiedzieć coś nie tak, więc bardzo uważała, by wyrażać się możliwie najbardziej precyzyjnie. W ten sposób także i ona korzystała z tych spotkań z wybranym.