Выбрать главу

Przystanęła.

– Tak jak powiedziałem, sprawa zostanie tylko między nami. My z Indrą nie mamy przyszłości. Nie wolno mi się do niej zbliżyć, więc nie mów jej tego, ale… W ostatnich dniach nie jest mi łatwo. Twoje słowa to najlepsze, co mi się mogło zdarzyć.

Elena skinęła głową ze łzami w oczach.

Wyszła pospiesznie z uczuciem, że serce pęknie jej w piersi – z dumy, że odważyła się na ten dobry uczynek, i z żalu nad losem tych dwojga.

Elena bowiem była niezwykle romantyczną dziewczyną.

23

Ram chciał zadzwonić do Indry, by z nią choć chwilę porozmawiać. Nie mówić niczego, czego nie powinien, ale okazać jej życzliwość, dać do zrozumienia, że nic nie mąci ich pięknego stosunku, przekonać o swoim oddaniu, nie wyznając jednak miłości.

Bowiem teraz Ram miał już jasność co do swoich uczuć. Trzeba było na to czasu i właśnie to, że tak wyraźnie odskoczyła, kiedy chciał jej dotknąć, nie pozwalało mu uporządkować spraw.

Teraz wiedział i radość rozsadzała mu piersi, choć jednocześnie smutek i ból przepełniały jego serce. Tej bariery, jaką stanowiło ich pochodzenie z odmiennych gatunków, nie mógł i nie powinien był przekraczać.

Tak więc sprawy trzeba pozostawić własnemu biegowi. Ale telefon to nic szkodliwego.

Indry jednak nie zastał w domu, poszła do Mirandy i Gondagila. Ram nie mógł o tym wiedzieć, tymczasem musi wyjechać, został wysłany do Nowej Atlantydy, potrzebowano tam jego pomocy.

Kiedy wyszedł na dwór, stwierdził, że głosy bębnów umilkły. Pojawił się za to inny dźwięk.

Śmiertelne zawodzenia z Gór Czarnych, już od dawna ich nie słyszał. Albo może tak do nich przywykł, że po prostu przestał zwracać uwagę? Może to cisza, jaka nastała, gdy umilkły bębny, robiła takie wrażenie?

W żałosnych krzykach jednak słyszało się teraz coś nowego. Nie było w nich takich złowieszczych tonów od czasu, gdy Jori i Tsi-Tsungga zostali uwięzieni w tych Górach Śmierci.

Czy udało im się schwytać kogoś nowego?

Nie, któż by to mógł być?

Słychać było w zawodzeniu coś jeszcze. Strach? Przerażenie? Może lęk właśnie przed tymi górami? Ech, co za głupstwa!

Rozległo się teraz przeciągłe i naprawdę złowieszcze wycie.

Ram ruszył przed siebie.

I tam właśnie mieli się wyprawić. Już niedługo. To szaleństwo przedsiębrać taką podróż.

Indra odczekała dwa dni, po czym uznała, że może zrobić kolejny krok w stronę da Silvy.

Rozpytywał o nią, dowiedziała się tego od Eleny. Przeglądał jej osobistą kartotekę i temu podobne.

No popatrzcie, a więc jednak jakaś iskierka ciekawości! To bardzo dobrze, łatwiej jej będzie nawiązać kontakt. Nie pragnęła wprawdzie zainteresowania z jego strony, ale to zawsze pomoc, która się przyda.

Jeśli oczywiście nie odkrył jakichś strasznych wiadomości na temat jej osoby. Wtedy w ogóle nie będzie chciał mieć z nią do czynienia.

Ale co by to mogło być? Zresztą, chociaż nie przyjął jej za pierwszym razem z radością, to też nie odniósł się do niej wrogo.

Ich rozmowa o Aztekach toczyła się w normalnej atmosferze. Zaproponował, że będzie z nią rozmawiał po angielsku, a kiedy zaprotestowała: „To nie ma znaczenia, w jakim języku będziesz mówił, ja i tak zrozumiem”, on się upierał. Przywykł do angielskiego w Królestwie Światła, zanim pojawili się Madragowie ze swoimi aparacikami.

Oczywiście, on jest tu od siedemnastego wieku, a Madragowie przybyli dopiero w osiemnastym.

Błogosławieni Madragowie, wszyscy ich kochają.

Indra starała się zadawać możliwie jak najinteligentniejsze pytania, odwołując się przy tym do jego wiedzy. Ożywił się, widząc, że może popisywać się swoimi umiejętnościami, i Indra stwierdziła, że nawiązała kontakt. Do tego stopnia, że…

Poprosił ją, by przyszła również następnego dnia, to już naprawdę wielki krok naprzód. Nikt z pracujących w tej samej sali nie wierzył własnym oczom i uszom, widząc, jak odprowadza ją do drzwi i zaprasza na jutro.

