Roześmiała się, na pozór zachwycona jego wyjaśnieniami.
— Jakież to inteligentne z twojej strony! Założę się, że sala przyjęć wygląda jak śmietnik.
— Rzeczywiście, dekorator wnętrz tam nie wystarczy — przyznał. — Cieszę się, że przynajmniej zabrałaś stamtąd te malowidła.
— Rozmawiają, jak starzy kumple! — Darva kręciła w zdumieniu głową. Czy nie po to tu przybył, żeby ją zabić?
— Być może — odparł Morah. — Byli jednak małżeństwem przez dwadzieścia siedem lat.
Zarówno Darva, jak i ja otworzyliśmy szeroko usta ze zdumienia.
— …dwoje żyło jeszcze — mówił Koril. — Byli w znacznie gorszym stanie ode mnie. Znajdują się za sceną, ale powiedziałem im, żeby na razie tu jeszcze nie przychodzili.
Matuze robiła wrażenie zadowolonej.
— Powiedz mi, Tulisiu, dlaczego akurat teraz? Sądziłam, że utknąłeś już na zawsze w tej swojej pustynnej kryjówce, szczególnie że miałeś te wszystkie smakowite zabawki, które pozwalaliśmy, by do ciebie docierały.
— Pozwalaliśmy? — czarc aż podskoczył.
— Tulisiu! — uśmiechnęła się słodko. — Któż zna cię lepiej ode mnie? Czy rzeczywiście sądzisz, że mogłeś otrzymywać te wszystkie materiały z innych planet bez naszej pomocy? O wiele taniej i łatwiej było pomagać ci zajmować się tym, co najbardziej kochałeś, niż prowokować walkę na dużą skalę. I tak za kilka miesięcy twój powrót tutaj stałby się problemem czysto akademickim. Nasza smakowita wojenka już bowiem trwa.
Koril wyglądał na kompletnie ogłuszonego tą oczywistą prawdą, którą ona mu przedstawiała. Kiedyś zresztą przyznał się wobec mnie do swoich słabości. Teraz byłem prawie pewien, iż Dumonia zorientował się w intrydze i dlatego parł do konfrontacji. Koril jednakże — muszę mu oddać sprawiedliwość — nie zamierzał wspomnieć nic o Cerberejczyku.
— Tu chodzi o zło, Aeolio. Zło!
— Z ł o? — roześmiała się. — O czym ty, do diabła, mówisz?
Jeszcze raz powtórzył te słowa, które wydawały się prześladować go od czasu, kiedy usłyszał je po raz pierwszy od nieszczęsnego Jatika.
Słuchała z wielką uwagą, ale nie widać było po niej żadnej reakcji. Wreszcie, kiedy zakończył swą opowieść, powiedziała:
— To największy nonsens, jaki w życiu słyszałam! Oni są…dziwni… przyznaję, ale nie są z ł em. Czymże zresztą więcej jest zło jak czyimś arbitralnym wyobrażeniem czegoś moralnie niewłaściwego? Czyż nie o to walczyłeś z Konfederacją? Czyż nasze własne ideały nie kojarzą się innym, stosującym odmienne standardy, ze złem? Czy ty, Tulisiu, czujesz w sobie zło? Bo ja nie.
Koril nie odpowiadał. Wydawał się wpierw sztywnieć powoli, a potem równie wolno odprężać. Kielich wypadł mu z dłoni i potoczył się po dywanie, a z jego wnętrza wypłynęło zaledwie kilka kropel wina.
— Tulisiu — odezwała się słodziutkim głosem. — Tulisiu?
Nie uzyskawszy żadnej reakcji, wstała i podeszła do niego, nachyliła się i przyjrzała mu się bardzo dokładnie. Usatysfakcjonowana, skinęła do siebie głową i rozejrzała się po pustym pokoju.
— Morah! — rzuciła ostro, głosem nagle lodowatym i władczym. — Wiem, że szpiegujesz skądś wszystko, co się dzieje! Posprzątaj tu i zabierz tego śmiecia z mojego salonu!
— Ona go otruła — jęknęła Darva. — Po tych wszystkich przejściach pozwala jej się otruć!
— Nie — powiedziałem. — On się poddał. Po przebyciu całej tej drogi na szczyt, nie mógł jej zabić. I ona o tym wiedziała. Niewątpliwie wyśmienicie go znała!
— W taki prosty sposób. — Darva kręciła ze smutkiem głową. — Takiego potężnego, takiego mądrego człowieka.
— Może to i dziwne, ale to są te cechy u ludzi, które warto zachować — powiedział tajemniczo Morah. — Przekonacie się. Chwileczkę… poczekajcie. To jeszcze nie koniec przedstawienia.
Aeolia Matuze chodziła po salonie w tę i z powrotem jak szalona.
