Выбрать главу

Rozdział czternasty

Wymuszone decyzje

Ta dziewczyna… Zala, czy też Kira, czy kto tam ona jest… niepokoi cię, prawda? — spytała Darva.

— Nie ta część; która jest Zalą — skinąłem głową… — Jest w niej bowiem coś sympatycznego. Jednak ad momentu, w którym Korman powiedział mi o tej jej drugiej połowie, chciałem ją spotkać… A teraz, kiedy do tego doszło, nie jestem przekonany; że powinienem był to wymusić.

— Chyba cię nigdy nie zrozumiem — westchnęła. — Zmuszasz ją do ujawnienia się, a potem z tego powodu jesteś cały nieszczęśliwy. Dlaczego? Czy Kira nie należy mniej więcej do tego samego typu ludzi, co ty sam?

Zakręciłem się na pięcie i poczułem jak rośnie — mi ciśnienie krwi. Znieruchomiałem na chwilę, by — się uspokoić. Miałem bowiem już zamiar rzucić jakąś okropną uwagę i zaprzeczyć ostro jej słowom, ale prawdę mówiąc Darva trafiła w samo sedno. Przyznanie tego przed samym sobą pozwoliło mi się uspokoić.

— Tak, w pewnym sensie, Przypomina mnie takiego, jakim byłem, chociaż nigdy nie byłem tak zimy i pozbawiany uczuć, jak — ona. Jednocześnie odarła mnie ze złudzeń i sprowadziła do najniższego wspólnego mianownika. Żadnej moralności, żadnej walki o sprawę, żadnych uczuć. Dokładnie to samo, co biotechnologom udało się stworzyć w przypadku tej istoty o dwu umysłach. Ona potrafi przekazać Zali wszystkie swe emocje, skrupuły i uczucia. Tym samym Kira może posiadać umysł komputera, nie obarczonego żadnymi, śladowymi nawet ilościami… człowieczeństwa. Zala może być głupia, płytka i niewiele warta, ale jest człowiekiem z ciałem i z umysłem. A przecież, kiedy patrzę na Kirę, rozmawiam z nią, widzę… siebie. Widzę człowieka, którym kiedyś byłem, siedzącego tam w górze, jedną trzecią roku świetlnego od systemu Wardenowskiego — dopowiedziałem sobie w myślach.

Bo tak naprawdę, czym różni się Kira od tamtego ;,mnie” w górze? Pomiędzy misjami, z zablokowaną i prawie całkowicie wymazaną psychiką, nie różnił się wiele od Zali, tyle że od tej Zali posiadającej pieniądze. Playboy obracający się w środowisku ludzi bogatych i potężnych, niewiele dający z siebie i całkowicie hedonistyczny. Jedyną różnicą pomiędzy Kirą i tamtym mną”, głęboko ukrytą różnicą, był fakt, że kiedy oddawano mi całą informację przed następną misją — tak jak teraz — to u podstaw mojej osobowości tkwił ten drugi, ten playboy, ten miłośnik zabawy. Kira natomiast doświadczała wszystkiego z drugiej ręki i nigdy nie odczuwała, że jej obecna postać mogłaby być czymś więcej niż tylko przykrywką… Na pewno nie uważała jej za część samej siebie.

Technika, za pomocą której ukształtowano Zalę — Kirę pozostawała dla mnie tajemnicą. Tutejsi eksperci sondowali i badali ją, i niczego nie znaleźli. Jej mózg, nie licząc dziwnego rozkładu „organizmów Wardena”, wyglądał normalnie. Wiedza medyczna nie była w stanie wskazać na nic konkretnego. A przecież nie była to technika psychiczna czy jakaś aberracja umysłowa… wa jasno ukazywało rzeczywisty biologiczny podział, który gdzieś tam występował.

Patrzenie na nią jak w lustro, na ten wizerunek doskonałego skrytobójcy i dostrzeganie w całej jego brzydocie tej doskonałości cech, z których zawsze byłem tak dumny, stanowiło dla mnie poważny problem. Fakt, że znajdowałem się po właściwej stronie, że broniłem słuszności, sprawiedliwości i dobra… nie podbudowywało mojej wiary i pewności moralnej. Charon z jego poglądami i moje własne tutaj doświadczenia zabiły tę pewność i chociaż ciągle znajdowałem się po tej stronie, to tylko dlatego, że przeciwna napawała mnie wstrętem, a nie z powodu jakichś resztek lojalności w stosunku do ideałów Konfederacji. Zastanawiałem się, czy coś podobnego przydarzyło się również moi — m odpowiednikom na Lilith, Cerberze i Meduzie. Wiedziałem jedno: byłem teraz pełniejszym człowiekiem niż kiedykolwiek przedtem. I z tego powodu byłem słabszy, a jednocześnie stanowiłem całość, którą Kira nie była i być może nigdy nie będzie.