Następnego dnia zdobyła się na odwagę i zabrała ze sobą zdjęcia z Nowej Atlantydy, bo przedtem okazywał pewne zaciekawienie tym krajem. Indra wiedziała, że bezprzewodowy telefon działa, uznała, że i Ram, i Talornin powinni się natychmiast dowiedzieć, że udało jej się zmiękczyć samotnika. Już. Była bardzo dumna ze swoich sukcesów…

– A tu mamy stolicę Nowej Atlantydy – wyjaśniła, wyjmując zdjęcia. – Czy widziałeś kiedyś takie szaleństwo na punkcie porządku?

Da Silva potrząsnął głową.

– Jak to dobrze, że udało wam się stłumić tę histerię – mruknął.

Kilka zdjęć spadło na podłogę, Oliveiro natychmiast się schylił i zaczął je zbierać, jedno po drugim.

Nagle wydał z siebie przeciągły jęk i ze zgrozą wpatrywał się w trzymaną w ręce fotografię. Indra zobaczyła, co zdjęcie przedstawia, i próbowała mu je wyrwać.

– To nic takiego – tłumaczyła zawstydzona. – Sfotografowałam to przez pomyłkę. Zaraz wyrzucę.

Zobaczyła, że da Silvie drżą wargi.

– Ale co na nim jest? – wyszeptał zaszokowany.

– Och, to tak zwany kamień złego oka – uśmiechnęła się, w pełni świadoma ordynarnego erotyzmu zdjęcia. – Czasami bywa też określane jako „wiedźma zamku”.

Twarz Oliveiro przybrała barwę żółtobiałą. Odsunął się od Indry, dygotał tak, że musiał usiąść. Ku przerażeniu Indry wykonał nad nią znak krzyża.

– Idź sobie! – powiedział. – Idź i nie wracaj tu więcej!

Indra stała zdezorientowana.

– Co się stało? Czy mogłabym ci w czymś pomóc?

Machnął tylko ręką w panice, jakby się przed nią bronił.

Nie pozostawało jej nic innego, jak po prostu sobie pójść.

Ram otrzymywał raporty o jej sukcesach i o porażce. Było mu jej żal, więc po powrocie z Nowej Atlantydy wbrew zdrowemu rozsądkowi postanowił się z nią spotkać.

Początkowo nie bez obaw i wyrzutów sumienia. Musiał ją jednak zobaczyć znowu, musiał dać jej do zrozumienia, że nie tylko ona cierpi, choć zdawał sobie sprawę, jakie to niebezpieczne postępowanie. Będzie to straszna udręka dla nich obojga, ale czyż tęsknota nie jest udręką? I niepewność co do uczuć drugiej strony?

Indry nie było w domu. Jej ojciec, Gabriel, niczego się nie domyślając, poinformował, że córka poszła na wzgórza. Bardzo była dzisiaj zdenerwowana, nie mogła sobie znaleźć miejsca.

Ram szukał jej gorączkowo. Zmuszał się, by iść spokojnie, ale serce tłukło mu się w piersi ze strachu, że jej nie znajdzie. Nie było jednak odwrotu, musiał ją zobaczyć, porozmawiać z nią.

Na nic więcej nie mogą sobie pozwolić! Nie dotknie jej nawet, wie przecież, gdzie jest granica.

Znalazł ją na zboczu pokrytym kwiatami, skąd rozciągał się wspaniały widok na miasto. Ram na moment przymknął oczy. Jak słodko i jak boleśnie zarazem było na nią patrzeć, myślał o niej nieustannie, przez cały czas.

Bez słowa usiadł obok niej, usłyszał drżące westchnienie, którego nie umiał sobie wytłumaczyć.

Ona o niczym nie wie, nie wolno mi zdradzić Eleny, pomyślał. Nie dać poznać, co wiem. Chociaż to niesprawiedliwe wobec Indry, która musi się czuć strasznie… opuszczona.

To nie jest właściwe słowo, nie potrafił jednak znaleźć innego.

– Rozmawiałem z da Silva – rzekł cicho.

Na dźwięk jego głosu Indra drgnęła.

– Zmarnowałam wszystko – bąknęła.

Ram widział, jaka jest spięta.

– To nie twoja wina. On jest naprawdę dziwnym człowiekiem.

O, Święte Światło, ten wspaniały profil! Ta skóra, której tak bardzo chciałby dotknąć. Raz już próbował, ale potem tak się sprawy pokomplikowały. Wtedy chciał jej tylko okazać sympatię, teraz wszystko się odmieniło. Zapanowało między nimi napięcie, powietrze drgało od wibracji, w duszach obojga dominowało uczucie niespełnienia, ale tak już, niestety, będzie musiało pozostać.