Boże drogi, a to co znowu? Czy właśnie takie uczucie nazywane bywa miłością? Czy jest to tylko pożądanie? Zwyczajne działanie hormonów?
Och, gdybyż tak mogło być! Ale te uczucia to coś znacznie więcej.
Po raz pierwszy w życiu Indra kochała mężczyznę. Kochała wielką, prawdziwą i gorącą miłością.
Dla niego mogłaby zrobić wszystko. On jednak prawdopodobnie uważa, iż jakiekolwiek zbliżenie między nimi jest niemożliwe. Ram jest wszak Lemurem, a ona tylko zwyczajnym, prostym człowiekiem.
16
Wszyscy znali swoje miejsca, wszyscy wiedzieli, co mają robić, gdy droga do Nowej Atlantydy stanęła przed nimi otworem.
Strażnicy weszli pierwsi. W kompletnej ciszy przekraczali bramę, rozchodzili się na boki i ukrywali się w krzewach żywopłotu wzdłuż muru.
Wieża na wzniesieniu pogrążona była w ciszy. W oddali majaczył biały, nie zamieszkany budynek. Nie spodziewano się ataku, uważano, że przecież nikt nie potrafi złamać kodu zamka przy bramie. Tak w każdym razie sądzili rządzący Nową Atlantydą.
A powinni byli wyciągnąć jakieś wnioski z poprzedniej wizyty!
Obcy przechodzili obok Indry, która czekała razem z Dolgiem i Atlantydami.
W którymś momencie pojawiły się duchy. O rany, ile ich jest! pomyślała Indra. Szły na końcu pochodu za innymi, więc nie mogła ich dokładnie widzieć. Dopiero teraz…
Duchy Ludzi Lodu. Witały się z nią i Dolgiem pośpiesznym uśmiechem i przechodziły dalej. Indra znała wszystkie duchy bardzo dobrze, chociaż nigdy nie nawiązała z nimi wartego wzmianki kontaktu. Tengel Dobry, Sol, Tarjei, Trond, Halkatla, Rune, Ulvhedin, Ingrid, Villemo, Dominik, Kolgrim, on też tu był, jak to miło! Dalej szli Heike i Vinga, Shira oraz Mar, Christa i Linde-Lou…
Christa i Linde-Lou? Oni też są w Królestwie Światła? I… razem z nimi dwoje żyjących: Nataniel oraz Ellen. Tak, Nataniel, to całkiem naturalne. Nie było jednak ojca Indry, Gabriela, ani Mirandy i Gondagila. Z rodziny czarnoksiężnika był tylko Móri i Dolg oraz Jori. I jeszcze… tak, rzeczywiście Uriel szedł także, ów łagodny anioł, ojciec Joriego.
Przeszedł również Oko Nocy, który otrzymał rozkazy od Talornina, stojącego przy bramie.
Kolejna grupa duchów. Teraz szły duchy Móriego. Indra skłoniła się z szacunkiem Nauczycielowi i dawniejszemu Duchowi Utraconych Nadziei, który teraz przybrał po prostu imię Nadzieja. Dalej szedł Nidhogg, duchy Powietrze i Woda, Hraundrangi-Móri, Pustka, która okazała się pięknym młodzieńcem, i Cień, prowadzący ze sobą Zwierzę. A razem z nimi podążał Nero.
– Witaj, Nero – pozdrowiła go Indra, a Dolg poklepał starego przyjaciela po karku.
To rzeczywiście inwazja!
Nie było natomiast Tsi-Tsunggi, nie było elfów ani innych istot natury. Indra zapytała, dlaczego.
– Obcy nie odważyli się ich zabrać dlatego, że są nieobliczalni – odparł Dolg. – Mogliby zacząć działać na własną rękę, a do tego nie wolno dopuścić.
Indra rozumiała to bardzo dobrze.
– A kto jest głównodowodzącym? – spytała.
– Strażnikami kieruje Ram. On jednak otrzymuje rozkazy od Talornina jako najwyższego tutaj przedstawiciela Obcych.
– Tutaj, powiadasz? A zatem są jeszcze wyżej postawieni?
– Z pewnością – odparł Dolg sucho.
Indra poczuła się odrobinę rozczarowana tym, że Ram zajmuje taką wysoką pozycję. Stawał się przez to jakby bardziej niedostępny.
Ale czy przedtem nie był? W jego świecie nie ma dla niej miejsca.
W końcu nadeszła ich kolej. Atlantydzi musieli jeszcze trochę poczekać. Nie chciano ich wystawiać na atak żołnierzy.
Indra znalazła się za bramą. Wtedy Ram dał jej znak, by ukryła się w żywopłocie, a potem odszedł do ważniejszych zadań.
