Jeszcze tego wieczora miała nieoczekiwaną wizytę. Oriana.
Indra przestraszyła się trochę. Czyżby przystojna sekretarka Rama mimo wszystko miała z nimi pójść?
Ale nie, nic takiego jej nie grozi. Oriana wyjaśniła, że przysłał ją Ram. Dlaczego nie przyszedł sam? Ram prosił, by Oriana zapoznała Indrę z obowiązkami, jakie jej przypadną podczas wyprawy. Najwyraźniej tym razem zamierzał powierzyć Indrze prawdziwie odpowiedzialne zajęcie.
– Ale ty sama się nie wybierasz? – zapytała Indra.
– Nie, dziękuję bardzo, nie zamierzam się wyprawiać do tego kraju! Moje życie w świecie zewnętrznym było takie trudne i wypełnione tyloma nieprzyjemnościami, że unikam wszystkiego, co pachnie awanturą.
Bogu dzięki, pomyślała Indra.
– To co mam robić? Nie jestem zawodową sekretarką. W ogóle nie zdobyłam żadnego zawodu.
Nie, nie musi być sekretarką. Jej praca ma polegać na nagrywaniu wszystkiego, co zostanie powiedziane, na maleńki aparat, który Oriana przyszła zademonstrować. Indrze nie wolno go nikomu pokazywać.
No, chyba sobie z tym poradzi, chociaż jeśli chodzi o technikę, to jest pozbawiona jakichkolwiek talentów.
– A poza tym Ram chce, byś się trzymała w pobliżu mojego cudownego uzdrowiciela, Dolga. Przy nim będziesz bezpieczna. Twój kuzyn Marco może się znajdować zbyt blisko centrum wydarzeń.
Jako Włoszka Oriana mówiła „Dolgo”, a nie „Dolg”.
– To oni dwaj też z nami idą?
– Tak, jest sprawą niesłychanie ważną, by przewrót dokonał się pokojowo.
Bo to właśnie będzie przewrót. I Indra ma brać w nim udział.
– Czy będzie więcej kobiet? – zapytała obojętnym tonem. – Na przykład ktoś z ratusza czy coś takiego?
– Z ratusza? – rzekła Oriana zdumiona. – Nie, nie sądzę.
Więc Oriana nie zna tamtej starej historii. Nie opowiedział jej o tym, pomyślała Indra z ulgą.
Rozgorączkowana odprowadziła Orianę aż na rynek. Musiała zaczerpnąć trochę powietrza, nie była w stanie znosić samotnie swojej tęsknoty i rozczarowania.
W połowie drogi spotkały Joriego i Tsi, którzy wracali do domu, każdy do swojego, po kolejnej wycieczce gondolą. Wyprawa do Królestwa Ciemności najwyraźniej nie ostudziła ich zainteresowania dla podniecających pojazdów.
Zatrzymali się wszyscy i rozmawiali przez chwilę. Jori był bardzo podekscytowany jutrzejszym dniem, natomiast Tsi-Tsungga opowiadał z pełnym żalu uśmiechem, że on musi zostać w domu, bo jest zbyt dziwny dla Atlantydów. Nie trzeba ich przecież śmiertelnie straszyć.
Podczas gdy Oriana rozmawiała z Jorim, Indra czuła na sobie spojrzenie Tsi. Gdy popatrzyła w jego zielone oczy, zarumieniła się gwałtownie.
On wie, pomyślała. On wie, że moje ciało płonie. Ponieważ sam boryka się z podobnymi problemami. Tsi-Tsungga, któremu nie wolno się z nikim kochać.
Niezauważalnie uniósł dwa palce i dotknął jej nagiego przedramienia. Indra miała wrażenie, jakby przez jej ciało przeniknął prąd o zbyt dużym napięciu, zauważyła, że Tsi zareagował w podobny sposób.
Jesteś nieodpowiednią osobą w nieodpowiednim czasie, Tsi, pomyślała. Powinniśmy byli to zrobić już dawno temu. Zanim mnie ogarnęły te beznadziejne uczucia.
Pośpiesznie pożegnała się i pobiegła do domu.
To nieznośne, pojękiwała cicho. Już dłużej nie wytrzymam, muszę coś zrobić, by ugasić pożar mego ciała, muszę coś zrobić, zanim oszaleję.
Serce Indry tłukło się w piersi. Znajdowała się w lesie, w lesie Tsi-Tsunggi, gdzie nigdy przedtem nie udało się jej go spotkać.
Teraz odrzucała wszelkie moralne zastrzeżenia. Zawołała głośno jego imię i słyszała, jak echo przetacza się ponad górami.
I oto pojawił się Tsi. Stał, obejmując rękami pień drzewa, i patrzył na nią. Wokół nich rozciągał się zielony, piękny las, pachniało ciepłą ziemią i gnijącymi roślinami, co jeszcze pobudzało ich podniecenie.