— Morah! Jest tam ktoś? Przyjść tutaj natychmiast! Trzeba przeprowadzić egzekucję tych na dole i tych wszystkich żołnierzy, którzy mnie zawiedli! Gdzie, do diabła, wszyscy się podziali?
— Tutaj. — Zza jej pleców dobiegł lodowaty, kobiecy głos. Aeolia zakręciła się w miejscu zaskoczona, a także i nieco poirytowana.
— A kimże, do diabła, t y jesteś? — rzuciła ostro. — Jesteśmy nową Królową Charona — odparła Zala — Kira, oddając trzy strzały do Aeolii Matuze.
Lord Charona padł na dywan ze zdumieniem i zaskoczeniem zastygłym na zawsze na jej twarzy.
— Spodziewała się twojej ochrony — popatrzyłem na Moraha.
Skinął głową.
— Nigdy nie chciała dopuścić do swej świadomości prawdy o tym, dla kogo ja naprawdę pracuję — odparł, a my z Darvą obserwowaliśmy jak kobieta, którą oboje znaliśmy, podchodzi, sprawdza ciało Korila, a następnie ciało Matuze.
Yatek Morah westchnął i odwrócił się od szyby. Uczyniliśmy to samo.
— Co teraz? — spytałem.
— To zależy od ciebie — uśmiechnął się. — Ci ludzie Korila z kategorią I, którzy przeżyli, utworzą Synod.
Darva odwróciła się i wskazała ręką — na lustro.
— Przecież ona nie posiada odpowiednich kwalifikacji, by rządzić Charonem! Zala jest słaba i bezsilna, a Kira to mechaniczny zabójca!
— Zdaję sobie z tego sprawę — odparł Morah. Pomyśl o tym, Lacoch. Jesteś skrytobójcą z Konfederacji. Nie zaprzeczaj. Nikt poza tobą w tamtej grupie nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zresztą opierając się na tym założeniu, zaaranżowałem całe to przedstawienie w Bourget. — Wskazał dłonią w czarnej rękawiczce na lustro. — Typ taki, jak ona, wyszedł już z użycia. Spełnił już swoje zadanie. Te, które jeszcze istniały, sprowadziłem na Romb. Roboty są lepsze, bardziej niezawodne i trudniejsze do likwidacji.
— Koril sądził, że chcesz być Pierwszym Lordem Rombu — powiedziałem.
— Przyszło mi to na myśl wiele lat temu, kiedy na Tokannie moi agenci prowadzili na niewielką skalę operację konstrukcji bioagentów — przyznał. — Jednakże ta sprawa już mnie nie interesuje. Stała się ona zbyt… mała. Zbyt drobna. Nie warta zachodu. Już zresztą od dłuższego czasu.
— A Zala?
— To zależy od ciebie — roześmiał się. — Kira jest wyjątkowo kompetentna w tym, co robi, ale to zarazem wszystko, do czego jest zdolna. Zala… No cóż, ona ci ufa. A będzie potrzebowała pomocy od ludzi, którym ufa, jeśli na nowo ma utworzyć rząd i doprowadzić wszystko do ładu. Jesteś skrytobójcą. I ona jest skrytobójcą. Ciekawym będzie zobaczyć, kto w końcu okaże się lepszy.
— Oferujesz mi możliwość zostania Lordem Charona — powiedziałem nieco wstrząśnięty.
— Pamiętasz nasze marzenia? — zwróciłem się do Darvy. — O zmianie na lepsze, o przeznaczeniu dziewiczego kontynentu dla osiedlenia odmieńców?
Popatrzyła na mnie dziwnym wzrokiem.
— Sugerujesz, że byś był skłonny to uczynić? Przecież odbyłaby się to na jego warunkach, i zależałoby od jego kaprysu?
— Z tego, co widziałem wynika, że moja kadencja mogłaby być bardzo krótka — zwróciłem się ponownie do Moraha.
— Wiesz, ona była szalona na punkcie władzy. Miała właśnie zamiar ogłosić się Najwyższą Boginią nowej, prawdziwej i jedynej religii. Brakowało jej już rozsądku, by robić to, co do niej należało: by rządzić Charonem. Jeśli zaś chodzi o mnie i o moich pracodawców, to jest nam zupełnie obojętne, w jaki sposób ludzie na Charonie są rządzeni. Nasze motywy… jednak nie, na to jeszcze za wcześnie. Wiem z raportów z Lilith, że masz w sobie rodzaj organicznego nadajnika. Musisz go zlikwidować, bo jeśli nie, to ja to zrobię. Wówczas dopiero możesz wysłuchać całej historii. I wówczas podejmiesz decyzję. Teraz muszę już iść i zająć się naszą nową królową.