Dziewczyna ze zdumieniem rozglądała się dokoła. Nigdzie nie widziała żywej duszy z wyjątkiem Dolga. Gdzie się podziewają wszyscy ci, którzy tu weszli razem z nią?
– To chyba niezbyt mądre zakładać żywopłot pod samym murem przy bramie – szepnęła.
– Widocznie chodziło o symetrię – odrzekł Dolg złośliwie i oboje się uśmiechnęli. – Czekamy na Madragów. Ale to musi trochę potrwać, bo oni nie mogą wejść niezauważeni.
– Nie, nie, to prawda. Co oni będą tutaj robić?
– Wyłączą wszelkie techniczne urządzenia kontrolne – wyjaśnił Dolg szeptem.
Znowu podszedł do nich Ram. Indra starała się skupić nad swoim zadaniem w Nowej Atlantydzie, ale kręciło jej się w głowie, tak jakby miała zemdleć za każdym razem, gdy tylko znalazła się blisko niego.
– Idzie Oko Nocy – powiedziała cicho. – Zaraz się wszystkiego dowiemy.
Koło żywopłotu pojawili się młody Indianin i Talornin.
– Jak dotychczas sytuacja jest pod kontrolą – szepnął Oko Nocy. – Wszyscy zajęli wyznaczone miejsca. Duchy pracują już z mieszkańcami najbliższej wioski, niezauważone wchodzą do domów, by zorientować się, czy nie ma tam zwolenników rządu.
– A jeśli znajdą takich? – zapytała Indra.
– To wyeliminuje się ich z gry. Marco i ty, Dolg, musicie się nimi zająć, pogrążyć ich we śnie.
– Gdzie są żołnierze? – spytała.
Ram odpowiedział, patrząc na nią swoimi czarnymi oczyma:
– Żołnierze są wszędzie. Oni sprawiają najwięcej kłopotu, ponieważ nie wiemy, po której stronie stoją.
– To z pewnością indywidualne sprawy – rzekła Indra i sama zdumiała się, że doszła do takich mądrych wniosków.
– Oczywiście, naturalnie – przyznał, nie spuszczając z niej wzroku.
Sytuacja stawała się trudna. Ram w żadnym razie nie może odkryć, w jakim stanie znajduje się jej biedne serce. Powiedziała więc wesoło:
– Wszyscy wykonują tu jakieś zadania, tylko ja czuję się okropnie nieprzydatna. Mimo wszystko mogę jednak zrobić coś pożytecznego…
– Co masz na myśli?
– Wydaje mi się, że nawiązałam bliski kontakt z tamtą kobietą, matką małego chłopca, pamiętacie? Wiem też, gdzie ona mieszka. Gdybym mogła ją odnaleźć, to może udzieliłaby nam potrzebnych informacji o żołnierzach i o innych mieszkańcach wsi…
Nagle cały zapał ją opuścił. Uznała, że jej słowa zabrzmiały głupio. Ale nawet wielki Talornin skinął głową.
– Znakomicie – pochwalił i Indra odzyskała poczucie własnej wartości. – Oko Nocy, pójdziesz z nią i będziesz uważał, żeby nie popsuła wszystkiego, pokazując się na otwartej ulicy.
Czy musiał to dodawać? Cóż, powinna się cieszyć każdym okruchem życzliwości.
Przechodziła właśnie obok Rama i zanim zdążyła pomyśleć, jej prawa ręka dotknęła jego dłoni.
– Myśl o mnie! – poprosiła cichutko.
Boże, co ona znowu zrobiła? Ale on skinął tylko głową z delikatnym uśmiechem.
– Będę myślał – obiecał szeptem.
Indra kroczyła spokojnie za Okiem Nocy, ale serce mocno tłukło jej się w piersi. To był naprawdę piękny moment! Taki krótki, taki ulotny, ale pełen intensywnego poczucia wspólnoty.
Dolg odszedł również, czekały na niego nowe zadania.
Dwaj głównodowodzący stali jeszcze przez chwilę.
Talornin w zamyśleniu spoglądał na Rama, który odprowadzał wzrokiem Indrę i Oko Nocy.
– Czy jest coś między tobą a tą dziewczyną z ludzkiego rodu?
Ram odwrócił wzrok. Był zaskoczony i nieprzyjemnie dotknięty.
– Co? Nie, oczywiście że nie! Pozwoliłem jej tylko wziąć udział w wyprawie, ponieważ poprzednim razem okazała się bardzo przydatna. I w jakiś sposób odpowiadam za nią, przed jej ojcem…
Kolejne słowa Talornina padały wolno i z wahaniem:
– Tak, bo wiesz przecież, że sobie tego nie życzymy. Ze względu na ewentualne potomstwo.