- Wiecie kto? Skinął głową.
- Wiemy. Jednak nie możemy odebrać go siłą. Chorągiew sama wybiera właściciela. Sprawdziliśmy to wielokrotnie - odparł w odpowiedzi na moje sceptyczne spojrzenie. - Zresztą ten kieszonkowiec już jej nie ma. Potrzebujemy kogoś, kto wytropi sztandar i spróbuje go odzyskać. Bez użycia siły. Być może będziemy musieli za to zapłacić, zrobić coś, by naprawić swój błąd. Jeśli trzeba, zapłacimy krwią i własnym życiem. Sztandar musi powrócić do nas.
- Do Rosjan?
- Niekoniecznie. - Wzruszył ramionami. - Do chrześcijan.
Zastanowił się przez chwilę.
- Nawet nie o to chodzi… Musi wrócić do ludzi walczących z terroryzmem, ze złem.
- Mam rozumieć, że Archanioł Michał popierał do tej pory to, co robiliście w Czeczenii?! - roześmiałem się sarkastycznie. - Masakry cywilów, „zaczystki” prowadzone przez pijanych albo naćpanych żołnierzy, gwałty, obozy filtracyjne?!
Oleg zerwał się z fotela, zaciskając pięści, ja także wstałem.
- Dość tego! - Anna pchnęła mnie z powrotem na krzesło. - Oleg! - krzyknęła groźnie.
- Nie o tym mówiłem - wycedził przez zaciśnięte zęby. - Wojna to gówno, z każdej strony. Mam ci opowiedzieć o tym, co robili Czeczeńcy z naszymi, którzy mieszkali w Groźnym? Kiedy ogłosili niepodległość, żyło tam sporo Rosjan. Ani gwałty, ani morderstwa to nie jest rosyjska specjalność. A może chcesz pogadać o zabijaniu dzieci w Biesłanie? O walkach między grupami „bojowników” - rzucił z ironią w głosie. - O terroryzowaniu własnych cywili, którzy chcą po prostu spokojnie żyć?
- Oleg! - powtórzyła Anna.
Powoli rozluźniłem pięści, mając poczucie deja vu, podobnie argumentowali analitycy. Jednak wiedziałem, że mój rozmówca ma rację, nie wszyscy walczący z Rosjanami Czeczeńcy byli bohaterami bez skazy. Nawet ci, którzy naprawdę troszczyli się o swój kraj i naród, zostali upaprani w bitewnym gównie. Jak to na wojnie.
- Do rzeczy! - zaproponowałem.
Rosjanin odetchnął głęboko i kontynuował już spokojniej.
- To, co ci zrobiłem… Ten „tatuaż” wraz z włóknem prawdziwego sztandaru spowoduje, że poczujesz, kiedy znajdziesz się blisko. To działa też w drugą stronę: chorągiew „rozpozna” ciebie. Jeśli okażesz się godny, zostaniesz jej właścicielem czy raczej depozytariuszem, Chorążym. Wtedy będziesz mógł udzielać błogosławieństwa Michała Archanioła.
- Na czym ono polega? To błogosławieństwo?
- Trudno opisać. To coś więcej niż bitewna euforia, poczucie słuszności, świadomość, że walczysz za dobrą sprawę. Czasem żołnierze obdarzeni błogosławieństwem dokonują wyczynów, których nie można wyjaśnić w racjonalny sposób. Zrobimy wszystko, aby odzyskać relikwię. Wszystko - powtórzył.
- Dlaczego ja?!
- Anna cię zarekomendowała. Nieświadomie. - Uśmiechnął się. - Opowiedziała mi o śledztwie, które prowadziłeś w sprawie jakiegoś studenta. A my właśnie kogoś takiego potrzebujemy. Cywila z pewnymi… umiejętnościami. Albo półcywila.
Obrzucił mnie ironicznym spojrzeniem.
- Człowieka, który ma sporą wiedzę na temat sił i służb specjalnych. I który wie, kiedy trzymać język za zębami.
Odchrząknąłem niepewnie.
- Nie jestem pewien, czy właściwie wybraliście. Nie jestem ideałem.
Dopadł mnie jednym skokiem, wpił palce w bark. Niemal krzyknąłem z bólu, myślałem, że pokruszy mi kości.
- Zrobiłeś coś złego?!
- Zabijałem.
- Kogoś, kto na to nie zasłużył?!
- No nie, ale bez sądu, podejmując samodzielnie decyzję…
Machnął ręką.
- To nie ma znaczenia. Archistratig Michaił to żołnierz, a nie sędzia. Dla niego liczy się sprawiedliwość, nie formalności. Tu jest adres tego żula. Mieszka w Warszawie, na Pradze. - Podał mi kartkę z notesu.
