Nie żeby było coś złego w zawodzie dziennikarza. Dziennikarze są dokładnie tak samo potrzebni jak prawnicy! I Bóg jeden wie, że wszyscy od czasu do czasu potrzebujemy poczytać sobie trochę miłych ploteczek. Zaraz, a słyszałaś o Tedzie Turnerze i Marcie Stewart? Po prostu zwaliło mnie z nóg. No cóż, miłej lektury! Tylko pamiętaj, zawsze sprawdzaj, czy zamknęłaś na noc drzwi. Tatuś i ja martwimy się o ciebie; mieszkasz sama w tym wielkim mieście…
No to na razie. Mamusia
Załącznik: ES (elegancka fotografia pary nowożeńców)
Deborah Marie Phitlips, córka doktora i pani Reed Andrew Phillips z Lansing, w zeszłym tygodniu wyszła za mąż za Michaela Bourke, syna doktora i pani Reginald Bourke z Chapaqua w stanie Nowy Jork. Wielebny James Smith odprawił ceremonię zaślubin w rzymskokatolickim kościele św. Antoniego w Lansing.
Panna Phillips (26 lat) pracuje jako radca prawny w Schuler, Higgins i Brandt. międzynarodowej firmie prawniczej z siedzibą w Nowym Jorku. Otrzymała stopień licencjacki na uniwersytecie Princeton, który ukończyła z wyróżnieniem, oraz stopień magistra prawa na Harvardzie. Jej ojciec jest stomatologiem i specjalistą od chirurgii szczękowej w Lansing, gdzie prowadzi gabinet stomatologiczny.
Pan Bourke (31 lat) otrzymał stopień licencjata w Yale i stopień MBA na uniwersytecie Columbia – Jest doradcą w banku inwestycyjnym Lehman Brothers. Jego ojciec, obecnie już na emeryturze, był prezesem Bourke & Partnerzy, prywatnej firmy zajmującej się doradztwem inwestycyjnym.
Po miodowym miesiącu spędzonym w Tajlandii młoda para zamieszka w Chapaqua.
Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›
Od: Dolly Vargas ‹dolly.vargas@thenyjournal.com›
Temat: Matki
Kochanie, kiedy przed sekundą usłyszałam ten dziki wrzask z twojego boksu, myślałam przez chwilę, że co najmniej Tom Cruise ujawnił wreszcie sekret swojej orientacji. Ale Nadine mówi mi, że to tylko e-mail. który dostałaś od matki.
O, jakże cię rozumiem. Sama bardzo się cieszę, że moja matka jest najczęściej zdecydowanie zbyt pijana, by nauczyć się pisać na klawiaturze. Usilnie zalecam, żebyś przestała swoim troskliwym rodzicom skrzynkę campari i przestała się nimi przejmować.
Zaufaj mi, to jedyny sposób, żeby raz na zawsze przestali używać tego obrzydliwego słowa na Ś. Na przykład: „Czemu nie jesteś jeszcze po Ś? Wszystkie twoje przyjaciółki już dawno wzięły Ś. Nawet nie próbujesz pomyśleć o Ś. Nie chcesz, żebym się doczekała wnuków, zanim umrę?” Jakbym KIEDYKOLWIEK zamierzała rodzić dziecko. Przypuszczam, że dobrze wychowany sześciolatek byłby do przyjęcia, ale one po prostu NIE ZJAWIAIĄ SIĘ w takiej postaci. Trzeba je najpierw sobie WYTRESOWAĆ. Zbyt męczące. Rozumiem twoją irytację.
Buziaki Dolly
PS Zauważyłaś, że Aaron się ogolił? Wielka szkoda. Nie miałam pojęcia, że on ma tak słabo zarysowany podbródek.
Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›
Od: Amy Jenkins ‹amy.jenkins@thenyjournal.com›
Temat: Program Pomocy Pracowniczej
Droga panno Fuller,
może pani wydaje się, że lekceważenie okazywane przez panią Programowi Pomocy Pracowniczej opracowanemu przez Dział Kadr jest zabawne, ale zapewniam, wielu pani kolegów wsparliśmy w trudnych i mrocznych chwilach. Dzięki terapii i doradztwu personalnemu wszystkim z nich udało się odzyskać sens i radość życia. Naprawdę przygnębia mnie fakt, że wyśmiewa pani program, który uczynił tak wiele dla tylu ludzi. Chciałabym dodać, że kopia pani ostatniego maiła została umieszczona w aktach personalnych i pozostanie tam do wglądu zwierzchników podczas następnej oceny pracowniczej.
