Выбрать главу

Mimo to wiedział, co należy robić. Był stanowczy i zdecydowany. Niezależnie od szans, to musi być zrobione. Słowa Jatika wstrząsnęły nim do głębi. I on, i zmarły urodzili się i wychowali na światach bardzo odległych od tego, na którym się teraz znajdował, obaj zdążyli zobaczyć kawał kosmosu, zanim zesłano ich do tego piekła.

Charon to piekło. Każda potworność, każdy horror, jaki kiedykolwiek powstał w umyśle człowieka, istniały naprawdę, a krajobraz, klimat i tutejsza fauna bardziej na miejscu byłaby zapewne w ostatnim kręgu piekła Dantego.

Koril był tego świadom i wiedział, że Jatik — również.

Cóż więc takiego mógł ujrzeć, co tak go przeraziło? Cóż mogło spowodować, że przestępca uwięziony w piekle z tysiącami innych przestępców nazwał coś niewyobrażalnie złym?

Co było aż tak potworne, iż nawet mieszkańców piekieł napawało wstrętem i przerażeniem?

Jatik był sadystą i wielokrotnym mordercą, nie odróżniał dobra i zła. Same te pojęcia były dla niego czymś obcym. A przecież… nawet on ujrzał coś tak potwornego, że — zanim umarł — poznał prawdziwe zło. Była w tym niewątpliwie jakaś symetria.

Jedno było pewne. Czterej Władcy weszli w jakiś układ z czymś, co znajdowało się tutaj, na Charonie. Ich niewyobrażalny egoizm stanowi dla nich ochronę, pomyślał z goryczą. Przynajmniej na razie.

Według ludzkich norm Czterej Władcy byli złem wcielonym. Tak oceniała ich nawet sama Konfederacjo. Ale przecież nie Jatik.

Cóż więc takiego widział? W jaką niewolę Czterej Władcy, powodowani chorobliwym egotyzmem i ułudą wielkości, oddali siebie i ludzkość?

Na skalistej, otwartej przestrzeni pustyni było bardzo gorąco, mimo to Koril poczuł nagły chłód, kiedy odwróciwszy się odchodził od ciała zmarłego mężczyzny.

2

Najgorsze dla militarnej potęgi jest odkrycie, że znajduje się ona w stanie wojny, odkrycie dokonane dopiero w momencie, kiedy nieprzyjaciel rozpoczął już pierwsze uderzenie. A jeszcze bardziej wkurza to„ iż mimo ujawnienia nieprzyjacielskiej akcji, nie można dostrzec samego wroga.

Konfederacja stanowiła kulminację całej ludzkiej historii i kultury. W odległej przeszłości człowiek zadecydował, że ekspansja kosmiczna będzie najbardziej interesującym i najbardziej praktycznym sposobem dokonywania postępu cywilizacyjnego, becz ryzyka popełnienia gatunkowego samobójstwa. Instynkt sportowego współzawodnictwa, zakorzeniony głęboko w ludzkiej mentalności, zaczął dominować, kiedy człowiekowi przedstawiono stojące przed nim nowe wyzwanie. Współzawodnictwo pomiędzy narodami było tym, co wszyscy ludzie, niezależnie od pochodzenia i wyznawanej ideologii, doskonale rozumieli. Dla idei takiego współzawodnictwa mogli pracować, popierali je i czerpali z tego satysfakcję.

W wieku dwudziestym i dwudziestym pierwszym polityka stawała się coraz mniej racjonalna, a totalne unicestwienie było coraz pewniejsze, człowiek przypomniał sobie, że pa raz pierwszy postawił stopę na Księżycu tylko dlatego, iż chodziło o szczególny zakład sportowy — wyścig w kosmosie. Naturalnie od tamtego czasu nie zapomniano o kosmosie. Prawdę mówiąc, interesowały się nim wszystkie państwa na Ziemi, ale były to jedynie powolne technokratyczne i wojskowe programy, bez większego udziału i poparcia poszczególnych narodów. W dziewiętnastym wieku każdy, kto miał duszę pioniera, mógł ruszyć na szlak w Oregonie albo — pod koniec dwudziestego wieku — wykroić miasto z zamarzniętej syberyjskiej tundry. Ale właśnie ci ludzie, którzy w czasach minionych byli pionierami, nie mogli się teraz znaleźć na pograniczu. Biedacy pozbawieni ziemi i praw, uchodźcy i marzyciele zaludniali i cywilizowali stare pogranicze, lecz w wieku kosmicznym nie mogli uzyskać biletu na Księżyc. Tylko najwyższej klasy specjaliści albo ludzie bardzo bogaci mieli szanse znaleźć się w kosmosie. Zwykły człowiek, gdyby nawet chciał polecieć, nie mógł, a nudnawy i powolny bieg wydarzeń, związanych z podbojem kosmosu nie oferował już takiej ekscytacji, jaką wywołały wcześniejsze odkrycia z epoki współzawodnictwa.

