Ram poczuł, że oblewa go fala gorąca. Co ten Obcy sobie wyobraża?
– O niczym takim w ogóle nie myślałem.
– No to jestem uspokojony.
Rozeszli się każdy w swoją stronę.
Ram jednak czuł się urażony i zirytowany. Jego ambicje i zapał wobec tego wielkiego zadania, jakim jest zreformowanie Nowej Atlantydy, nagle przestały się liczyć. Miał kłopoty ze skupieniem się nad tym, co robi.
I druga sprawa: jak Talornin mógł się zgodzić, by Indra poszła sama, tylko z Okiem Nocy jako ochroną, do tej obcej wsi?
Teraz jednak Ram nie mógł nic na to poradzić.
Indra bez trudu odnalazła dom, w którym mieszkała znajoma kobieta. Gospodyni wpuściła ich do środka, po czym starannie zamknęła drzwi.
– Jeszcze tu jesteście? – zapytała przestraszona.
– Nie jeszcze – odparła Indra. – Przyszliśmy znowu.
Po czym wyjaśniła w krótkich słowach, co się zaraz stanie. Nie będzie żadnej okupacji, nie ma się czego obawiać, w ogóle nikt nie myśli o podbiciu Nowej Atlantydy, chodzi tylko o usunięcie tyranów i likwidację tego szaleństwa dotyczącego czystości. Czy kobieta mogłaby podać nazwiska ludzi wiernych rządowi, mieszkających w tutejszej wsi, i powiedzieć, czy gdzieś w pobliżu znajdują się żołnierze?
Gospodyni chętnie udzieliła informacji, a Oko Nocy przekazywał je przez telefon komórkowy do Marca i Móriego, którzy utrzymywali telepatyczny kontakt z duchami. Tamte zaś oddzielały ziarno od plewy, wyszukiwały „słusznie myślących bojowników czystości” i usypiały ich tak, by Marco i jego współpracownicy mogli później skierować ich myśli we właściwym kierunku.
Żołnierze zdaniem gospodyni przebywali w zachodniej części osady, tam znajdowały się ich koszary.
A to tylko jedna z wielu wsi, myślała Indra przygnębiona. Minie trochę czasu, zanim uporamy się ze wszystkim!
Ona jednak miała czasu pod dostatkiem. Byleby wolno jej było przebywać w pobliżu Rama!
Oko Nocy otrzymał wiadomość, że Strażnicy już wyruszyli w stronę wojskowych koszar. Czy on i Indra oraz ich młoda gospodyni nie mogliby rozprzestrzenić wiadomości we wsi, wśród ludzi, którzy cierpieli pod dyktaturą?
Oczywiście, że mogli. Przemykali się od domu do domu i prosili radośnie zaskoczonych mieszkańców, by przekazywali dobre wieści dalej. Tym sposobem szybciej załatwią sprawę.
Otrzymywali pomoc, o którą prosili. Mieszkańcy osady dzwonili do swoich znajomych z innych wsi, ale tylko do tych, do których mieli zaufanie. Tak zaczynał się potajemny bunt. Wszystkich ostrzegano, by unikali żołnierzy i nie szukali zemsty.
– W którymś miejscu to musi zazgrzytać – rzekł Oko Nocy w zamyśleniu. – Ktoś przekaże ostrzeżenie niewłaściwej osobie. A wtedy znajdziemy się w nie lada kłopotach! Chodźcie, wrócimy do bazy, która najwyraźniej znajduje się w pustym domu na wzniesieniu niedaleko bramy w murze. A przy okazji chciałem powiedzieć, że przybyli Madragowie.
– Znakomicie! A żołnierze? Czy zostali unieszkodliwieni?
– Strażnicy zajęli koszary. Bez hałasu, bo wszystko zostało starannie zaplanowane. Żołnierze byli kompletnie nieprzygotowani i dali się zaskoczyć. Wielu z nich przeszło natychmiast na właściwą stronę. Jak się okazało, zostali wcieleni do wojska siłą.
– Ale nie wszyscy?
– Nie. Część miotała przekleństwa na intruzów. Powiązano ich jednak i pozbawiono jakiejkolwiek możliwości zawiadomienia władz. Chodźcie, idziemy!
Wierzyli, że droga jest wolna. Mimo to bardzo ostrożnie przemykali się z powrotem do muru.
Widocznie jednak nie dość ostrożnie, bo nagle zostali zaskoczeni przez niewielką grupę żołnierzy, która najwyraźniej nie miała pojęcia, co się dzieje.
Było ich zaledwie czterech czy pięciu, Indrze jednak, kiedy leżała na ziemi tuż obok Oka Nocy wydawało się, że to cały batalion. Nad głową słyszała przekleństwa żołnierzy, którzy próbowali związać pojmanych.
