Выбрать главу

Wreszcie gdy zabrakło jej łez, położyła się na kanapie i natychmiast zapadła w głęboki sen.

Obudziła się nagle w ciemnościach. Serce waliło jej jak młotem, a bluzka była mokra od potu. Czyżby usłyszała jakiś hałas? Odgłos tłuczonego szkła albo czyjeś kroki? Czy to wyrwało ją z głębokiego snu? Bała się poruszyć, by nie zagłuszyć dźwięku, który mógł zdradzić obecność intruza.

Okno oświetliły nagle reflektory przejeżdżającego samochodu. Salon na chwilę się rozjaśnił, po czym znów zapanował mrok. Słyszała tylko syk strumienia powietrza z klimatyzatora i buczenie lodówki w kuchni. Żadnych obcych odgłosów, które mogłyby wywołać to uczucie dławiącego strachu.

Usiadła na kanapie i zebrała się na odwagę, by włączyć lampę. Dręczące ją koszmary zniknęły natychmiast w ciepłym blasku żarówki. Wstała z kanapy i przeszła przez wszystkie pokoje, zapalając światła i zaglądając do szaf. Rozsądek podpowiadał jej, że w mieszkaniu nie ma żadnego intruza. Było dobrze zabezpieczone dzięki nowoczesnemu systemowi alarmowemu, solidnym zamkom w drzwiach i zaryglowanym oknom. Nie spoczęła jednak, dopóki nie skończyła swego rytualnego obchodu i nie zajrzała w każdy kąt. Dopiero przekonawszy się, że nic jej nie zagraża, spokojnie odetchnęła.

Była godzina dziesiąta trzydzieści. Środa. Muszę z kimś porozmawiać. Dziś sama sobie nie poradzę.

Usiadła przy biurku, włączyła komputer i patrzyła w ekran. To był jej elektroniczny terapeuta. Tylko z nim mogła podzielić się swym cierpieniem.

Wystukała na klawiaturze swój kryptonim, CCORD, weszła do Internetu, po czym – kliknąwszy parę razy myszką i wpisawszy na ekranie kilka słów – pożeglowała do prywatnego okienka czatowego o nazwie pomocdlakobiet.

Była tam już grupka znajomych postaci, anonimowych kobiet, które przyciągała ta bezpieczna przystań w wirtualnej przestrzeni. Śledziła przez kilka minut ich dialog na ekranie komputera, słysząc w myślach zranione głosy osób, których nigdy naprawdę nie spotkała.

LAURIE45: I co wtedy zrobiłaś?

VOTIVE: Powiedziałam mu, że nie jestem jeszcze gotowa. Że nadal mam uraz. Więc jeśli mu na mnie zależy, musi zaczekać.

HBREAKER: I bardzo dobrze.

WINKY98: Nie pozwól, żeby cię ponaglał.

LAURIE45: Jak zareagował?

VOTIVE: Powiedział, że powinnam sobie z tym poradzić! Jakbym była jakąś niedorajdą!

WINKY98: Facetów należałoby zgwałcić!!

HBREAKER: Ja otrząsnęłam się dopiero po dwóch latach.

LAURIE45: A ja po kilkunastu miesiącach.

WINKY98: Faceci myślą tylko o swoich fiutach. O niczym więcej. Chcą, żeby im dogodzić.

LAURIE45: Oho! Jesteś coś dzisiaj wkurzona, Wink.

WINKY98: Możliwe. Czasem myślę, że Lorena Bobbitt miała rację.

HBREAKER: Wink wykopuje topór wojenny!

VOTIVE: Nie sądzę, żeby on chciał czekać. Chyba ze mnie zrezygnował.

WINKY98: Jesteś warta, żeby na ciebie zaczekał! JESTEŚ TEGO WARTA!

Przez kilka sekund ekran był pusty. Po chwili pojawiło się na nim zdanie:

LAURIE45: Cześć, Ccord. Cieszę się, że wróciłaś. Catherine wystukała na klawiaturze:

CCORD: Widzę, że znowu rozmawiamy o mężczyznach.

LAURIE45: Tak. Jak to się dzieje, że nie możemy zejść z tego nudnego tematu?

VOTIVE: Bo to oni nas skrzywdzili.

Znów nastąpiła długa przerwa. Catherine wzięła głęboki oddech i napisała:

CCORD: Miałam fatalny dzień.

LAURIE45: Co się stało, CC? Opowiedz nam.

Catherine słyszała niemal, jak dociera do niej z eteru łagodny i kojący szmer kobiecych głosów.

CCORD: Wpadłam dziś w nocy w panikę. Siedzę zamknięta w domu, gdzie nikt mnie nie może tknąć, ale to nie pomaga.

WINKY98: Nie pozwól mu triumfować. Nie daj się uwięzić.