Wiedziały o tym rządy na Ziemi, dostrzegając również, że świat, z ciągle rosnącą populacją i niewiarygodnie szybko malejącymi zasobami naturalnymi, staje się coraz bardziej apatyczny. Stałe obniżanie się standardu życia na całym świecie było oczywiste. Komputery oceniały ten stan jako tolerancję trwałą i nieuniknioną, a żądania każdej grupy, żeby to właśnie jej kraj uniknął obniżenia jakości życia, powodowały olbrzymie naciski nawet na najbardziej totalitarne reżimy i zwiększały tylko prawdopodobieństwo wybuchu totalnej wojny.

Jednakże technologia oferowała drogę wyjścia z tej sytuacji, drogę, na którą wiele narodów wstąpiło bardzo niechętnie, ale ze świadomością braku alternatywy. Uczeni dokonali w końcu rzeczy niemożliwej i przełamali obowiązującą do tej pory barierę szybkości. Była to sprawa wielce skomplikowana i dotyczyła takich praw fizyki, które nie były sprzeczne z teorią Einsteina; a to dlatego, iż dotyczyły tych obszarów nauki, na których wspomniana teoria po prostu nie obowiązywała. Gwiazdy czekały teraz na swych odkrywców. Nie oznaczało to, iż odległości międzygwiezdne magle zniknęły; w pierwszym wieku eksploracji było tak wiele nowych miejsc da zbadania i tak olbrzymie przestrzenie do pokonania, że podróż z jednego krańca opanowanego przez człowieka kosmosu do pogranicza na jego drugim krańcu, trwała trzy lata tak zwanego czasu subiektywnego. To stosunkowo niewielka cena, w porównaniu z czasem trwającym całe pokolenia, który byłby niezbędny do pokonania tej samej odległości przy dawnych możliwościach. Jakby nie liczyć, dotarcie do Kaliforni zabierało amerykańskim pionierom od czterech do sześciu miesięcy… Ten nowy system posiadał jeszcze jedną olbrzymią zaletę. Budowa statków kosmicznych i potężnych silników wymagała co prawda dużego kapitału, ale kiedy już powstały, ich eksploatacja była tania, a rozmiary, nie licząc magazynów powietrza i żywności, nie stanowiły istotnej pozycji w kosztach.

Tylko jedna planeta na tysiąc mogła być ukształtowana na podobieństwo Ziemi, ale mimo to, nadających się do zamieszkania światów było całe mnóstwo. Dlatego zamiast konkurować o niewielkie kawałki zużytej Ziemi różne państwa zaczęły tworzyć takie systemy motywacji, że zarówno biedacy, jak i marzyciele wyruszali w drogę na podbój nowych planet. Zmniejszyło to ciśnienie społeczne na Ziemi i dostarczyło ludzkości nowych bodźców do działania. Znowu panowała atmosfera podniecenia: w podbojach mógł uczestniczyć każdy, a zasoby czekające na odkrycie były nieograniczone.

Wraz z narodzinami kolejnych pokoleń na nowych światach, ludzi, którzy nigdy nie oglądali Ziemi, dla których Rosja, Ameryka, Brazylia i Ghana były jedynie abstrakcyjnymi pojęciami, takie pojęcia jak narodowość były nieostre, a w końcu zupełnie bez znaczenia. Nim przeminęły trzy generacje, zniknęli Amerykanie, Rosjanie czy Brazylijczycy, a pojawili się tubylcy nowych światów, jedynych światów, jakie znali. Poza tym olbrzymie odległości i rosnąca stale liczba nowych światów nie ułatwiały rządów na sposób kolonialny. Teraz — bez groźby wzajemnego wyniszczenia, troskając się jedynie o to, aby nie pozostać w tyle za innymi i nie być odrzuconym przez nowe społeczeństwa, rządy starych państw przestały współzawodniczyć; a zaczęły współpracować i łączyć się ze sobą. W ciągu jednego zaledwie wieku stworzono Konfederację — jednolitą strukturę z klasą biurokratyczną; zdominowaną przez stare potęgi, a przewodniczącą kongresowi, w którym zasiadali przedstawiciele wszystkich nowych światów.