Выбрать главу

– Co wiemy o pacjentce? – zapytała doktora Kimballa.

– Została napadnięta. Urazy szyi i brzucha.

– Rany postrzałowe?

– Nie, cięte.

Catherine znieruchomiała nagle, wciągając drugą rękawiczkę. Poczuła skurcz w żołądku. Rany cięte szyi i brzucha.

– Wjeżdża karetka! – krzyknęła przez drzwi pielęgniarka.

– Czas na krwawe zmagania – stwierdził Kimball, wychodząc na spotkanie pacjentce.

Catherine, ubrana już w sterylną odzież, została na miejscu.

Na sali zaległa nagle cisza. Stojący po obu stronach stołu stażyści i pielęgniarka, która miała podawać Catherine narzędzia chirurgiczne, nie odzywali się ani słowem. Koncentrowali uwagę na tym, co działo się za drzwiami. Usłyszeli, jak doktor Kimball krzyczy:

– Szybciej, szybciej!

Drzwi otworzyły się na oścież i do sali wjechały nosze na kółkach. Catherine dostrzegła nasiąknięte krwią prześcieradło, zmierzwione kasztanowe włosy kobiety i jej twarz, przesłoniętą taśmą, przytrzymującą rurkę respiratora.

Na „Raz, dwa, trzy” przesunięto pacjentkę na stół.

Kimball ściągnął prześcieradło, odsłaniając tors ofiary.

W panującym zamieszaniu nikt nie usłyszał, jak Catherine chwyta gwałtownie powietrze. Nikt nie zauważył, jak uginają się pod nią kolana. Wpatrywała się w szyję ofiary, przewiązaną nasiąkniętym krwią bandażem. Patrzyła na jej brzuch, gdzie spod innego założonego pospiesznie opatrunku, który już się odklejał, strużki krwi spływały po nagim boku. Choć wszyscy przystąpili energicznie do działania, podłączając kroplówkę, uruchamiając aparaturę kardiologiczną i wtłaczając powietrze do płuc pacjentki, Catherine stała z boku, zmartwiała z przerażenia.

Kimball ściągnął opatrunek z brzucha pacjentki. Skręcone spiralnie jelita opadły na blat stołu.

– Ciśnienie skurczowe sześćdziesiąt, ledwo wyczuwalne!

Częstoskurcz zatokowy…

– Nie mogę założyć wkłucia! Ma niedrożną żyłę!

– Spróbuj pod obojczykiem!

– Podaj mi inny cewnik!

– Cholera, wszystko tu jest skażone…

– Doktor Cordell? Doktor Cordell?!

Catherine, nadal półprzytomna, spojrzała na pielęgniarkę, która się do niej zwracała, i zobaczyła za chirurgiczną maską JeJ zmarszczone brwi.

– Potrzebne pani tampony?

Catherine przełknęła głośno ślinę i wzięła głęboki oddech.

– Tak. Tampony. I odsysanie…

Skoncentrowała ponownie uwagę na pacjentce. Była młodą kobietą. Przemknęło jej przez głowę wspomnienie nocy w Sa-vannah, gdy to ona leżała na stole zabiegowym.

Nie pozwolę ci umrzeć. Nie będziesz jego ofiarą.

Chwyciła z tacy z narzędziami garść gąbek i hemostat. Była już w pełni skoncentrowana. Odzyskała panowanie nad sytuacją, jak przystało na profesjonalistkę. Lata doświadczeń sprawiły, że działała niemal automatycznie. Skupiła najpierw uwagę na ranie szyi. Gdy zdjęła opatrunek, trysnęła spod niego ciemna krew, obryzgując podłogę.

– Tętnica szyjna! – krzyknął jeden ze stażystów.

Catherine przyłożyła gąbkę do rany i wzięła głęboki oddech.

– Nie. Gdyby to była tętnica, już by nie żyła. – Spojrzała na pielęgniarkę. – Poproszę skalpel.

Siostra podała jej narzędzie. Catherine znieruchomiała na moment, szykując się psychicznie do delikatnego zabiegu, po czym przytknęła ostrze skalpela do szyi pacjentki. Utrzymując nacisk na ranę, nacięła zręcznie skórę aż do szczęki i odsłoniła żyłę.

– Nie sięgnął dość głęboko, by uszkodzić tętnicę – potwierdziła – ale przeciął żyłę. Ten koniec jest wciśnięty w miękką tkankę. – Rzuciła skalpel i sięgnęła po kleszcze. – Niech pan przyłoży tu gąbkę – poleciła stażyście. – Ostrożnie!

– Zamierza pani zespolić żyłę?

– Nie, po prostu ją podwiążemy. Zastąpi ją boczny obieg.

Muszę odsłonić żyłę na tyle, by założyć szew. Poproszę zacisk.