CCORD: Za późno. Już jestem więźniem. Tej nocy uświadomiłam sobie coś strasznego.

WINKY98: Co takiego?

CCORD: Zło nigdy nie umiera. Przybiera tylko nowe formy. Jeśli raz spotkało nas nieszczęście, to nie znaczy, że jesteśmy odporne na powtórne zranienie. Piorun może uderzyć dwa razy.

Nie było już żadnej odpowiedzi.

Bez względu na to, jak jesteśmy ostrożne, zło wie, gdzie mieszkamy, pomyślała Catherine. Wie, jak nas znaleźć. Po plecach spłynęła jej kropla potu. Czuję je. Wiem, że się zbliża.

Nina Peyton nigdzie nie wychodzi, Z nikim się nie widuje. Od tygodni nie była w pracy. Dzwoniłem dziś do biura w Brookline, gdzie pracuje jako przedstawicielka handlowa, i jej kolega powiedział mi, że nie wie, kiedy do nich wróci. Jest jak ranne zwierzę, ukryte w norze i bojące się opuścić bezpieczną, kryjówkę. Wie, co czai się w mroku, bo zaznała już zła i nawet teraz czuje, jak sączy się ono przez ściany jej domu. Zasłony są szczelnie zaciągnięte, ale przez cienką tkaninę widzę, jak chodzi tam i z powrotem po pokoju. Jest skulona i przyciska ręce do piersi, jakby dygotała z zimna. Jej ruchy są gwałtowne i mechaniczne.

Sprawdza, czy drzwi i okna są zamknięte. Próbuje odgrodzić się od ciemności.

W jej małym domku musi być potwornie gorąco. Noc jest upalna, a ona nie ma klimatyzacji. Siedzi cały wieczór przy zamkniętych oknach. Wyobrażam sobie, jaka jest mokra od potu, jak cierpi dzień i noc z powodu upału, ale boi się, Że wietrząc mieszkanie, wpuści do środka nie tylko świeże powietrze.

Znów przechodzi obok okna. Przystaje. Jej sylwetka majaczy na tle światła. Nagle rozsuwają się zasłony. Podciąga do góry okno i łapczywie wdycha powietrze. Upał w końcu ją pokonał.

Myśliwego nic nie ekscytuje bardziej niż zapach rannej zwierzyny. Czują niemal, jak unosi się w powietrzu. Zapach krwi i okaleczonego ciała. Gdy ona wdycha nocne powietrze, ja napawam się jej strachem.

Serce bije mi szybciej. Sięgam do torby i dotykam pieszczotliwie narzędzi. Nawet stal wydaje mi się ciepła.

Dziewczyna zatrzaskuje okno. Pozwoliła sobie tylko na kilka haustów świeżego powietrza, a teraz zamyka się znowu w koszmarnym zaduchu domu.

Odchodzę po chwili z uczuciem rozczarowania, pozostawiając Ją. spoconą w gorącej jak piec sypialni.

Jutro ma być podobno jeszcze bardziej upalnie.

ROZDZIAŁ PIĄTY

– Sprawca jest typowym pikerystą – stwierdził doktor Lawrence Zucker. – Osobnikiem, który używa noża, aby doznać w sposób pośredni seksualnego zaspokojenia. Pike-ryzm to akt wielokrotnego nakłuwania lub przecinania skóry za pomocą ostrego przedmiotu. Nóż jest symbolem fallicz-nym – zastępuje męski organ płciowy. Zamiast odbyć normalny stosunek, sprawca rozładowuje napięcie, sprawiając ból ofierze. Upaja się poczuciem władzy. Decyduje o życiu i śmierci.

Detektyw Jane Rizzoli niełatwo było przestraszyć, ale na widok doktora Zuckera przechodziły ją ciarki. Wyglądał jak blady i niezdarny John Malkovich, a jego zdławiony głos miał niemal kobiece brzmienie. Gdy mówił, wykonywał palcami delikatne wężowe ruchy. Nie był policjantem, lecz psychologiem z Uniwersytetu Northeastern i konsultantem policji w Bostonie. Rizzoli pracowała już z nim kiedyś nad sprawą zabójstwa i wtedy też ją przerażał. Nie chodziło tylko o wygląd Zuckera, lecz o sposób, w jaki identyfikował się całkowicie ze sprawcą, i diaboliczną przyjemność, jaką czerpał z wczuwania się w jego psychikę. Najwyraźniej się tym delektował. Słyszała w jego głosie ton podniecenia.

Przyjrzała się czterem pozostałym detektywom, obecnym w sali konferencyjnej, zastanawiając się, czy któregoś z nich ten dziwak też napawał przerażeniem, ale zobaczyła jedynie znużone, posępne twarze.