– Nie, Indro. Ja tego nie chciałem – rzekł cicho.
Kiedy zobaczył w świetle latarki, jak jej twarz rozbłysła, znowu bardzo szybkim krokiem ruszył przed siebie. Indra musiała niemal biec, by za nim nadążyć.
Wkrótce znaleźli się na miejscu. Wyraźnie widzieli żelazne drzwi.
– Tutaj się wszystko zaczęło – szepnęła Indra do siebie.
– Co takiego? – zapytał Ram.
Dziewczyna drgnęła.
– Och, wszystko – bąknęła wymijająco. Nie mogła mu przecież opowiedzieć, że to właśnie tutaj w głębokiej grocie on pocałował ją w policzek i trzymał w ramionach, pomagając jej wydostać się na górę, i że ten uścisk obudził w niej niezwykłe uczucia.
Nie chciałby pewnie tego słuchać, poza tym gdyby się o tym dowiedział, nigdy już nie odważyłby się jej dotknąć.
Położył rękę na ciężkim zamku.
Teraz albo nigdy, za parę sekund będzie za późno. Może się już nigdy tak nie zdarzyć, że będą sami.
– Ram – rzekła gorączkowo. – Czy ty ciągle jesteś zakochany w tej kobiecie z ratusza? Tej, która cię zdradziła dla tamtego, który zaginął? Czy nadal myśl o niej sprawia ci ból?
Uff, jakie to idiotyczne! Teraz on wszystkiego się domyśli. Jak mogła spytać o coś takiego? Dlaczego to zrobiła?
Ram opuścił rękę.
– Coś ty, droga Indro – powiedział, nie rozumiejąc jej pytania. – Zastanów się! Czy ty nadal jesteś zakochana w chłopcach, z którymi romansowałaś w zewnętrznym świecie?
– Nie, niech Bóg broni, zapomniałam o nich już dawno temu!
– No widzisz! Ja też uczyniłem to samo.
Ponownie zaczął otwierać zamek.
Indra stała za nim z rozpromienioną twarzą. Już o nic więcej nie będzie pytać. Nie warto przeciągać struny!
W grocie znajdowało się dwóch ludzi. I nie mogli zrozumieć, gdzie się znaleźli ani dlaczego raz w tygodniu ktoś wylewa na nich całe tony zupy. Nie wiedzieli też, kto znajdował się tu przed nimi. Uszczęśliwieni wydostali się na płaskowyż i tymczasem zostali zabrani do Królestwa Światła. Gdy przywykną do nowych warunków, zostaną odesłani do domu.
Ram rozglądał się po swoim mieszkaniu, w którym bywał tak rzadko. Przeważnie krążył gdzieś po Królestwie, wykonując swoją służbę.
Dom utrzymywały w czystości kobiety z rodu Lemurów. Nie spotykał ich właściwie nigdy, może czasem przypadkiem w drzwiach, Witał się wtedy z nimi przyjaźnie, ale żadnej nie znał.
Po raz pierwszy patrzył na swój dom oczami innych. Bardzo piękny, harmonijny, ale zupełnie bezosobowy jak hotelowe pokoje. Zresztą nie on ten dom urządzał, zrobiły to kobiety, które tu sprzątały.
Usiadł w głębokim fotelu i nagle poczuł się śmiertelnie zmęczony. Tak to jest, kiedy pracuje się dzień i noc, myślał.
Ale czym się właściwie zajmował w ciągu ostatnich miesięcy? Próbował sobie to przypomnieć, bawiąc się przez cały czas swoim małym telefonem.
Nienagannie wypełniał swoje obowiązki jako przywódca Strażników, to prawda. Ale kiedy starał się uświadomić sobie wszystko inne, wciąż w jego pamięci pojawiali się członkowie rodu Czarnoksiężnika oraz Ludzi Lodu. Młodzież z obu tych rodów. O, Święte Słońce, czy rzeczywiście aż tak dużo z nimi przebywał? Dlaczego?
Palce dotykały delikatnie klawiszy telefonu.
Czy jego szczególne zainteresowanie tymi rodzinami było tylko wymówką? Wciąż powtarzał, że młodzi są bardzo niesforni. I, oczywiście, tak było. Miranda, Jori, Tsi-Tsungga, Elena… rzeczywiście mieli różne szalone pomysły i często popadali w kłopoty, ale czy on z tego powodu musiał zapominać o innych mieszkańcach Królestwa? Tymczasem po prostu odpowiedzialność za nich przekazał innym Strażnikom, a sam…
Palce szukały konkretnych klawiszy. Myśli Rama zajęte były przeszłością aż do wydarzeń ostatnich tygodni.
