Выбрать главу

- Twoja decyzja. - Wzruszyła ramionami Anna.

* * *

Julia czytała książkę, tym razem na lekturę wybrałem jej kopię jednego z mniej znanych traktatów magicznych, a ja siedziałem przy komputerze i sprawdzałem pocztę. Cichutko puściłem sobie piosenkę Połtorackiego o pułkowniku Specnazu, chciałem przypomnieć sobie tekst, może dowiedzieć się czegoś o bracie Anny. Wiedziałem już, że nazywają go „Dżuma”, jak pułkownika w piosence.

On był diwiersantom, on diawołom był

w pieskach czernokożej Angoły.

Połkownik Specnaza rabotu lubił,

chot’ był nie w ładach s Intierpołom.

Połkownik Specnaza takoj mołodoj,

agent nielegalnoj razwiedki,

w ognie nie sgorieł, nie propał pod wodoj

za dwie bojewych pjatilietki.

Leniwą sjestę przerwał sygnał mojej komórki. Dzwoniła Koszka. Jej pseudonim oznaczający po rosyjsku kotkę był nieco mylący. Koszkę poznałem kiedyś na nieoficjalnym forum studentów akademii FSB. Nie wiedziałem, w jakiej grupie się uczy. Równie dobrze mogła być w przyszłości agentem operacyjnym, jak i specjalistą w zakresie kryptografii lub zabezpieczeń internetowych. Mnie były potrzebne trudno dostępne materiały do artykułu na temat rosyjskich operacji antyterrorystycznych, a ona miała kolokwium z historii. Jak można się domyślić - dogadaliśmy się ku obopólnemu zadowoleniu… Wczoraj poprosiłem ją, żeby dyskretnie popilnowała mojego znajomego antykwariusza. Nie sądziłem, aby mu coś groziło, ale był tak nieporadny życiowo, że taka „opieka” mogła się przydać.

- Tak? - rzuciłem do telefonu.

- Mam kłopoty, musisz mi pomóc - poinformował mnie zdyszany, dziewczęcy głos.

- Jakie kłopoty?!

- Zaliczenie.

- A konkretniej? Mam ci podpowiadać na egzaminie?!

- To coś w rodzaju egzaminu praktycznego, jestem w lesie. Pościg z psami.

Nie lubię przyciskać telefonu do ucha, więc głos Koszki rozlegał się po całym pokoju. Julia nawet nie udawała, że czyta. Przez chwilę miałem nadzieję, że nie zrozumie, ale zaraz przypomniałem sobie tę slawistykę i matkę Rosjankę.

- No i co z tego?

- Chyba nie za bardzo uważałam na zajęciach, polski szpiegu…

Koszka od początku nazywała mnie polskim szpiegiem, nie oponowałem, wiedziałem, że zaprzeczenia mogą tylko wzmóc jej podejrzliwość.

- To znaczy, że na nich w ogóle nie byłaś?!

- Mniej więcej…

- Poszłaś tak, bez przygotowania?!

- Miałam plan.

- Mianowicie?

- Szmatę obsikaną przez sukę z cieczką.

- Ty idiotko! - ryknąłem. - Nie wiedziałaś, że psy tropiące są kastrowane, żeby nie dały się nabrać na taki numer?!

- Teraz już wiem - odparła pokornie. - Nie zgubiły tropu.

- Jaka jest sytuacja?

- Nie słyszę szczekania, zostawiłam na razie pościg za sobą, ale jestem bardzo zmęczona, biegłam z dziesięć kilometrów.

- Połóż się na ziemi - rozkazałem. - Masz jakiś płaszcz?

- Mam.

- Przykryj się nim tak, aby twój zapach wsiąkał w grunt, a nie rozchodził się wokoło. Odpocznij. Ile jeszcze musisz uciekać, żeby zaliczyć sprawdzian?

- Ze dwie godziny.

- W porządku, może się uda. Zjedz, co tam masz, napij się, odpocznij. Nie jest zbyt zimno?

- Nie, w porządku.

- Odezwiesz się, jak pościg się zbliży, na razie po prostu leż w jakichś krzakach. Bez odbioru.

Ze złością wyłączyłem komórkę.

- Co za idiotka! - warknąłem.

- Masz interesujących znajomych - powiedziała Julia, uśmiechając się złośliwie. - To ciekawsze niż lektura. Co z nią będzie? - zapytała po chwili.

- Może zaliczy ten test. Nie jestem prorokiem. Jeśli wystarczy jej sił…

Julia przygryzła z namysłem wargi.

- Lubisz ją?

Popatrzyłem na dziewczynę jak na wariatkę.

