Nie, nie zamierzała zdradzać nikomu swoich przeczuć. Jeśli ją zawiodą, nikt nie będzie się z niej naigrawał. A jeśli się sprawdzą, zasłuży na nagrodę.
Wróciła do swego biurka i usiadła, by obejrzeć dokładniej fotografię Diany Sterling. Sięgając po szkło powiększające, rzuciła okiem na butelkę z wodą mineralną, którą zawsze miała pod ręką, i zawrzała gniewem, widząc, co do niej wsadzono.
Nie reaguj, pomyślała. Nie pozwól im zobaczyć, że cię wkurzyli.
Nie zwracając uwagi na butelkę i odrażający przedmiot w jej wnętrzu, przyjrzała się przez lupę zdjęciu Diany Sterling. W pokoju było nienormalnie cicho. Wyczuwała niemal wzrok Darrena Crowe’a, który czekał na wybuch jej wściekłości.
Nic z tego, dupku. Tym razem zachowam zimną krew.
Wpatrywała się w cieniutki łańcuszek na szyi Diany. Początkowo niemal przeoczyła ten szczegół, podziwiając przede wszystkim jej twarz, smukłe policzki i delikatne łuki brwi.
Teraz obejrzała uważnie zawieszone na łańcuszku dwa wisiorki. Jeden miał kształt zamka, drugi – kluczyka. Klucz do mego serca, pomyślała.
Przetrząsnęła akta leżące na biurku i znalazła zdjęcia z miejsca zabójstwa Eleny Oitiz. Przytknęła lupę do tego, które przedstawiało zbliżenie torsu ofiary. Przez warstwę zakrzepłej krwi na jej szyi zobaczyła tylko zarys złotego łańcuszka. Wisiorki były niewidoczne.
Sięgnęła po telefon i zadzwoniła do biura doktora Tierneya.
– Już wyszedł – oznajmiła jego sekretarka. – Mogę w czymś pomóc?
– Chodzi o sekcję Eleny Ortiz z ubiegłego piątku.
– Tak?
– Ofiarę przywieziono do kostnicy z łańcuszkiem na szyi. Macie go jeszcze?
– Zaraz sprawdzę.
Rizzoli czekała, stukając ołówkiem w biurko. Butelka z wodą stała tuż przed nią, ale niezłomnie ją ignorowała. Jej gniew ustąpił miejsca podnieceniu. Czuła się jak myśliwy na polowaniu.
– Detektyw Rizzoli?
– Tak, słucham.
– Osobiste rzeczy ofiary oddaliśmy rodzinie. Złote kolczyki, łańcuszek i pierścionek.
– Kto je odebrał?
– Anna Garcia. Jej siostra.
– Dziękuję. – Rizzoli odłożyła słuchawkę i spojrzała na zegarek. Anna Garcia mieszkała w Danvers. Spory kawałek drogi. Trzeba by przejechać przez miasto w godzinie szczytu…
– Wiesz, gdzie jest Frost? – zapytał Moore.
Rizzoli podniosła głowę, zaskoczona jego widokiem.
– Nie mam pojęcia.
– Nie było go tutaj?
– Nie trzymam go na smyczy.
Nastąpiła chwila ciszy, po czym Moore zapytał:
– Co to jest?
– Zdjęcia z miejsca zabójstwa Eleny Ortiz.
– Mam na myśli to coś w butelce.
Spojrzawszy na niego ponownie, zobaczyła, że marszczy brwi.
– A jak sądzisz? To pieprzony tampon. Ktoś ma wyrafinowane poczucie humoru. – Popatrzyła wymownie na Darrena Crowe’a, który odwrócił głowę, tłumiąc śmiech.
– Zajmę się tym – oświadczył Moore, biorąc do ręki butelkę.
– Hej! – ofuknęła go. – Daj spokój, do cholery!
Moore wszedł do gabinetu porucznika Marquette’a. Widziała przez szklaną przegrodę, jak stawia butelkę z tamponem na jego biurku. Marquette odwrócił się i spojrzał w jej kierunku.
Znowu się zaczyna. Teraz będą mówili, że suka nie zna się na żartach. Chwyciła torebkę, zebrała zdjęcia i wyszła z biura.
Była już przy windach, gdy usłyszała głos Moore’a:
– Rizzoli?
– Nie wpieprzaj się w nie swoje sprawy, dobrze? – warknęła. – Sama potrafię walczyć.
– Ale nie walczyłaś! Siedziałaś spokojnie z tym… czymś na biurku.
– To tampon. Nie możesz tego wyraźnie powiedzieć?