Oko Nocy zdołał wydobyć swój telefon komórkowy i w rekordowym tempie wysłać wołanie o pomoc, określając dokładnie miejsce, w którym utknęli. Ram odpowiedział, że grupa strażników znajduje się w pobliżu, i zaraz przekazał im polecenie. Strażnicy przyszli rzeczywiście natychmiast, zanim żołnierze zdążyli zrobić cokolwiek poza związaniem Indrze rąk na plecach.
Ona nie zwracała uwagi na to, co się z nią działo. Jej uwagę pochłaniało coś zupełnie innego.
Wpatrywała się w Oko Nocy. Gdy Indianin leżał na plecach, zsunęła mu się na bok grzywka, i na czole, które zwykle było ukryte pod opaską, Indra dostrzegała znak.
Wrodzone znamię, przypominające promieniste, Święte Słońce.
Żołnierze zostali usunięci. Indra wstała, uwolniono jej ręce. Strażnicy pomogli też wstać Oku Nocy.
– Na co ty się tak patrzysz? – zapytał.
Indra wyciągnęła rękę i pogładziła go po czole.
– Stapia się to ze skórą – wyrzekła powoli. – Znak Reno miał wyczuwalne brzegi.
Nie zauważyła, że wszyscy Strażnicy im się przyglądają, nie dostrzegła też, że przyszli Ram z Talorninem.
– To jest prawdziwe wrodzone znamię – stwierdziła kompletnie zaskoczona. – Znak chłopca musiał zostać w jakiś sposób wypalony. Ale mimo to nic się nie zgadza! W ogóle nic. Reno urodził się przecież właściwego dnia, a w żadnym razie nie można powiedzieć, że jesteście rówieśnikami.
Talornin mówił ochrypłym głosem:
– Indianie! Trzymaliście to przez cały czas w tajemnicy, a my nie chcieliśmy się do was wtrącać.
– Ale wiek – upierała się Indra.
– Istnieje różnica czasów w Królestwie Światła i w Nowej Atlantydzie – wyjaśnił Ram. – Jeśli podzielić przez cztery… Nie, to się nie zgadza, Oko Nocy nie ma czterdziestu lat.
Indra zawołała podniecona:
– Ja przez cały czas podejrzewałam, że Reno nie może mieć dziesięciu. Wygląda najwyżej na sześć.
– Sześć razy cztery daje dwadzieścia cztery – rzekł Talornin wolno. – A ty masz właśnie tyle, prawda, Oko Nocy?
– Owszem.
– Jaka jest data twojego urodzenia?
Oko Nocy odpowiedział.
– Oni nas oszukali! Chcieli dostać od nas zapłatę, chcieli triumfować! Ci starzy idioci zakpili sobie z nas – powiedział Talornin ze złością. – Moi przyjaciele! Pochylcie głowy przed prawdziwym, właściwym wybranym, przed Okiem Nocy, synem Ptaka Burzy! Dzięki, Święte Słońce, że otrzymaliśmy tak godnego wybrańca!
17
Indra uważała, że wszystko jest nierzeczywiste. Światło, inne niż tamto w domu, w Królestwie, te znakomicie utrzymane uliczki i zdyscyplinowane drzewa. Domy niemal identyczne, nawet z takimi samymi ozdobami w oknach, jakby tu nikt nie miał prawa do własnego gustu, nierzeczywista wydawała jej się też stojąca tutaj grupa, zamarła w bezruchu niczym heroiczne rzeźby z byłego Związku Sowieckiego. Ram u jej boku, blisko, zbyt blisko, choć jeszcze dzieliła ich odległość co najmniej metra…
Wszyscy spoglądali na oszołomionego Oko Nocy.
– To teraz musisz nam wszystko opowiedzieć, chłopcze – rzekł Talornin spokojnie w swoim osobliwym języku Obcych.
– Cóż, nie ma zbyt wiele do opowiadania – rzekł chłopiec zakłopotany. – To znamię miałem od zawsze.
– Ale dlaczego nigdy nic nie mówiłeś? Nikt z was o niczym nie wspomniał.
– Nie, ponieważ mama nie chciała, żebym to znamię pokazywał innym. Uważała, że to kara za to, że nie urodziła mnie w wigwamie, który został temu celowi poświęcony. Ona jest wyjątkową osobą, moja matka – wyjaśnił Oko Nocy z lekkim uśmiechem. – Nie chciała mieć przy porodzie zbyt wielu widzów, więc poszła sobie do lasu. Ojciec jej na to pozwolił. Później oboje uważali, że postąpili niesłusznie. Że moje czoło zostało przypalone przez Święte Słońce jako ostrzeżenie i za karę.