Выбрать главу

z lodem. Poważnie. I to nie był Korbel, Nadine. To był Cristal. CRISTAL. To gdzieś tak ze trzysta dolarów za butelkę. Powiedziałam od razu:

– John, czyś ty oszalał? Przecież cię na to nie stać. Ale on odparł, że mam się o to nie martwić, bo David Belew jest mu winien przysługę.

No cóż, to musiała być niemała przysługa, bo zjedliśmy tam zupełnie niesamowity posiłek – to przekracza nawet twoją wyobraźnię, Nadine, chociaż jadałaś w Nobu na koszt gazety. Zaczęliśmy od ostryg i kawioru z bieługi, a potem jedliśmy tatara z łososia. Potem foie gras zapiekane z figami w porto, prosciutto z kaczki i…

Och, sama już nie pamiętam, co jeszcze. Przepraszam. Zawiodłam cię.

Ale, Nadine, to było takie dobre, a do każdej potrawy podawano nam inne wino, i zanim zabraliśmy się za danie główne, w skład którego wchodziły chyba przepiórki, ja nawet nie zwracałam już uwagi na jedzenie, bo John tak ładnie wyglądał w garniturze, ciągle się do mnie nachylał i uśmiechał, powtarzał moje imię, a ja wtedy pytałam go: „Co?”, a on powtarzał: „Co?”, i wtedy się śmialiśmy, i zanim nadjechał deser, całowaliśmy się ponad stolikiem, a kelner ledwie mógł się między nami przecisnąć, żeby pozbierać zastawę. No więc wtedy John powiedział:

– Wynośmy się stąd.

Tak zrobiliśmy, i ja nawet nie wiem, jak i kiedy wróciliśmy do domu, ale jakoś nam się udało. Całowaliśmy się przez cały czas i zanim wjechaliśmy na piętnaste piętro, sukienkę miałam z tyłu zupełnie rozpiętą, ale wtedy przypomniałam sobie coś okropnego i powiedziałam:

– A Paco?

A wtedy John wypowiedział pięć najpiękniejszych słów, jakie słyszałam w życiu:

– Zapłaciłem odźwiernemu, żeby go wyprowadził. Moja sukienka wylądowała na podłodze, zanim jeszcze udało mi się włożyć klucz do zamka.

I wiesz, co? Kiedy dziś rano wychodziłam, ciągle jeszcze leżała na podłodze w korytarzu! Ktoś ją znalazł i ładnie poskładał. Tak mi wstyd! Wyobrażasz sobie, Nadine? A gdyby tak pani Friedlander nie leżała w szpitalu ze śpiączką i znalazła moją sukienkę na korytarzu?

No cóż, pewnie gdyby pani Friedlander nie leżała w śpiączce w szpitalu, moja sukienka w ogóle nie znalazłaby się na korytarzu. Bo pewnie w ogóle nie poznałabym Johna, gdyby ktoś nie walnął w głowę jego ciotki i gdybym nie została z tym psem i kotami na głowie. Nieważne.

Wiesz, jak w książkach zawsze mówią, że bohaterowie mają ciała jak stworzone dla siebie? Rozumiesz, jak dwa pasujące do siebie elementy układanki? Idealnie dopasowane? To o mnie i o Johnie. Po prostu do siebie pasujemy. Mówię serio, Nadine, zupełnie jakby to było nam przeznaczone, czy coś. I to chyba dlatego tak się dzisiaj spóźniłam. Ale, och, Nadine, nic mnie to nie obchodzi, ile zawiadomień o spóźnieniach wyśle do mnie Amy Jenkins. Totalnie było warto. Kochanie się z Johnem jest jak napicie się naprawdę zimnej wody po wieloletniej włóczędze na pustyni.

Mel

PS Dlaczego Doiły ciągle wrzuca spinacze do mojego boksu?

Do: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: No to mnie podaj do sądu, jak chcesz

Byłem zajęty, jasne? A czy ty musisz lecieć od razu do Mim i wypłakiwać się jej w rękaw, ilekroć nie odezwę się do ciebie przez parę dni? Myślisz, że tylko dlatego, że tata jest w więzieniu, możesz…

Ach, nieważne. Nawet nie mogę się na ciebie wściec. Jestem za bardzo, wręcz cholernie, szczęśliwy.

John

PS Zrobiliśmy to.

Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Jason Trent ‹jason.trent@trentcapital.com›

Temat: Tak się składa, że tata jest…

…w ośrodku reedukacji społecznej o najniższym rygorze, z całą resztą kryminalistów w białych kołnierzykach. Trudno to nazwać więzieniem. Zwłaszcza że każdy ma tam swój telewizor. Nie wspominając o HBO.

