Выбрать главу

– Spotykamy się raz w tygodniu, w środy o dziewiątej wieczorem. Wchodzę do sieci, klikam ikonę okienka czatowego i wpisuję na klawiaturze najpierw PZE. a potem pomocdla kobiet. I włączam się do rozmowy. Kontaktuję się z innymi kobietami, przesyłając wiadomości przez Internet. To, co piszemy, pojawia się na ekranie i jest dla nas wszystkich widoczne.

– PZE1 To chyba oznacza…

– Pourazowe zaburzenia emocjonalne. Kliniczny eufemizm na określenie tego, na co cierpią kobiety, odwiedzające nasze okienko.

– Jaki uraz ma pani na myśli?

Podniosła głowę i popatrzyła mu prosto w oczy.

– Gwałt.

Dźwięk tego słowa wibrował przez chwilę w powietrzu. Jedna brutalna sylaba raziła jak uderzenie pięścią.

– Bierze pani udział w tych sesjach z powodu Andre Capry – powiedział cicho. – Z powodu tego, co pani zrobił.

Odwróciła wzrok i wyszeptała:

– Tak.

Znów patrzyła na swoje dłonie. Moore przyglądał się jej, czując narastający gniew. Capra okaleczył jej duszę. Zastanawiał się, jaka była przedtem. Bardziej serdeczna i przyjacielska? A może zawsze unikała kontaktów z ludźmi, niedostępna jak kwiat w bryle lodu?

Wyprostowała się nieco i ciągnęła:

– W ten właśnie sposób poznałam Elenę Ortiz. Nie znałam, oczywiście, jej prawdziwego nazwiska. Tylko kryptonim: Bukiet Pięć.

– Ile kobiet odwiedza to okienko czatowe?

– Co tydzień jest inaczej. Niektóre rezygnują, pojawiają się nowe. Jednego wieczoru może nas być od trzech do kilku nastu.

– Skąd się pani o nim dowiedziała?

– Z broszury dla ofiar gwałtów. Rozdają ją w szpitalach i klinikach w całym mieście.

– A więc wszystkie kobiety, które korzystają z tego okienka, są z Bostonu?

– Tak.

– Czy dziewczyna o kryptonimie Bukiet Pięć odwiedzała je regularnie?

– Dołączała do nas od czasu do czasu w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Niewiele mówiła, ale wiem, że nam towarzyszyła. Widziałam to na ekranie.

– Opowiadała o tym, jak ją zgwałcono?

– Nie. Tylko słuchała. Pozdrawiałyśmy ją, a ona nam odpowiadała, ale nie mówiła o sobie. Jakby się bała albo wstydziła.

– A więc nie wie pani, czy została zgwałcona?

– Wiem.

– Skąd?

– Ponieważ badano ją w tym szpitalu.

Moore wpatrywał się w nią z uwagą.

– Znalazła pani jej kartę?

Catherine przytaknęła.

– Przyszło mi do głowy, że po napadzie mogła potrzebować pomocy lekarskiej. Ten szpital jest najbliżej jej miejsca zamieszkania. Sprawdziłam w komputerze. Są tam nazwiska wszystkich przyjmowanych pacjentów. Figuruje na liście. – Wstała z krzesła. – Pokażę panu jej kartę.

Wyszli z dyżurki na korytarz. Był piątkowy wieczór i w poczekalni roiło się od ofiar wypadków. Minęli zamroczonego alkoholem gościa po fajrancie z woreczkiem lodu przy pokiereszowanej twarzy i niecierpliwego nastolatka, który nie zdążył przejechać skrzyżowania na żółtym świetle. Z mroku nocy wyłaniała się cała armia posiniaczonych i zakrwawionych nieszczęśników. W Pilgrim Medical Center działała jedna z najbardziej ruchliwych stacji pogotowia w Bostonie i Moore czuł się tak, jakby trafił do królestwa chaosu, gdy lawirując między pielęgniarkami i łóżkami na kółkach, wdepnął w kałużę świeżej krwi.

Catherine zaprowadziła go do archiwum, niewielkiego pomieszczenia z ustawionymi pod ścianami regałami, które wypełniały segregatory.

– Tutaj przechowują czasowo druki zgłoszeniowe – wyjaśniła, zdejmując segregator z napisem 7-14 maja. – Za każdym razem, gdy przyjmuje się pacjenta na ostrym dyżurze, wypełniany jest formularz. To zwykle tylko pojedyncza kartka z uwagami lekarza i zaleceniami dotyczącymi terapii.

– Nie zakłada się pacjentowi karty?