- Nigdy jej nie widziałem. Chcę tylko, aby zaopiekowała się moim znajomym, a jeśli obleje, to przez najbliższy tydzień będzie szorować kible czy coś w tym rodzaju i w niczym mi nie pomoże.

- Poczekajmy.

- A co innego mamy do roboty?

Usiłowaliśmy wrócić do poprzednich zajęć, ale co chwila któreś z nas patrzyło na zegarek. Minuty mijały powoli, bardzo powoli. Mniej więcej po godzinie Koszka zadzwoniła ponownie.

- Znowu słyszę psy - zameldowała.

- Jest gdzieś w pobliżu droga?

- Tak.

- Uciekaj. Biegnij drogą, na twardej powierzchni zapach utrzymuje się krócej niż na miękkiej ziemi.

- Dobrze.

Przed dłuższy czas słyszeliśmy tylko wysilony oddech Koszki.

- Są coraz bliżej - wysapała.

- Wejdź między krzaki i jak najwięcej zygzakuj. Odbij w las. Psy tropiące prowadzone są na długiej smyczy, jeśli się splącze, zyskasz trochę czasu.

Potakującemu pomrukowi Koszki zawtórowały odgłosy przedzierania się przez zarośla. Po upływie kilkunastu minut usłyszeliśmy odgłos upadku i cichy jęk.

- Nie dam rady dłużej, jestem wykończona - oznajmiła.

- Połóż się na ziemi, odpocznij trochę. Jak złapiesz oddech, zacznij się rozbierać, ściągnij majtki.

- Co?! - zawołała. - Podnieca cię seks przez telefon?

Julia parsknęła śmiechem.

- Kto tam z tobą jest? - spytała nieufnym tonem Koszka.

- Nieważne. Musisz zostawić fałszywy ślad, to twoja jedyna szansa, aby nieco opóźnić pościg.

- Za pomocą majtek?!

- Dokładnie. Rozbieraj się, już! Odpowiedziały mi stłumione przekleństwa.

- I co teraz?

- Podrzyj je na dwie części, jedną postaraj się umieścić na drzewie, na wysokości jakichś dwóch metrów, drugą nisko przy ziemi, dwadzieścia, trzydzieści metrów dalej. I pobiegnij jeszcze głębiej w las, tym razem w linii prostej. Nie krąż już, na tym etapie to nie ma sensu.

- Zrobione - zameldowała.

- Biegnij.

Z odgłosów wywnioskowałem, że wykonała moje polecenie. Przez parę minut słyszałem, jak dyszy, najwyraźniej była na granicy wyczerpania.

- Nie mogę już - wymamrotała wreszcie.

- Spokojnie, usiądź na ziemi, odpocznij, poczekasz tu na pościg, jeśli będziesz miała szczęście, to jeszcze jakiś czas cię nie znajdą. Aha, jeszcze jedno: do jakich granic mogą się posunąć egzaminatorzy?

- A dokładnie o co ci chodzi? - zapytała z lekkim niepokojem.

- W prawdziwym pościgu psy sygnalizują, że cel jest blisko, wtedy spuszcza się je ze smyczy. Jeśli to psy tropiące, to mają tylko naprowadzić ludzi, szczekaniem oznajmić, że widzą uciekiniera. Jednak czasem w pościgu biegną też psy bojowe, te szczuje się, aby zatrzymały tropionego…

- Mam nóż - odpowiedziała po chwili milczenia Koszka.

- Walczyłaś kiedyś z psem?

- No cóż…

- To wiesz co? Może poszukaj jakiegoś drzewa, na które dałabyś radę się wdrapać…

- Są już blisko - poinformowała mnie.

Jej słowom zawtórował chrzęst łamanych gałęzi i kolejne przekleństwa.

- Siedzę na takiej wysokości, że nie powinny mnie sięgnąć - powiedziała. - Myślę, że zaliczyłam - stwierdziła, wyraźnie odzyskując dobry humor. - Tylko wiesz co, Polaku? Odkupisz mi majtki.

- Co?!

- To były śliczne, koronkowe majteczki, a ty mi kazałeś je podrzeć.

- Kazałem?! Ciekawe, co byś zrobiła beze mnie?

- Jeśli chodzi o zapach, to mogłam równie dobrze poświęcić koszulkę.

- Wydawało mi się, że kupno nowych majtek będzie cię mniej kosztować…

- Głupek. Prześlę ci wymiary mailem.

- Niby jak mnie zmusisz do kupna?!

- Pamiętasz tego antykwariusza? - odezwała się słodko. - Tego, którego ktoś musi prowadzić za rączkę?