A co konkretnie masz na myśli, pisząc to tajemnicze: „zrobiliśmy to”? Mam nadzieję, że nie chodziło ci o to, co mnie się wydaje. Po pierwsze, czy ty jesteś w pierwszej klasie liceum? A po drugie, co ty wyprawiasz, „robiąc to” z kimś, kto nawet nie wie, jak się naprawdę nazywasz??? Mam nadzieję, że przez „zrobiliśmy to” rozumiesz fakt, że jedliście razem trującą rybę fugu na surowo czy coś takiego.

Jason

Do: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Od: Stacy Trent ‹ih8barney@freemail.com›

Temat: Co???

Zrobiliście TO? ZROBILIŚCIE TO? Co to ma znaczyć? Chcesz powiedzieć, że kochałeś się z nią? Czy o to ci chodziło? I to wszystko, co masz na ten temat do powiedzenia? Myślałam, że się umówiliśmy, że będę mogła na ciebie liczyć. Myślałam, że rozumiesz, że jestem kobietą, która potrzebuje obecnie pożywki dla wyobraźni.

No więc puść farbę, facet, albo skończy się na tym, że wyślę dziewczynki na dłuższą wizytę z nocowaniem do wujka Johna…

Stacy

Do: Stacy Trent ‹ih8barney@freemail.com›

Od: John Trent ‹john.trent@thenychronicle.com›

Temat: Moje życie uczuciowe

Załącznik: Powrót Parkera

Stacy, nie zamierzam opowiadać się z mojego życia seksualnego własnej szwagierce. A przynajmniej nie w takich szczegółach, jakich oczekujesz. Czy ty naprawdę sądzisz, że to dobry pomysł – wysiać dziewczynki z wizytą do mnie, kiedy mieszkam z dwoma kotami? Przecież Haley jest alergiczką. Tak czy inaczej, co mam ci opowiedzieć? Że to byty najbardziej naładowane emocjami dwadzieścia cztery godziny w moim życiu? Że dokładnie takiej kobiety szukałem od lat, tylko nigdy nie śmiałem wierzyć, że ją kiedykolwiek znajdę? Ze jest moją bratnią duszą, moim kosmicznym przeznaczeniem? Ze liczę minuty, póki znów jej nie zobaczę? Proszę. Dobrze. Powiedziałem to.

John

PS Jeśli chcesz, możesz przeczytać ostatni rozdział mojej książki, który przesyłam ci w załączniku. Dzisiaj był jakiś taki mało ciekawy dzień, jeżeli chodzi o wydarzenia, więc wykorzystałem ten fakt, żeby popracować nad powieścią. Może dzięki temu znajdziesz nieco pożywki dla wyobraźni. Pamiętaj jedynie o tym, że to utwór fikcyjny i jakiekolwiek podobieństwo do osób prawdziwych, żywych czy umarłych, jest czysto przypadkowe.

Czy twoim zdaniem przesłanie jej róż byłoby narzucaniem się?

Załącznik: E!

POWRÓT PARKERA

JOHN TRENT

Rozdział 17

– A Paco? – zapytała bez tchu.

– Nie martw się o to, kotku – warknął Parker, – Zastrzeliłem go.

Jej dziecięco błękitne oczy zwilgotniały, tusz rozmazał się dokoła.

– Och, Parker – westchnęła.

– Już nie będzie ci więcej dokuczał – zapewnił ją Parker. Jej usta, krwistoczerwone i wilgotne, rozchyliły się zapraszająco.

Parker nie był głupcem. Pochylił głowę, aż wreszcie ustami rozgniótł jej wargi.

Od pierwszego dotyku ust stała się miękka i bezwolna w jego ramionach. Przy czwartym piętrze jej ciało zdało się pozbawione kości. Przy szóstym do końca rozsunął zamek małej czarnej sukienki. Zanim wjechali na dziesiąte piętro, sukienka do połowy zsunęła jej się z ramion. W okolicach jedenastego piętra Parker odkrył, że nie nosiła stanika.

Ani, zorientował się na trzynastym, majtek. Kiedy drzwi windy otworzyły się na piętnastym piętrze, Parker wziął ją na ręce i zaniósł przez korytarz, a sukienka osunęła się na ziemię. Żadne z nich tego nie zauważyło.

W jej mieszkaniu panowała ciemność i chłód – dokładnie tak, jak lubił Parker. Łóżko stało w plamie światła księżyca, wlewającego się przez pozbawione zasłon okna. Położył ją na środku tej srebrzystej smugi, a potem cofnął się, żeby na nią popatrzeć.

Była naga w taki sposób, jak nagie bywają tylko najpiękniejsze kobiety – dumnie, odważnie naga. Nie dla niej sięganie obronnym ruchem i okrywanie się prześcieradłem. Światło księżyca igrało na krzywiźnie talii i wzdłuż smukłych ud. Włosy, tysiąc ciemnorudych loków, rozsypały się na poduszce, a oczy, którymi wpatrywała się w niego, głęboko pociemniały.