Indra…
Czuł się dziwnie pusty w środku. Nie był w stanie myśleć ani czuć. Próbował sobie przypomnieć, co Indra mówiła, co robiła w różnych sytuacjach, ale gdy tylko zaczynał sobie coś przypominać, natychmiast obraz znikał niczym pajęczyna unoszona wiatrem.
Talornin byt jego zwierzchnikiem. Kiedy jednak Ram teraz o nim myślał, odczuwał stłumiony gniew. Było to coś zupełnie nowego, bowiem Talornin to człowiek szlachetny i mądry, chociaż trochę surowy.
Oliveiro da Silva. Na myśl o tym człowieku w sercu Rama budziły się niezbyt szlachetne uczucia.
Przeklęty Talornin!
„Musisz sobie znaleźć kobietę, Ram” – powiedział Talornin nie dalej jak wczoraj. – „Musisz mieć żonę, jesteś zbyt samotny. Jest przecież tyle ładnych i szlachetnych kobiet z rodu Lemurów. Co się dzieje z tą, z którą zamierzałeś się żenić wiele lat temu?”
Czy Indra o nią nie pytała? Czy ona wie, do czego zmierza Talornin? Nie, w żadnym razie nie może tego wiedzieć.
Piękne stopy w złotych sandałkach. Dowcipne repliki. Plamy na ubraniu. Pełen ironii stosunek do siebie, osobowość.
Wrażliwość. Wyraz bólu w pięknych oczach.
Samotność. Jego samotność. Pusty dom.
Telefon. Najpierw ta cyfra…
Przesądy Talornina dotyczące mieszania się ras.
Ram wiedział, że Talornin nie jest rasistą. Tutaj chodziło o coś więcej niż o zwyczajną mieszankę ras. Tutaj mieszały się gatunki.
Kobieta z rodu Lemurów?
Jest wiele wolnych.
Jego ciało i dusza zaczynały się budzić jakby po bardzo długim śnie. Kobiety z rodu Lemurów nie miały z tym nic wspólnego.
Oliveiro da Silva.
Czy to sympatyczny człowiek? Czy Indra ulegnie jego czarowi, jak sobie tego życzy Talornin? To rzeczywiście byłoby najprostsze rozwiązanie.
I bardzo bolesne.
Dlaczego musiało być takie bolesne? Oczywiście, byłoby dobrze dla Indry, gdyby…
Ram zacisnął wargi. Zdecydowanie wybrał numer, zanim miał czas tego pożałować.
Nikt nie odpowiada. Nikt nie odpowiada!
Owszem! To jej głos. Dlaczego serce Rama bije tak mocno na dźwięk jej głosu?
– Indra… mówi Ram. Przypomniało mi się coś, co kiedyś do mnie mówiłaś, coś, czego nie dosłyszałem, bo wicher nas zagłuszał.
Och, wymówki, wymówki!
– Cześć, Ram, jak to miło, że dzwonisz! Co takiego mówiłam, wyjaśnij bliżej.
Jej głos był dziwnie zdyszany. Ale jakże przyjemnie go znowu usłyszeć!
Ram zauważył, że się jąka, czego nigdy przedtem nie robił.
– To… t-t-to było za pierwszym razem, kiedy szliśmy przez Przełęcz Wiatrów. – Nareszcie zaczął mówić normalnie: – Zawołałaś wtedy do mnie coś, ale potem oświadczyłaś, że to nie jest odpowiednia chwila na dyskusje o faunie. W każdym razie ja tak to usłyszałem.
Po drugiej stronie linii telefonicznej panowała cisza. Ram poczuł nagle, że ma sucho w ustach.
– Oczywiście – rzekła Indra tym samym lekko zdyszanym głosem, w którym wyczuwało się drżenie. Roześmiała się cicho. – Rzeczywiście chciałam o czymś z tobą porozmawiać.
– To zrób to teraz!
– Chętnie. To Miranda i Gondagil wpadli na dość szalony pomysł, chociaż myślę, że w gruncie rzeczy nie ma w tym nic szalonego. Oni mianowicie chcieliby sprowadzić do Królestwa Światła olbrzymie jelenie. Te piękne zwierzęta, na które tam polują nie mające o niczym pojęcia plemiona.
Ram zaczął się zastanawiać. To właśnie typowe dla grupy młodych, że zawsze próbują coś ulepszyć, a poza tym kochają zwierzęta.
– Pomysł jest znakomity, ale…
– Co znowu za ale?
– Istnieją dwie przeszkody. Po pierwsze, nie należy naruszać systemów ekologicznych. Przenoszenie zwierząt z ich naturalnego środowiska do nowego zawsze stanowi ryzyko. A po drugie: jak je zdołamy złapać i w jaki sposób przeprowadzimy przez mury?
– Mnie o to nie pytaj! Chciałam tylko powiedzieć ci coś, nad czym będziesz mógł się zastanawiać.