– Czemu się na mnie wściekasz? Stanąłem w twojej obronie.
– Posłuchaj, święty Tomaszu. Kobiety nie mają łatwego życia. Jeśli złożę skargę, odbije się to na mnie. Napiszą mi w papierach: Nie potrafi współpracować z mężczyznami. Jeśli poskarżę się ponownie, przypieczętuję swoją reputację beksy i niedojdy.
– Właśnie milcząc, pozwolisz im wygrać.
– Próbowałam twoich metod, ale bez powodzenia. Nie wyświadczaj mi więcej przysług, dobrze? – Zarzuciła na ramię torebkę i weszła do windy.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, zapragnęła cofnąć te słowa. Moore nie zasługiwał na taką reprymendę. Zawsze był uprzejmy i szarmancki, a ona rzuciła mu w twarz przezwisko, które wymyślili jego koledzy z sekcji. Święty Tomasz. Gliniarz, który zawsze trzymał się zasad, nigdy nie przeklinał i nie tracił panowania nad sobą.
Wiedziała o tragedii, którą przeżył. Przed dwoma laty jego żona, Mary, miała wylew krwi do mózgu. Przez sześć miesięcy była w stanie śpiączki, ale dopóki nie umarła, dopóty Moore nie tracił nadziei, że wróci do zdrowia. Jeszcze teraz, choć minęło półtora roku, nie mógł pogodzić się z jej śmiercią. Nadal nosił obrączkę i trzymał na biurku zdjęcie żony. Rizzoli obserwowała, jak rozpadały się małżeństwa innych policjantów, jak na biurkach jej kolegów pojawiały się fotografie coraz to nowych kobiet. A zdjęcie, na którym widniała uśmiechnięta twarz Mary, stało ciągle na tym samym miejscu.
Święty Tomasz? Rizzoli pokręciła ironicznie głową. Jeśli istnieli w ogóle święci, na pewno nie było ich wśród policjantów.
Syn chciał, by ojciec żył, a córka, żeby umarł. I obydwoje licytowali się, które z nich bardziej go kocha. Dzieci Hermana Gwadowskiego stały po obu stronach łóżka ojca i żadne nie zamierzało ustąpić.
– To nie ty musiałeś zajmować się tatą – stwierdziła z wyrzutem Marilyn. – Ja gotowałam mu obiady, sprzątałam dom, zawoziłam go co miesiąc do lekarza. Kiedy się ostatnio z nim widziałeś? Zawsze byłeś zbyt zajęty.
– Mieszkam w Los Angeles, do cholery – odszczeknął Ivan. – Mam firmę.
– Raz w roku mogłeś przylecieć. Czy to takie trudne?
– Jak widzisz, jestem.
– O, tak! Pan hrabia zjawia się w samą porę! Wcześniej nie raczyłeś się pofatygować! A teraz wszystko ma być zrobione!
– Nie mogę uwierzyć, że godzisz się, by odszedł.
– Nie chcę, żeby dłużej cierpiał.
– A może martwi cię, że ubywa pieniędzy z jego konta?
Twarz Marilyn nagle stężała.
– Ty kanalio!
Catherine nie mogła tego dłużej słuchać. Przerwała im, mówiąc:
– To nieodpowiednie miejsce na takie dyskusje. Proszę wyjść z sali.
Przez chwilę brat i siostra patrzyli na siebie złowrogo, jakby uważali, że ten, kto wyjdzie pierwszy, przyzna się do kapitulacji. W końcu Ivan – budzący lęk mężczyzna w nienagannie skrojonym garniturze – opuścił pokój majestatycznym krokiem. Marilyn, sterana życiem gospodyni domowa z przedmieścia, uścisnęła ojcu dłoń i podążyła za bratem.
Gdy byli już na korytarzu, Catherine zapoznała ich z ponurymi faktami.
– Ojciec państwa jest w stanie śpiączki od czasu wypadku. Teraz zaczynają niedomagać jego nerki. Ponieważ od dawna ma cukrzycę, były już osłabione, a uraz pogorszył tylko sprawę.
– Na ile przyczynił się do tego zabieg chirurgiczny? – zapytał Ivan. – Środki znieczulające, które dostał?
Catherine stłumiła narastający gniew i odparła spokojnie:
– Był nieprzytomny, kiedy go przywieziono. Znieczulenie nie stanowiło istotnego czynnika. Uszkodzone tkanki wymagają wzmożonego wysiłku nerek, a jego nerki przestają funkcjonować. Poza tym ma raka prostaty, z przerzutami na kości. Nawet jeśli odzyska przytomność, te problemy pozostaną.