Выбрать главу

Powinien tu siedzieć policjant. Gdzie on się podział?

Catherine pchnęła drzwi i zmartwiała.

Zobaczyła najpierw spływające po ścianie strużki krwi, a potem pacjentkę, leżącą twarzą do ziemi. Nina upadła w połowie drogi od łóżka do drzwi, jakby zdołała przejść przedtem kilka kroków. Kroplówka była odłączona i strumień solanki spływał z otwartej rurki na podłogę, tworząc przezroczystą kałużę tuż obok większej kałuży krwi.

To był Chirurg. Zjawił się tutaj.

Miała ochotę natychmiast uciec, ale zmusiła się, by wejść do środka i uklęknąć obok Niny. Krew, która przesiąkła jej przez spodnie, była jeszcze ciepła. Odwróciła Ninę na plecy.

Wystarczył rzut oka na jej bladą twarz i nieruchome oczy, by wiedzieć, że dziewczyna nie żyje. A jeszcze przed chwilą słyszałam, jak bije ci serce, pomyślała.

Otrząsając się powoli z szoku, Catherine uniosła głowę i zobaczyła wokół siebie przerażone twarze.

– Gdzie jest policjant? – zapytała.

– Nie wiemy…

Podniosła się niepewnie. Wszyscy rozstąpili się, by ją przepuścić. Nie zważając na to, że zostawia za sobą ślady krwi, wyszła na korytarz i zaczęła gorączkowo się rozglądać.

– O, mój Boże – powiedziała pielęgniarka.

Na końcu korytarza widać było na podłodze powiększającą się ciemną plamę. Spod drzwi magazynu sączyła się krew.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Rizzoli spojrzała zza policyjnej taśmy w głąb izolatki Niny Peyton. Zastygłe na ścianie strużki tętniczej krwi wyglądały jak serpentyny. Przeszła korytarzem do magazynu, w którym znaleziono zwłoki policjanta. Wejście zostało również zagrodzone policyjną taśmą. Wewnątrz znajdowało się mnóstwo statywów do kroplówek, półek z kaczkami i basenami oraz pudeł z rękawiczkami. Wszystko było zbryzgane krwią. W tym pomieszczeniu zginął jeden z ich ludzi i dla każdego policjanta z Bostonu polowanie na Chirurga stało się teraz sprawą osobistą.

Rizzoli zwróciła się do stojącego w pobliżu funkcjonariusza.

– Gdzie jest detektyw Moore?

– Na dole, w administracji. Przeglądają taśmy wideo, nagrane przez ochronę szpitala.

Rizzoli rozejrzała się po korytarzu, ale nie zauważyła żadnych kamer. Na tym korytarzu nie mieli podglądu.

Zszedłszy na dół, wślizgnęła się do sali konferencyjnej, gdzie Moore i dwie pielęgniarki oglądali taśmy. Byli tak wpatrzeni w ekran, że w ogóle nie zwrócili na nią uwagi.

Kamera była skierowana na windy na piątym poziomie zachodniego skrzydła. Gdy w jednej z nich otworzyły się drzwi, zatrzymał obraz.

– To pierwsi ludzie wychodzący z windy po ogłoszeniu alertu – poinformował. – Naliczyłem jedenaście osób. Wszyscy bardzo się spieszą.

– Nic dziwnego – stwierdziła pielęgniarka oddziałowa. – Niebieski alert ogłasza się przez głośniki. Każdy, kto jest wolny, powinien przyjść z pomocą.

– Proszę dobrze się przyjrzeć tym twarzom – powiedział Moore. – Rozpoznaje pani kogoś? Czy któraś z tych osób nie powinna tu być?

– Nie widzę wszystkich twarzy. Wychodzą w grupie.

– A pani, Sharon? – Moore zwrócił się do drugiej pielęgniarki.

Sharon pochyliła się w kierunku monitora.

– Te trzy kobiety to pielęgniarki. Ci dwaj młodzi mężczyźni z boku są studentami medycyny. Rozpoznaję też tego trzeciego mężczyznę… – Pokazała postać u góry ekranu. – To sanitariusz. Pozostali wyglądają znajomo, ale nie znam ich nazwisk.

– W porządku – powiedział Moore znużonym głosem. – Obejrzyjmy resztę taśmy. Potem zajmiemy się kamerą z klatki schodowej.

Rizzoli podsunęła się bliżej i stanęła tuż za pielęgniarką oddziałową.