Tsi wiedział, dlaczego ona tutaj przyszła, poznawała to po jego oczach, po jego powolnych ruchach.
Stała spokojnie.
Podszedł do niej, poczuła jego włosy na swoim policzku. Miała na sobie luźną bluzę i jego brązowe ręce odbijały się mocno od bieli materiału, kiedy powoli wsuwał je pod ubranie i obejmował piersi dziewczyny.
Od jego dotyku przenikały ją fale gorąca. Twarz Tsi znajdowała się tak blisko, słyszała jego drżący oddech.
Indra wiedziała od swoich przyjaciółek, że Tsi skarżył się, iż one zawsze są zakochane w kim innym, a nie w nim, więc nie zdradziła ani słowem, że właściwie to nie jego pragnie, lecz innego. Nie mogła mu powiedzieć, że jest wyłącznie substytutem, że może spełnić tylko jedno z jej pragnień. Tsi-Tsungga oznaczał fizyczne zadowolenie, a tego właśnie potrzebowała teraz najbardziej.
Bał się, że zostanie odepchnięty, to by go upokorzyło. Nie bój się, leśny chłopcze, nie chcę ci zrobić nic złego. By go uspokoić, pogłaskała ręką gęste, zielone włosy i przytuliła się do niego bardzo ostrożnie. Tylko na tyle, by dać mu poznać, że nie ma się czego obawiać.
Spojrzała w dół na spodnie ze skóry, widziała, że coś się pod nimi pręży.
To rozpaliło ją tak bardzo, że z trudem łapała powietrze, nieznośny ogień palił ją w dole brzucha tak, że musiała głośno krzyknąć…
I wtedy usiadła na łóżku, ciężko dysząc, przepełniona płomiennym pożądaniem i całkiem samotna w swojej sypialni.
To sen? Dzięki Bogu, że to tylko sen! Indra nie zniosłaby myśli, że zdradziła Rama i oszukała Tsi. Zresztą, zdradziła Rama?
On przecież nie miał najmniejszego pojęcia, jakie uczucia do niego żywi.
Lodowato zimny prysznic nie zdał się na nic. Później leżała długo, przewracała się z boku na bok, z całej siły zaciskała uda, aż w końcu wybrała frustrujący sposób samotnych kobiet. Potem, udręczona, zasnęła. Sny bywają często odbiciem naszych pragnień na jawie, tylko że z niewłaściwą osobą. Wtedy są bardzo irytujące, myślała, gdy następnego ranka obudziła się zmęczona z ciężką głową i obolałym ciałem.
Kolejny prysznic, umycie włosów i piękne, ale praktyczne ubranie poprawiły jej w końcu humor. Wybiera się przecież na spotkanie przygody!
Siedziała spokojnie, czekając na Oko Nocy i Roka. Miała dość czasu, by zastanowić się nad sytuacją.
Przypominała sobie rozmowę, której się kiedyś przysłuchiwała, rozmowę Strażnika Góry z księżną Theresą.
Zastanawiali się oni nad skutkami małżeństw zawieranych w Królestwie Światła pomiędzy przedstawicielami różnych gatunków.
„Akurat to stanowi duży problem – powiedział Strażnik Góry. – Nie pragniemy, aby Obcy i ludzie albo Lemurowie i Obcy lub Lemurowie i ludzie mieszali się między sobą. Ja sam wprawdzie złamałem tę regułę, na szczęście ze wspaniałym rezultatem, ale…”
„Syn mojej córki, Dolg, jest innym przykładem – powiedziała Theresa. – Jest przecież zarówno człowiekiem, jak i Lemurem, a proszę jaki udany!”
„Dolg jest czymś więcej niż tylko mieszańcem dwóch ras – odparł Strażnik Góry. – Więc on się nie liczy. Ale mamy również Tsi-Tsunggę, który jest w połowie duchem ziemi, w połowie Lemurem, mamy zresztą w kraju więcej istot łączących w sobie różne rasy. Wszystko jak dotychczas idzie dobrze, ale nie jest to zjawisko pożądane. Takie odmienne kultury! Indianie na przykład są bardzo przywiązani do swojej tradycji i stanowią wspólnotę, duchy ziemi natomiast odrzuciły Tsi-Tsunggę. Elfy nie mają prawa łączyć się z innymi. I nie samo to jest problemem, lecz to, iż ich dzieci mogłyby być uważane za mniej wartościowe”.
„Nie myślałam, że w Królestwie Światła panuje takie nastawienie”.
„Niestety – westchnął Strażnik Góry. – To naturalnie przede wszystkim w mieście nieprzystosowanych panuje najgorsza dyskryminacja, ale inni też nie są od niej wolni. Może czynią to nieświadomie, może nie chcą być rasistami, ale takie właśnie uczucia żywią. Armas mógł się o tym przekonać”.