Wyjaśnienie tego wszystkiego Darvie nie było rzeczą łatwą. Chociaż dzielenie się informacją i rozmowa o tym wszystkim były przydatne, to jednak pozostawało faktem, że nie była ona w stanie wielu rzeczy zrozumieć. Nie wychowano jej tak, by wierzyła.

I to w końcu okazało się zasadniczą różnicą pomiędzy Kirą i mną. Ja byłem wierzącym, który utracił swą wiarę, ale zyskał człowieczeństwo. Ona nigdy w nic nie wierzyła i dlatego nie mogła ani odnaleźć, ani w pełni pojąć swego własnego człowieczeństwa. Ja zostałem na Charonie dosłownie zredukowany do zwierzęcia i odrodziłem się człowiekiem. Kira została zredukowana do statusu maszyny, w której na zawsze została uwięziona.

W pewnym sensie ona zmusiła mnie do dokładnego przyjrzenia się sobie samemu… czego rezultatem było to, że odzyskałem wolność. Ostatnie więzy zostały zerwane. Podobnie jak ten drobny Cerberejczyk Dumonia, zerwałem ostatnie, łączące mnie z przeszłością więzy, a pozostawałem z nią w sojuszu tylko dlatego, że w tym momencie nasze interesy były zbieżne.

Po raz pierwszy spojrzałem wstecz i zadałem sam siebie i ku swemu zdumieniu udało mi się zlokalizować, za pomocą wa, tę maleńką, organiczną grudkę wewnątrz mojego mózgu. Ciągle tam tkwiła. Przetrwała jakoś transformację Lacocha w odmieńca, odmieńca w bunhara i bunhara w odmieńca. Ciągle więc słuchasz, mój bracie? Ciągle słuchasz… moja Kiro.

Koril miał poważny wyraz twarzy i zawziętą minę. Jego gabinet zawalony był raportami i zdjęciami, a on nie wyglądał na zachwyconego tym, co one przedstawiały, cokolwiek to było.

— Odkryto nas — natychmiast przeszedł do sedna sprawy. — Po tych wszystkich latach zostaliśmy wykryci.

— Komu udało się przesłać informację na zewnątrz?

— Jakoś tego dokonał — skinął głową. — Nie jestem pewien, jak. Ale ten kompleks skazany jest na zagładę. Park. To wyłącznie kwestia czasu. Och, on jest zabezpieczony przeciwko atakom z ziemi, ale skoro jego lokalizacja jest znana, mogą ściągnąć ciężką broń spoza naszej planety i wszystkich nas usmażyć.

— To dlaczego tego dotychczas nie uczynili?

— To zabawne — uśmiechnął się. — Ale podstawowym powodem jest to, że Konfederacja również prowadzi stałą obserwację systemu. Ci na Charonie nie mają ciężkiej broni, a jeśliby ją usiłowali sprowadzić, zostaliby rozwaleni na kawałki w przestrzeni kosmicznej. Żeby uderzyć w nas odpowiednio mocno, musieliby sprowadzić jeden ze statków swoich przyjaciół obcych, a to by ich zmusiło do ujawnienia się. Jednak to i tak tylko kwestia czasu, dopóki nie wymyślą jakiegoś sposobu na zmylenie naszych „wardenków”.

— Ile mamy czasu?

— Kto to wie? Dzień? Tydzień? Miesiąc? A może minutę? Tyle, ile im zajmie wymyślenie sposobu. Nie możemy zakładać, że potrwa to dłużej.

Usiadł wygodnie w fotelu i po raz pierwszy robił wrażenie bardzo starego, starego i niewiarygodnie zmęczonego.

— Cóż, może tak będzie lepiej. Zakończyć to wszystko w ten czy inny sposób, raz na zawsze — spojrzał na mnie, a na jego twarzy widoczny był ciężar podejmowanej decyzji.

— Wiesz, Park, po raz pierwszy uświadomiłem sobie, jak bardzo się przez te wszystkie lata oszukiwałem. Bardzo lubiłem to miejsce. Kochałem badania naukowe, spokój, brak bezpośredniego zagrożenia. Nawet przewodzenie rebeliantom sprawiało mi ogromną przyjemność. Bardziej chodziło w nim o wyzwanie rzucone przeciwnikom, niż o rządzenie tym miejscem. To zabawne… ciągłe przygotowania i żadnego działania. O tym właśnie ongiś mówił Dumonia… ten sukinsyn.

— O co chodzi?

— Stary drań! Nie licząc ludzi znajdujących się pod moją bezpośrednią kontrolą, był jedyną osobą, która wiedziała, jak ustalić dokładnie położenie tej bazy. Musiał to wiedzieć… Jego ludzie ją zaopatrywali. Do diabła, powinienem… — twarz mu poczerwieniała i zacząłem obawiać się, że wpadnie w furię, on jednak dość szybko się uspokoił.