Podciągnęła nocną koszulę pacjenta, sprawdzając wkłucie w centralnej żyle. Zmartwiło ją, że rana jest nieco zaczerwieniona. Pacjent miał już tak pokłute ręce, że teraz mogli podawać mu kroplówkę tylko w tym miejscu i Angela bardzo dbała, by często zmieniać opatrunek i nie dopuścić do zakażenia. Teraz też zamierzała założyć mu nowy bandaż.
Przemyła pacjentowi szmatką klatkę piersiową. Nigdy nie był zapewne muskularnym mężczyzną, a teraz pozostały z niego tylko skóra i kości.
Usłyszawszy kroki, nie była zachwycona, gdy do sali wszedł syn Hermana Gwadowskiego. Jednym spojrzeniem zmusił ją do defensywnej postawy. Był typem człowieka, który zawsze wytyka innym błędy. Często postępował tak wobec siostry. Kiedyś Angela była świadkiem ich kłótni i z trudem się powstrzymała, żeby nie stanąć w obronie dziewczyny. Nie mogła sobie jednak pozwolić na zwracanie mu uwagi, na powiedzenie, co myśli o jego zachowaniu. Nie musiała też być dla niego zanadto uprzejma. Skinęła więc tylko głową i robiła swoje.
– Jak on się czuje? – spytał Ivan Gwadowski.
– Nic się nie zmieniło. – Jej głos brzmiał chłodno i rzeczowo. Chciała, żeby wyszedł, przestał udawać, że troszczy się o ojca, i pozwolił jej pracować. Była dość spostrzegawcza, by rozumieć, że nie chodzi tu o synowską miłość. Ten człowiek wziął sprawy w swoje ręce, bo miał zwyczaj tak postępować.
Nie pozwalał nikomu przejąć kontroli. Nawet śmierci.
– Czy badał go lekarz?
– Doktor Cordell przychodzi tu codziennie.
– Jak wyjaśnia fakt, że jest nadal w stanie śpiączki?
Angela włożyła szmatkę do naczynia i spojrzała na niego.
– Nie wiem, co mam odpowiedzieć, panie Gwadowski.
– Jak długo to potrwa?
– To zależy od pana.
– Jak mam to rozumieć?
– Nie sądzi pan, że byłoby lepiej pozwolić mu odejść?
Ivan Gwadowski zmierzył ją wzrokiem.
– Tak, to wszystkim ułatwiłoby życie, prawda? Zwolniłoby się łóżko.
– Nie to miałam na myśli.
– Wiem, jak wygląda finansowanie szpitali. Zbyt długi pobyt pacjenta naraża was na koszty.
– Chodzi mi wyłącznie o dobro pańskiego ojca.
– Najlepiej będzie, jeśli zrobicie, co do was należy.
Angela odwróciła się i sięgnąwszy do naczynia po szmatkę, wycisnęła ją drżącymi rękami, aby nie powiedzieć czegoś, czego musiałaby potem żałować. Nie dyskutuj z nim, nakazała sobie w duchu. Rób swoje. To facet, który nie popuści.
Przytknęła wilgotną szmatkę do brzucha pacjenta i w tym momencie zdała sobie sprawę, że staruszek nie oddycha.
Natychmiast przyłożyła mu rękę do szyi, żeby zbadać puls.
– Co się dzieje? – zaniepokoił się Ivan Gwadowski.
Czy wszystko w porządku?
Nic nie odpowiedziała. Przeciskając się obok niego, wybiegła na korytarz.
– Niebieski alert! – krzyknęła. – Ogłosić niebieski alert dla pokoju pięćset dwadzieścia jeden!
Catherine wybiegła z pokoju Niny Peyton i skręciła w sąsiedni korytarz. W sali 521 był już tłum lekarzy i pielęgniarek, a zza drzwi zaglądali tam z przejęciem studenci medycyny.
Catherine przedarła się do środka i zawołała, przekrzykując hałas:
– Co się stało?!
Angela, pielęgniarka Gwadowskiego, wyjaśniła:
– Właśnie przestał oddychać. Nie ma tętna.
Catherine przecisnęła się do łóżka i zobaczyła, że inna pielęgniarka założyła już pacjentowi maskę i wtłacza mu tlen do płuc. Stażysta uciskał mu rękami klatkę piersiową, pompując krew z serca do tętnic, aby utrzymać przy życiu narządy wewnętrzne i mózg.
– EKG podłączone! – krzyknął ktoś z personelu.
Catherine rzuciła okiem na monitor. Obraz wykazywał migotanie komór serca. Nie kurczyły się już. Drgały tylko pojedyncze mięśnie. Serce stało się zwiotczałym workiem.