Moore cofnął taśmę i znów ją włączył. Widoczne na ekranie drzwi windy zasunęły się, a po chwili otworzyły ponownie. Na korytarz wyszło pospiesznie jedenaście osób. Wyglądali razem jak stwór o wielu nogach. Rizzoli widziała napięcie na ich twarzach i nawet przy wyłączonym dźwięku było jasne, że dzieje się coś dramatycznego. Zniknęli z lewej strony ekranu. Drzwi windy zamknęły się i po chwili otworzyły na nowo. Naliczyła tym razem trzynaście osób. W ciągu niecałych trzech minut na piętro przybyły więc dwadzieścia cztery osoby – i to tylko windą. Ile dostało się tam klatką schodową? Oglądała taśmę z narastającym zdumieniem. Sprawca wybrał idealny moment. Ogłoszenie niebieskiego alertu przypominało wywołanie lawiny. Gdy dziesiątki osób z całego szpitala spieszyły na piąty poziom zachodniego skrzydła, ktokolwiek w białym fartuchu mógł się tam wślizgnąć niezauważony. Sprawca stał niewątpliwie w głębi windy, za innymi. Uważał, by nie zarejestrowała go kamera. Mieli do czynienia z kimś, kto orientował się dokładnie w funkcjonowaniu szpitala.

Rizzoli patrzyła, jak znika z ekranu druga grupa ludzi wychodzących z windy. Dwie twarze pozostawały przez cały czas zasłonięte.

Moore zmienił taśmy i zobaczyli inny obraz. Oglądali teraz drzwi prowadzące na klatkę schodową. Przez chwilę nic się nie działo. Nagle drzwi otworzyły się szeroko i wyłonił się przez nie mężczyzna w białym fartuchu.

– Znam go – oznajmiła Sharon. – To Mark Noble, jeden ze stażystów.

Rizzoli wyciągnęła notatnik i zapisała jego nazwisko. Drzwi znów się otworzyły i pojawiły się dwie kobiety w białych fartuchach.

– To Yeronica Tam – powiedziała pielęgniarka oddziałowa, wskazując na niższą z nich. – Pracuje na piątym poziomie.

Miała przerwę, kiedy ogłoszono alert.

– A ta druga kobieta?

– Nie wiem. Nie widać zbyt dobrze jej twarzy.

Rizzoli zanotowała:

10:48, kamera przy klatce schodowej: Yeronica Tam, pielęgniarka, piąty poziom. Nieznana kobieta, brunetka, biały fartuch.

Przez drzwi klatki schodowej przeszło w sumie siedem osób. Pielęgniarki rozpoznały pięć z nich. Rizzoli naliczyła dotychczas trzydzieści jeden osób, które dotarły na piąty poziom zachodniego skrzydła windą lub schodami. Jeśli dodać do tego znajdujący się tam już wcześniej personel, mieli do czynienia z co najmniej czterdziestoma osobami.

– Przyjrzyjmy się teraz ludziom wychodzącym w trakcie alertu i po nim – powiedział Moore. – Teraz się już nie spieszą. Może uda się ustalić jeszcze parę nazwisk. – Przewinął nagranie osiem minut do przodu. Alert nadal trwał, ale niepotrzebny już personel zaczynał opuszczać oddział. Kamera pokazywała tylko plecy ludzi, idących w kierunku klatki schodowej: najpierw dwóch studentów medycyny, a chwilę później trzeciego, niezidentyfikowanego mężczyzny. Potem przez długi czas nic się nie działo, więc Moore przewinął taśmę. O 11:14 wyszła na klatkę schodową grupa czterech mężczyzn. O tej porze było już po alercie. Herman Gwadowski nie żył.

Moore zmienił taśmy. Oglądali znowu windę.

Gdy obejrzeli wszystko jeszcze raz, Rizzoli miała trzy strony notatek i wyliczyła dokładnie, ile osób dotarło na piąty poziom w czasie alertu. Na wezwanie odpowiedziało trzynastu mężczyzn i siedemnaście kobiet. Teraz sprawdzała, ile osób opuściło oddział po alercie.

I coś jej się nie zgadzało.

W końcu Moore wyłączył taśmę i obraz zniknął z ekranu. Wpatrywali się w monitor przez ponad godzinę i obie pielęgniarki były jak odurzone.

Wzdrygnęły się, gdy ciszę przerwał nagle głos Rizzoli.

– Czy podczas waszej zmiany pracują na oddziale jacyś mężczyźni? – spytała.

Pielęgniarka oddziałowa spojrzała na nią, zaskoczona najwyraźniej obecnością nowej osoby.

– O trzeciej przychodzi pielęgniarz, ale na dziennej zmianie nie ma mężczyzn.

– A więc kiedy ogłoszono niebieski alert, na oddziale pracowały same kobiety?