Klepnął mnie po zdrowym ramieniu, pocałował siostrę i wyszedł. Odetchnąłem. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z napięcia własnych mięśni wywołanego prostym faktem przebywania w jednym pomieszczeniu z tym Rosjaninem. Może byłem ślepy, ale mój organizm nie - zareagował, wyczuwając śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Nic o tym nie wiedziałam - powiedziała Anna. - O tej całej sprawie. Dopiero dzisiaj…
Kiwnąłem apatycznie głową, wierzyłem jej.
- Do wanny i do łóżka - zakomenderowała. - Pomogę ci w łazience, żebyś nie zamoczył rany.
- Nie wiem, czy zasnę po tych wszystkich rewelacjach…
- Zaśniesz - odparła pewnym głosem. Nie myliła się - zasnąłem i spałem dobrze.
* * *
Mężczyzna miał swoje lata, to było widać, na oko dałbym mu przynajmniej osiemdziesiątkę. Jednak jego ruchy nie były bynajmniej podrygami staruszka. Szczupłe, pozbawione starczych plam dłonie o długich, giętkich palcach kontrastowały wyraźnie z pooraną zmarszczkami twarzą. Kieszonkowiec. Być może z przedwojennej szkoły. Poczęstował nas herbatą, a teraz bawił się talią kart. Tasował, mieszał, tworzył skomplikowane układy jednym, niedbałym ruchem dłoni, na pozór nie poświęcając swemu zajęciu najmniejszej uwagi. Karty słuchały go niczym tresowane psy. A on obserwował. W napięciu przyglądał się Annie, mnie obrzucił jedynie przelotnym spojrzeniem.
- Więc mam się przyznać do kradzieży? - powiedział wreszcie, patrząc w przestrzeń pomiędzy mną a Anną.
- Dziadku, nie marudź, to nie twoja liga - mruknąłem. - My wiemy, że ukradłeś tę ikonę. Wiemy też, że sprzedał ją już twój wnuk. Chcemy wiedzieć komu. Nie chodzi o wartość obrazu, a o ukrytą w nim relikwię. Założę się, że nie wpadłeś na to, spryciarzu - dorzuciłem sarkastycznie. - Pewnie wydawało ci się, że robisz świetny interes.
Poczerwieniał. Najwyraźniej trafiłem.
- Dlaczego mam z wami gadać? W sąsiednim pokoju czeka na mój sygnał kilku osiłków, więc…
- Czego nie rozumiesz w sformułowaniu „nie twoja liga”? - spytałem.
Bez najmniejszego szelestu Anna skoczyła w stronę starca, błysnęło ostrze, sekundę później siedziała znowu na swoim miejscu. Mężczyzna zamarł - na stół opadła siwa, krzaczasta brew.
- Poznałbyś faceta, któremu ukradłeś ikonę? - Wyjąłem z kieszeni płytę CD, uruchomiłem odtwarzacz.
Starzec zwrócił się w kierunku kosztownego telewizora, jego oddech przyspieszył, szeroko otwartymi oczyma wpatrzył się w ekran.
- Z takimi właśnie ludźmi zadarłeś. Więc powiedz mi z łaski swojej, co chcę wiedzieć.
- Kołybiew - wyszeptał. - Maksym Kołybiew. Mieszka w Moskwie. Co… co ze mną będzie?
- Nic. Tym razem miałeś szczęście, ale wiesz co? Na przyszłość trenuj tylko na kartach.
Wyszliśmy przez nikogo niezatrzymywani.
- Nic nie czułeś? - spytała Anna.
- A co miałem czuć?
- Ta blizna na ramieniu… Żadnego ucisku? Pulsowania?
- Nie. Tak się przejawia bliskość relikwii?
- Podobno. Przecież nie jestem wtajemniczona. Misje wykonywane przez oddziały wspierane przez Chorążego były dość… ekstremalne. Mój braciszek trzyma mnie od tego z daleka.
Jeszcze raz pokręciłem głową. Nie odczuwałem żadnych sensacji w pobliżu mieszkania starego złodzieja.
- Kołybiew - mamrotałem, zapinając pasy w samochodzie. - Ciekawe, jak go znajdę?
- Pomożemy ci - obiecała Anna. - To znaczy, jeśli chodzi o zbieranie informacji. Bo resztę będzie musiał zrobić ktoś inny.
- Myślałem, że ja osobiście…
- Nie, po prostu nie może to być nikt z ekipy mojego brata.
- W porządku, mam nawet pomysł, w Moskwie jest teraz pewien mój znajomy, antykwariusz z zawodu. Poproszę, żeby odkupił ikonę od Kołybiewa.