— Zgoda — powiedział — ale teraz ważniejsza staje się dla nas sprawa Placu. Nadzwyczajne zebranie zwołamy dopiero jutro.
Barabasz jednak awanturował się dalej.
— Nie zgadzamy się! Wygląda na to, że pan prezes się boi!
— Może ciebie się boję, co?
— Nie mnie, lecz walnego zebrania! Domagamy się, aby jeszcze dziś odbyło się walne zebranie.
Kolnay właśnie chciał na to odpowiedzieć, kiedy od furtki rozległo się zawołanie chłopców z Placu Broni:
— Hola ho! Hola ho!
Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Przez furtkę wszedł Boka. Koło niego kroczył Nemeczek z szyją owiniętą wielkim szydełkowym szalem z czerwonej włóczki.
Przybycie przewodniczącego przerwało dyskusję. Kolnay raptownie wyraził zgodę.
— No dobra, jeszcze dziś przeprowadzimy zebranie. Ale naprzód wysłuchamy tego, co powie nam Boka.
— Zgadzam się — przystał Barabasz, tym bardziej iż zarówno członkowie Związku Kitowców, jak i wszyscy pozostali chłopcy zgromadzili się już wokół Boki i zasypali go tysiącem pytań.
Kolnay i Barabasz pośpieszyli więc w tamtą stronę. Boka nakazał milczenie, a po chwili, w pełnej skupienia ciszy, przemówił:
— Chłopcy! Przeczytaliście już odezwę i wiecie, jak wielkie niebezpieczeństwo nam zagraża. Nasi zwiadowcy przedostali się do obozu nieprzyjaciela i dowiedzieli się, że czerwone koszule chcą nas jutro zaatakować.
Zapanowało ogólne poruszenie. Nikt bowiem nie spodziewał się, że jutro dojdzie do wojny.
— Tak, jutro — powtórzył Boka — i w związku z powyższym z dniem dzisiejszym ogłaszam stan wojenny. Każdy zobowiązany jest do bezwzględnego posłuszeństwa wobec swych zwierzchników, a wszyscy oficerowie wobec mnie. Nie myślcie, że to będzie dziecinna zabawa. Czerwone koszule to silni chłopcy, jest ich wielu. Walka będzie bardzo zacięta. Ale nie chcę nikogo zmuszać i dlatego oświadczam, że jeśli ktoś wolałby nie brać udziału w wojnie, niech się teraz zgłosi!
Zapanowała martwa cisza. Nikt nawet nie drgnął. Wtedy Boka powtórzył:
— Kto nie chce brać udziału w wojnie, niech wystąpi! Czy naprawdę nie ma takich?
I wtedy wszyscy krzyknęli jednym głosem:
— Nie ma!
— Wobec tego dajcie słowo, że jutro będziecie tu o drugiej.
Chłopcy po kolei podchodzili do Boki i dawali słowo, że stawią się nazajutrz z wszelką pewnością.
Boka każdemu podał rękę, a potem znów się odezwał gromkim głosem:
— Kto jutro nie stawi się na Placu, ten zostanie uznany za podłego wiarołomcę i noga jego tutaj więcej nie postanie; jeśli się pokaże — przepędzimy go kijami.
Wtedy Lesik wystąpił z szeregu i oznajmił:
— Panie przewodniczący, wszyscy tu jesteśmy z wyjątkiem Gereba.
Po tych słowach zapanowała śmiertelna cisza. Wszyscy byli ciekawi, co się stało z Gerebem. Ale Boka nie należał do ludzi, którzy odstępują od raz powziętego zamiaru. Nie zamierzał potępiać Gereba za jego plecami, chciał to zrobić tylko w przypadku złapania go na gorącym uczynku, w obecności chłopców.
— Co się stało z Gerebem? — powtórzyło pytanie kilku chłopców.
— Nic — spokojnie odparł Boka. - O tym pomówimy kiedy indziej. Teraz najważniejsze jest to, żeby wygrać bitwę. Nim jednak wydam rozkazy, jest jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Jeśli są między wami niesnaski i kłótnie, to trzeba je teraz zakończyć. Ci, którzy są skłóceni, muszą się pogodzić.
Znów zapanowała cisza.
— No i co? — zapytał przewodniczący. - Nie ma wśród was kłótni?
— O ile wiem… — zaczął niepewnie Weiss.
— No, mów!
— To… Kolnay… z Barabaszem.
— Czy to prawda?
Barabasz zarumienił się.
— Tak — powiedział — bo Kolnay…
Kolnay nie dał mu dokończyć.
— Bo to Barabasz…
— Natychmiast się pogódźcie — krzyknął Boka — bo inaczej obu was wyrzucę! Walczyć i zwyciężać można tylko wtedy, jeśli panuje zgoda.
Obaj wiecznie skłóceni ze sobą chłopcy podeszli do Boki i chcąc nie chcąc wyciągnęli do siebie ręce. Nie zdążyli jeszcze uścisnąć sobie dłoni, kiedy Barabasz powiedział:
— Panie przewodniczący!
