Uznano, że właśnie poprzez tę pracę Indra będzie mogła nawiązać z nim kontakt. Przepytywano dyskretnie u kierownictwa archiwum, czym zajmuje się da Silva, i ustalono, iż porządkuje stare dokumenty dotyczące azteckich miejsc pochówku w Tenochtitlán, stolicy kraju, która została zniszczona przez Cortésa i jego konkwistadorów. Na ruinach owej stolicy wybudowano później miasto Meksyk.
Indra musiała zdobyć różne wiadomości na ten temat. Ram zaproponował, że osobiście z nią nad tym popracuje, ale Talornin stanowczo zaprotestował. W zamian przyszedł jakiś Obcy, którego Indra przedtem nie znała. Pracowali u niej w domu przez trzy dni i Obcy uczył ją historii Azteków.
Po zakończeniu „kursu” otrzymała pochwałę za to, że tak szybko czyni postępy. Rozkoszowała się tą pochwałą niczym kot śmietanką.
Teraz była gotowa pójść na spotkanie z da Silvą. Najlepiej uczynić to zaraz, dopóki wiedza jest jeszcze świeża.
Wieczorem w dniu poprzedzającym pierwsze spotkanie przyszła do niej z wizytą Elena. Indra ucieszyła się na jej widok. Ostatnio nie miały wiele czasu na przyjacielskie rozmowy.
– Jak się układają sprawy między tobą i Jaskarim? – spytała Indra.
Elena wzruszyła ramionami.
– Uff, sprawy kuleją jak zawsze. On wciąż nie chce wierzyć w moje uczucia do niego, tylko dlatego, że sam wyznał mi je pierwszy, i nadal uważa, że ja zakocham się w każdym, kto pokocha mnie. Jakby takich było wielu – mruknęła ze złością. – A ja nigdy nie byłam tak zakochana jak teraz. I to jest właśnie problem.
– Świetnie rozumiem, jak się czujesz – rzekła Indra. – Sama wpadłam w niezłe tarapaty.
Elena zrobiła wielkie oczy, kiedy tak siedziały w fotelach nad ciastkami i herbatą.
– Ty? Myślałam, że ty nie potrafisz się zakochać, przynajmniej nie na poważnie.
– Tym razem jest naprawdę poważnie. I wygłupiłam się kompletnie.
– W jaki sposób, opowiedz! A przede wszystkim, kto to jest?
Indra westchnęła.
– Nigdy nie byłam nikim aż tak zajęta. Nie jestem w stanie myśleć o niczym, on zupełnie zawrócił mi w głowie. Niestety, jest niedostępny.
– Co? Jest żonaty?
– Nie, nie! Ale nie rozmawiajmy już o tym, to, co chciałam ci powiedzieć, to to, że kiedyś wyciągnął w moją stronę rękę, żeby mnie pogłaskać po policzku, a ja tak strasznie chciałam, żeby mnie dotknął, ale bałam się, że on odkryje, jak bardzo jestem podniecona, więc instynktownie odskoczyłam. To go bardzo zraniło, a ja nie mogę mu wytłumaczyć, dlaczego się tak zachowałam.
– Dlaczego miałabyś nie wytłumaczyć?
– Nie, coś ty, zwariowałaś?
Przez chwilę milczały.
W końcu Elena powtórzyła:
– Indro, kto to jest?
Indra znowu westchnęła.
– Zupełnie beznadziejna sprawa.
– Dobrze, ale powiedz, ja nie wygadam.
– Tylko Dolg o tym wie. No i jeszcze Talornin, tak przynajmniej sądzę. Strzeże mnie niczym jastrząb.
– A on sam nie wie? Ten, którego chciałabyś zdobyć?
Indra niecierpliwie potrząsnęła głową. Roześmiała się skrępowana.
– Nawet gdyby był kompletnym idiotą, to musiałby wiedzieć.
– No a on sam? Jego uczucia?
– Nie wiem, Eleno. Miotam się między nadzieją a rozpaczą. To wszystko jest potwornie skomplikowane.
Znowu zapadło milczenie, po czym Elena powiedziała cicho:
– No?
Indra głęboko wciągnęła powietrze.
– Ram.
– Żartujesz?
– Bardzo bym chciała!
– Ale on jest przecież… Nnnie, nie wierzę! Domyślałam się, że może Marco, Dolg, nawet Tsi-Tsungga, ale… Indro, on jest Lemurem! To przecież… szaleństwo!