Natychmiast podano jej potrzebne narzędzie. Catherine zacisnęła odkryte naczynia krwionośne, po czym westchnęła głęboko i spojrzała na Kimballa.

– Ten krwotok mamy z głowy. Żyłę podwiążę później.

Skupiła teraz uwagę na brzuchu pacjentki. Kimball i drugi ze stażystów zdążyli już oczyścić pole za pomocą odsysacza i tamponów. Rana była całkowicie odsłonięta. Catherine przesunęła ostrożnie na bok cienkie zwoje jelit i spojrzała w otwartą jamę brzuszną. To, co zobaczyła, wzbudziło w niej głuchy gniew. Napotkała nad stołem zdumiony wzrok Kimballa.

– Kto zrobił coś takiego? – spytał cicho. – Z kim my, do diabła, mamy do czynienia?

– Z potworem – odparła Catherine.

– Ofiara jest nadal operowana. Jeszcze żyje. – Rizzoli zamknęła klapkę telefonu komórkowego i spojrzała na Moore’a i doktora Zuckera. – Mamy teraz świadka. Nasz sprawca zaczyna być nieostrożny.

– Niezupełnie – poprawił ją Moore. – Po prostu się spieszył. Nie miał czasu dokończyć tego, co zaczął. – Stał przy drzwiach sypialni, przyglądając się śladom krwi na podłodze. Była jeszcze świeża, połyskująca. Nie zdążyła wyschnąć.

Chirurg niedawno stąd wyszedł, pomyślał.

– Zdjęcie zostało wysłane do doktor Cordell pocztą elektroniczną o dziewiętnastej pięćdziesiąt pięć – oznajmiła Rizzoli. – Widoczny na nim zegarek wskazuje drugą dwadzieścia. Chodzi dobrze – dodała, patrząc w kierunku nocnej szafki. – A to oznacza, że sprawca zrobił zdjęcie ubiegłej nocy. Utrzymywał ofiarę przy życiu w tym stanie przez ponad dobę.

Przedłużał sobie przyjemność, dodał w duchu Moore.

– Zaczyna mieć tupet – stwierdził doktor Zucker z niepokojącą nutą podziwu w głosie, jakby przyznawał, że trafił na godnego siebie przeciwnika. – Nie dość, że przez cały dzień Pozostawia ofiarę przy życiu, to jeszcze wychodzi stąd na jakiś czas, by wysłać wiadomość. Koleś sobie z nami pogrywa.

– Albo z Catherine Cordell – wtrącił Moore.

Torebka ofiary leżała na toaletce. Moore przejrzał jej zawartość, włożywszy rękawiczki.

– Portfel z trzydziestoma czterema dolarami. Dwie karty kredytowe. Karta klubu automobilowego. Identyfikator pracownika działu sprzedaży firmy Lawrence Scientific Supplies. Prawo jazdy na nazwisko Nina Peyton, dwadzieścia dziewięć lat, sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu, sześćdziesiąt pięć kilogramów. – Spojrzał na drugą stronę dokumentu. – Dawczyni narządów.

– Myślę, że właśnie nią została – stwierdziła Rizzoli.

Moore rozpiął boczną kieszeń torebki.

– Jest tutaj kalendarz.

Rizzoli okazała zainteresowanie.

– Tak?

Otworzył go na bieżącym miesiącu. Nie było żadnych notatek. Przerzucił kilkanaście kartek, aż znalazł zapis sprzed prawie ośmiu tygodni Zapłacić czynsz. Na wcześniejszych stronach były też inne Urodziny Sida. Pralnia. Koncert o 8:00. Zebranie. Przyziemne, codzienne sprawy, z których składa się życie. Dlaczego osiem tygodni temu Nina Peyton przestała nagle robić notatki? Pomyślał o kobiecie, która kaligrafowała słowa w kalendarzu niebieskim atramentem. Która tęskniła zapewne za grudniem, marząc o białym Bożym Narodzeniu i mając wszelkie powody wierzyć, że doczeka świąt.

Zamknął kalendarz, czując takie przygnębienie, że przez chwilę nie mógł mówić.

– Absolutnie niczego tu nie ma – oznajmił Frost, przykucnąwszy przy łóżku. – Żadnych chirurgicznych nici ani narzędzi.

– Jak na faceta, który podobno się spieszył, dokładnie po sobie posprzątał – stwierdziła Rizzoli. – Zobaczcie. Zdążył nawet poskładać jej garderobę. – Wskazała na bawełnianą nocną koszulę, złożoną starannie na krześle. – Nie wygląda na to, żeby brakowało mu czasu.

– Ale pozostawił ofiarę przy życiu – zauważył Moore. – Popełnił kardynalny błąd.