— O co chodzi?
— Chciałbym o coś zapytać.
— Tak?
— O to… że jeśli czerwone koszule nas nie zaatakują, to żebym… to., żebym znów mógł gniewać się z Kolnayem, bo…
Boka spojrzał na niego tak, jakby chciał go zabić wzrokiem.
— Skończ z tym!
Barabasz umilkł. Złość jednak nie odeszła i wiele dałby za to, aby w tej chwili mógł wymierzyć sójkę w bok Kolnayowi, który wesoło się uśmiechał…
— A teraz — odezwał się Boka — szeregowy, proszę mi podać plan wojenny!
Nemeczek posłusznie sięgnął do kieszeni i wyjął arkusz papieru. Był to plan, który Boka wymyślił dziś po południu.
Nemeczek rozłożył plan na kamieniu i chłopcy przykucnęli wokół. Każdy z zaciekawieniem oczekiwał, jaką mu na jutro wyznaczono rolę.
Boka zaczął objaśniać plan. Był on następujący.
— Słuchajcie uważnie i patrzcie cały czas na ten szkic. Jest to mapa naszego państwa. Według meldunku naszych zwiadowców nieprzyjaciel zaatakuje nas jednocześnie z dwóch stron: od ulicy Pawła i od ulicy Marii. Idźmy po kolei. Te dwa kwadraty, w które wpisane są litery A i B, oznaczają dwa bataliony, które będą bronić furtki. Batalion A składa się z trzech ludzi pod dowództwem Weissa. W skład batalionu B również wchodzi trzech ludzi pod komendą Lesika. Wejścia od ulicy Marii będą broniły także dwa bataliony. Dowódcą batalionu C jest Rychter, a batalionu D — Kolnay.
— A dlaczego nie ja?
— Kto to powiedział? - odezwał się surowym głosem Boka.
Przyznał się Barabasz.
— Znów ty? Jeśli jeszcze raz się odezwiesz, postawię cię przed trybunałem wojennym! Siadaj!
Barabasz zamruczał coś pod nosem i usiadł. Boka zaś objaśniał dalej:
— Czarne punkty oznaczone literami F i cyframi to fortece. Zaopatrzymy je w piasek, tak że do obsady każdej twierdzy wystarczy dwóch ludzi, bo piaskiem jest łatwo walczyć. Zresztą fortece są tak blisko siebie, że jeśli jedna zostanie zaatakowana, to z drugiej też będzie można bombardować nieprzyjaciela. Fortece numer jeden, dwa i trzy będą bronić Placu od strony ulicy Marii, a fortece numer cztery, pięć i sześć będą wspomagać bataliony A i B kartaczami z piasku. Załogi fortec ustalę później. Dowódcy batalionów dobiorą sobie po dwóch ludzi. Zrozumieliście?
— Tak jest! — zabrzmiało zgodnym chórem.
Chłopcy z otwartymi z podziwu ustami wpatrywali się w precyzyjnie przygotowany plan działań wojennych, ba, niektórzy wyjmowali notesy i gorliwie wpisywali rozkazy dowódcy.
— Tak przedstawia się rozmieszczenie sił — mówił dalej Boka. - Teraz dopiero mogę wydać właściwy rozkaz. Niech każdy pilnie słucha. Kiedy wartownik siedzący na szczycie parkanu da znać, że zbliżają się czerwone koszule, wtedy bataliony A i B otworzą furtkę.
— Jak to? Otworzymy furtkę?!
— Tak, otworzycie ją. My nie zamkniemy się wcale przed nimi, tylko podejmiemy otwarty bój. Niech oni naprzód wejdą na Plac, a potem my ich z Placu przepędzimy. A więc otworzycie furtkę i wpuścicie nieprzyjacielskie oddziały. Kiedy już wszyscy wejdą do środka, zaatakujecie! W tym samym momencie fortece cztery, pięć i sześć rozpoczną bombardowanie nieprzyjaciela piaskiem. Takie jest zadanie bojowe armii broniącej naszego Placu od strony ulicy Pawła. Jeśli wam się uda, to wygnacie ich od razu, jeśli nie, to przynajmniej przeszkodzicie w przełamaniu linii utworzonej przez fortece cztery, pięć i sześć, zatrzymacie nieprzyjaciela na Placu. Druga armia broniąca Placu od strony ulicy Marii, otrzymuje znacznie trudniejsze zadanie. Rychter i Kolnay, słuchać uważnie. Bataliony C i D wyślą zwiadowców na ulicę Marii. Kiedy druga grupa czerwonych koszul pojawi się na ulicy, oba bataliony ustawią się w szyku bojowym. Gdy jednak nieprzyjaciel wejdzie przez dużą bramę, wówczas oba bataliony rzucą się do pozornej ucieczki. Patrzcie tu… na mapę… widzicie? Batalion C, twój batalion, Rychter, cofnie się do wozowni…