– Tak, rzeczywiście. Ale co można na to poradzić?
– Czy tego rodzaju związki nie są zakazane?
– Otóż to właśnie. Sądzę, że Talornin mnie nienawidzi.
Elena wstała i zdenerwowana zaczęła chodzić po pokoju. Aż tutaj w domu słyszały monotonne dźwięki bębenków z indiańskiej osady.
– Ram – rzekła w zamyśleniu. – Nigdy nie myślałam o nim jako… jako o niczym innym niż osobie obdarzonej wielkim autorytetem. Nigdy jako o istocie płciowej, jeśli mogę się tak wyrazić.
– Ale on jest taką istotą – zapewniła Indra cicho. – W przeciwnym razie nie rozbudziłby we mnie takich uczuć. On nie jest jak Marco lub Dolg, którzy zawsze pod tym względem są całkowicie obojętni. Ja go pragnę, Eleno, a to jest tylko jedno z uczuć, jakie do niego żywię. Kocham go. I potwornie cierpię!
Elena usiadła na oparciu jej fotela i otoczyła przyjaciółkę ramionami. Nadal wstrząśnięta tym, co jej Indra wyznała, spoglądała przed siebie i nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów. Jej konwencjonalny sposób myślenia został zaburzony.
– Talornin zrobi wszystko, żeby nas rozdzielić – chlipnęła Indra żałośnie. – Teraz znowu mam ożywić jakiegoś faceta, którego dręczą problemy psychiczne. Nazywa się Oliveiro da Silva. Bogowie wiedzą, jakie plany ma wobec niego Talornin!
Elena wyprostowała się.
– Oliveiro da Silva? Ależ to niezwykle przystojny facet! Chociaż, moim zdaniem, trochę dziwny. Boi się własnego cienia. Nie, uważam, że Talornin jest niegłupi, Indro. Oliveiro to marzenie!
– Znasz go?
– Nikt nie zna da Silvy. Ale pracujemy w tym samym gmachu. Wszystkie dziewczyny się w nim podkochują.
– Przyjemnie, nie ma co – mruknęła Indra. Zdążyła się już opanować. – Nie, nie rozmawiajmy o nim akurat w tej chwili! Jeśli chcesz, to mogłabym powiedzieć jakieś dobre słowo na twój temat do Jaskariego. Opowiem mu, że tracisz rozum z miłości do niego.
W głowie Eleny pojawił się pewien pomysł, ale nie miała odwagi wypowiedzieć go głośno. Rzekła tylko:
– Tak, gdybyś mogła, byłabym ci wdzięczna. On nie chce mi wierzyć.
– Porozmawiam z nim – obiecała Indra.
Pierwsze spotkanie z da Silva nie było wielkim sukcesem. Indra stanęła w drzwiach ogromnego archiwum i patrzyła na mężczyznę na wpół zakopanego w starych księgach, papierach i protokołach. On jej nie widział, mogła więc bez przeszkód obserwować jego odwróconą do niej bokiem twarz, jego oliwkowobrunatne ręce, które niemal z czułością gładziły odwracane karty. Te ręce nigdy nie pracowały w ziemi ani nie mocowały się z usmarowanym olejem silnikiem. Paznokcie były nienagannie czyste i sprawiały wrażenie wypolerowanych.
Profil miał szlachetny, jak przystoi hiszpańskiemu szlachcicowi. Te czarne włosy uczesane po staroświecku dodawały mu urody, miał też nieprawdopodobnie długie, czarne niczym węgiel rzęsy. Niejedna gwiazda filmowa wiele by dała za to, żeby takie mieć.
Bardzo pociągająca twarz. Wrażliwe wargi, mocny podbródek i migdałowe oczy… O rany, to naprawdę sympatyczny człowiek! Indra wolała, żeby tak nie było, postanowiła przecież odnosić się do niego z rezerwą. On jednak stanowczo do tego nie zachęcał.
Zrobiła parę kroków pomiędzy półkami na książki i stolikami, po czym chrząknęła. Mężczyzna drgnął przestraszony i spojrzał na nią znad pulpitu. Oj, jakie on ma piękne oczy, ale jakiż jest spłoszony!
Indra zdołała wywołać na wargi niepewny uśmiech.
– Oliveiro da Silva?
Sprawiał wrażenie, że życzy sobie, aby ta obca kobieta natychmiast zniknęła.