– Elektrody naładowane? – spytała Catherine.
– Sto dżuli.
– Zaczynamy!
Pielęgniarka przyłożyła elektrody defibrylatora do torsu pacjenta i krzyknęła:
– Odsunąć się!
Elektryczny impuls wstrząsnął ciałem pacjenta. Podskoczył na łóżku jak kot na gorącym palenisku.
– Nadal migotanie komór!
– Podać dożylnie jeden miligram epinefryny i powtórzyć elektrowstrząsy – poleciła Catherine.
Dawka epinefryny trafiła do żyły pacjenta.
– Wszyscy do tyłu!
Torsem chorego wstrząsnął kolejny impuls.
Wykres EKG na monitorze wykazał raptowny skok, a potem już tylko lekkie drgania. Były to ostatnie uderzenia umierającego serca.
Catherine spojrzała na pacjenta, myśląc: Jak mam wskrzesić tę mumię?
– Chce pani… kontynuować? – spytał stażysta, wykonujący masaż serca. Po policzku spłynęła mu kropla potu.
Wcale nie chciałam utrzymywać go przy życiu, pomyślała i zamierzała powiedzieć mu, żeby przestał, gdy Angela szepnęła jej do ucha:
– Jest tu jego syn. Pilnie wszystko obserwuje.
Catherine rzuciła okiem na stojącego w drzwiach Ivana Gwadowskiego. Nie miała już teraz wyboru. Musieli zrobić wszystko, co się da, bo inaczej ten człowiek obedrze ich ze skóry.
Wykres na monitorze przypominał obraz wzburzonego morza.
– Spróbujmy ponownie – poleciła Catherine. – Tym razem dwieście dżuli. Pobrać natychmiast krew do sprawdzenia poziomu elektrolitów!
Słyszała, jak otwiera się z brzękiem szuflada wózka ze sprzętem reanimacyjnym. Pojawiły się probówki i strzykawka.
– Nie mogę znaleźć żyły!
– Użyj wkłucia od kroplówki.
– Cofnąć się!
Wszyscy zrobili krok w tył, gdy nastąpił kolejny elektrowstrząs.
Catherine wpatrywała się w monitor, mając nadzieję, że szok elektryczny przywróci akcję serca. Tymczasem linia wykresu na monitorze ledwo drgała.
Pacjentowi zaaplikowano przez kroplówkę kolejną dawkę epinefryny.
Stażysta, spocony i czerwony z wysiłku, zaczął uciskać ponownie jego klatkę piersiową. Ktoś nowy zajął się tłoczeniem tlenu do płuc, ale przypominało to próby ożywienia wyschniętej skorupy. Catherine wyczuwała już zmianę tonu w głosach otaczających ją ludzi. Przestali się spieszyć. Ich słowa brzmiały obojętnie i mechanicznie. Robili swoje, ale wiedzieli, że porażka jest nieunikniona. Rozejrzała się po twarzach stłoczonych wokół łóżka kilkunastu osób i zobaczyła, że nie mają już wątpliwości. Czekali tylko na jej decyzję.
– Alert odwołany – oznajmiła w końcu. – Jedenasta trzynaście.
Wszyscy cofnęli się i patrzyli w milczeniu na Hermana Gwadowskiego, którego ciało stygło w plątaninie przewodów i rurek. Pielęgniarka wyłączyła monitor EKG i obraz z oscyloskopu zniknął.
– A co z rozrusznikiem serca?
Catherine, podpisująca właśnie szpitalny formularz, odwróciła głowę i zobaczyła, że do sali wszedł syn Gwadowskiego.
– Nie ma już dla niego ratunku – oznajmiła. -Bardzo mi przykro. Nie zdołaliśmy przywrócić akcji serca.
– Czy nie używa się do tego rozrusznika?
– Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy…
– Poddaliście go tylko elektrowstrząsom.
Tylko? Rozejrzała się po sali pełnej dowodów ich wysiłków: zużytych strzykawek, pustych fiolek i zgniecionych opakowań. Takie pobojowisko pozostawało po każdej walce o życie pacjenta. Wszyscy obecni na sali patrzyli z uwagą, czekając, jak sobie poradzi.
Odłożyła podkładkę, na której pisała, szykując gniewną ripostę. Zanim jednak zdążyła cokolwiek powiedzieć, rzuciła się do drzwi.
Z oddziału dochodził przeraźliwy krzyk kobiety.
Catherine wybiegła natychmiast z sali, a pielęgniarki pospieszyły za nią. Pędząc po korytarzu, zauważyła salową, która szlochała i wskazywała w kierunku pokoju Niny. Stojące przy drzwiach krzesło było puste.