– Nie w przypadku jednorazowego badania. Jedynym dokumentem jest druk zgłoszeniowy. Trafia on później do archiwum szpitala, gdzie jest skanowany i przechowywany na dyskietce. – Otworzyła segregator. – Niech pan spojrzy.

Moore stał za Catherine, zaglądając jej przez ramię. Zapach jej włosów tak go przez chwilę odurzył, że z trudem skoncentrował uwagę na formularzu. Pacjentka została przyjęta na ostry dyżur 9 maja o godzinie pierwszej w nocy. U góry strony wypisano na maszynie jej nazwisko, adres i dane do faktury. Resztę formularza wypełniono atramentem. Lekarski steno-gram, pomyślał, próbując rozszyfrować poszczególne słowa. Odczytał tylko pierwszy akapit, pisany przez pielęgniarkę.

Latynoska, 22 lata, zgwałcona przed dwiema godzinami. Nie ma alergii. Nie bierze leków. Ciśnienie krwi: 105/70, tętno: 100, temperatura: 37,2.

Pozostały tekst był nieczytelny.

– Będzie pani mi to musiała przetłumaczyć – stwierdził Moore.

Spojrzała na niego przez ramię i ich twarze znalazły się nagle tak blisko, że wstrzymał oddech.

– Nie może pan tego rozszyfrować? – zapytała.

– Umiem czytać ze śladów opon i plam krwi. Ale to przekracza moje możliwości.

– To pismo Kena Kimballa. Rozpoznaję jego podpis.

– Ja nie wiem nawet, czy to jest napisane po angielsku.

– Każdy lekarz sobie z tym poradzi. Trzeba tylko znać kod.

– Uczą was tego w akademii medycznej?

– Podobnie jak sekretnych uścisków dłoni i obsługi dekodera.

Wydało mu się dziwne, że żartują sobie przy okazji rozmowy o tak ponurej sprawie, a zwłaszcza że słyszy zabawne uwagi z ust doktor Cordell. Po raz pierwszy zobaczył, jaka jest naprawdę. Jaka była, zanim Andrew Capra okaleczył jej psychikę.

– Pierwszy akapit dotyczy ogólnego badania – wyjaśniła- – Lekarz używa medycznych skrótów. GUONG oznacza głowę, uszy, oczy, nos i gardło. Pacjentka miała siniaka na lewym policzku. Płuca czyste, serce bez szmerów i palpitacji.

– To znaczy?

– W normie.

Czy lekarz nie może napisać po prostu: serce pracuje normalnie?

– A dlaczego policjanci mówią „pojazd” zamiast „samochód”?

Moore pokiwał głową.

– Rozumiem. Brzuch był płaski, miękki, bez organomegalii. Innymi słowy… – W normie.

– Widzę, że się pan uczy. Następnie lekarz opisuje badanie… jamy brzusznej. Tu już nie jest dobrze. – Przerwała na chwilę. Gdy odezwała się ponownie, jej głos był cichszy, pozbawiony wszelkiej wesołości. Wciągnęła głęboko powietrze, jakby nabierała odwagi, by kontynuować. – Pacjentka miała krew w kroczu, zadrapania i siniaki na obu udach i rozdarcie pochwy z prawej strony u dołu, co wskazywało, że doszło do wymuszonego stosunku. W tym momencie doktor Kimball przerwał badanie.

Moore skupił uwagę na ostatnim akapicie. Potrafił go odczytać, bo nie był to już medyczny stenogram.

Pacjentka stała się nerwowa. Nie zgodziła się na pobranie próbek ani dalsze badanie. Po wykonaniu podstawowych testów na HIV i choroby weneryczne ubrała się i wyszła, zanim zawiadomiono policję.

– A więc gwałtu nie zgłoszono – stwierdził Moore. – Nie ma wymazu z pochwy i DNA sprawcy.

Catherine milczała. Stała ze spuszczoną głową, ściskając w dłoniach segregator.

– Doktor Cordell? – Moore dotknął jej ramienia. Drgnęła jak oparzona, więc szybko cofnął rękę. Gdy podniosła głowę, zobaczył w jej oczach gniew. Nie wyglądała w tym momencie na bezbronną kobietę.

– Zgwałcona w maju, zamordowana w lipcu – stwierdziła. – Żyjemy w cudownym świecie, prawda?

– Rozmawialiśmy ze wszystkimi członkami jej rodziny. Nikt nie wspomniał o gwałcie.

– Po prostu im nie powiedziała.

Ile kobiet utrzymuje to w tajemnicy? – zastanawiał się. Ile z nich ma tak bolesne wspomnienia, że nie mogą się zwierzyć nawet ludziom, których kochają? Patrząc na Catherine, pomyślał, że i ona szukała pocieszenia w gronie nieznajomych osób.