Amy Jenkins
Administrator, Dział Kadr „New York Journal”
Do: Amy Jenkins ‹amy.jenkins@thenyjournal.com›
Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›
Temat: Program Pomocy Pracowniczej
Droga panno Jenkins,
mnie zaś naprawdę przygnębia fakt, że kiedy wyciągnęłam rękę do pani i pozostałych administratorów z Działu Kadr, zamiast pomocy, której tak rozpaczliwie potrzebowałam, otrzymałam jedynie ostre wymówki. Próbuje mi pani powiedzieć, że w swoim przewlekłym statusie kobiety samotnej nie zasługuję na wsparcie? Czy ja muszę pani tłumaczyć, jak upokarzające jest kupowanie co wieczór dietetycznych obiadów dla jednej osoby w Food Emporium? A zamawianie pizzy w pojedynczych kawałkach? Myśli pani, że to mnie nie pozbawia wiary w siebie kawałek po (coraz bardziej zgnębionym) kawałku? A poza tym sałata. Czy pani ma pojęcie, ile kilo sałaty zjadłam, usiłując utrzymać figurę rozmiaru sześć, żeby móc zwrócić na siebie uwagę jakiegoś mężczyzny? Chociaż moja feministyczna dusza każdym włókienkiem protestuje przeciwko naginaniu się do mizoginistycznych oczekiwań, jakie narzuca nam zachodnia kultura, upierając się, że atrakcyjność kobiety mierzy się obwodem jej talii. Jeśli pani chce mi wmawiać, że los samotnej kobiety w Nowym Jorku nie jest czymś nienaturalnym, to w takim razie zalecam pani wizytę w jakichkolwiek delikatesach na Manhattanie w sobotni wieczór. Kto się tam tłoczy wkoło baru sałatkowego? Tak właśnie. Samotne dziewczyny.
Spójrz w oczy rzeczywistości, Amy. Tam na zewnątrz jest dżungla. Zabijasz albo giniesz. Ja tylko sugeruję, żebyś, jako ekspert od kwestii zdrowia psychicznego, przyjęła tę prawdę do wiadomości i odniosła się do niej w praktyce.
Melissa Fuller
Redaktorka Strony Dziesiątej
„New York Journal”
Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›
Od: George Sanchez ‹george.sanchez@thenyjournal.com›
Temat: Daruj sobie
Przestań dokuczać Amy Jenkins z kadr. Wiesz, że ona nie ma poczucia humoru. Skoro masz aż tak dużo wolnego czasu, pozwól tu do mnie. Dam ci mnóstwo roboty. Facet od nekrologów właśnie rzucił pracę.
George
Do: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›
Od: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›
Temat: Wybacz mi
Nie wiem, od czego zacząć. Po pierwsze, nie mogę znieść tego wszystkiego. Zapytasz, czego.
Wytłumaczę ci: „To wszystko” towarzyszy mi przez cały dzień, kiedy patrzę, jak siedzisz tam obok w swoim boksie i kiedy przypominam sobie twoje słowa, że nigdy więcej się do mnie nie odezwiesz.
„To wszystko” jest we mnie, kiedy widzę, jak idziesz w moją stronę i myślę, że może zmieniłaś zdanie, a potem obserwuję, jak mijasz mnie, nawet na mnie nie spojrzawszy.
„To wszystko” dopada mnie, kiedy wiem, że wieczorem, po pracy, wyjdziesz stąd, a ja nawet nie mam pojęcia, gdzie będziesz ani co będziesz robiła i cała wieczność upłynie, zanim wejdziesz do redakcji następnego dnia.
Na „to wszystko” złożyły się – a może powinienem powiedzieć „składają się”? – niezliczone godziny w ciągu dnia, podczas których nie mogę się skupić, bo moje myśli idą twoim śladem, kiedy wychodzisz z redakcji, i udają się w długą podróż, która prowadzi donikąd, czy raczej z powrotem tutaj, skąd zacząłem swoją wędrówkę, siedząc i myśląc o „tym wszystkim”.
Aaron Spender
Redaktor Działu Zagranicznego
„New York Journal”
Do: Aaron Spender ‹aaron.spender@thenyjournal.com›
Od: Mel Fuller ‹melissa.fuller@thenyjournal.com›