Выбрать главу

- Profesorze… - Wręczyłem zasępionemu Geładze kieliszek wódki i odwołałem dyskretnie na bok Davidoffa i rektora.

Gruzin był genialnym matematykiem i programistą, jednak miał też skłonność do imprezowania bez żadnych hamulców. Osoby o słabszej głowie omijały go szerokim łukiem.

- Dzięki Bogu - wyszeptał rektor z wdzięcznością. - Jeszcze chwila i musielibyśmy z nim pić.

- Przyprowadziłem dziewczęta - poinformowałem DavidofTa. - Trzy są na zbyciu, gdyby trzeba było zabawić jakiegoś gościa…

Skinieniem dłoni przywołałem „siostry”.

- Świetny pomysł - mruknął Rosjanin. - Jak zwykle brakuje kobiet. Dwu potrzebuję dla cybernetyków z Ameryki.

Bez słowa popchnąłem ku niemu Wikę i Izę. Davidoff wziął je pod ręce i ruszył w głąb sali.

- A ja? - upomniał się rektor.

- Profesorze, to moja siostra Dagna - dokonałem prezentacji. - Jest do pańskiej dyspozycji.

- Siostra? - spytał, patrząc na mnie spod oka.

- To długa historia - odparłem z kamiennym wyrazem twarzy. - Zna trzy języki i jest wykwalifikowaną hostessą.

- Tak myślałem, że skądś panią znam - powiedział, marszcząc brwi. - Poznaliśmy się na jakimś przyjęciu?

- Raczej nie - zaprzeczyła z uśmiechem. - Prowadzę agencję modelek. Czasem sama występuję na pokazach.

- Bielizna Chantelle - wykrzyknął rektor, uderzając się w czoło. - Prezentowała pani… - Zaczerwienił się, uświadomiwszy sobie niezręczność sytuacji.

- Owszem, prezentowałam - przyznała Dagna bez cienia zażenowania.

- Doktor Korpacki jest naprawdę pani bratem? - zapytał z ciekawością.

Skinąłem nieznacznie głową, gdy zwróciła się do mnie z niemym pytaniem w oczach.

- Poznaliśmy się w rodzinie zastępczej. Jesteśmy wszyscy sierotami - wyjaśniła. - Ale może przedstawi mnie pan osobie, której mam dotrzymać towarzystwa?

- Nie sprawi to pani kłopotu?

- Absolutnie żadnego - zapewniła. - Zresztą dla Janusza zrobiłybyśmy wszystko. Martwił się, że przy zbyt małej liczbie kobiet niektórzy będą się nudzić, dlatego nas tu przyprowadził.

- Zapewne troszcząc się o mój spokój ducha? - Rektor obrzucił mnie kpiącym spojrzeniem.

- Raczej profesora Davidoffa - przyznałem. - Pan skorzystał przy okazji.

- Dobre i to - oznajmił z udawanym żalem w głosie. - Proszę się dobrze bawić. - Klepnął mnie po ramieniu, odchodząc z Dagną.

Przez niemal godzinę spacerowaliśmy z Anitą po sali, podejmując zdawkowe rozmowy z innymi gośćmi. Wprowadzałem ją w uczelniane ploteczki i skandale, pokazując ukradkiem ich bohaterów. Zamieniłem też kilka słów z amerykańskimi naukowcami, jednak wyglądało na to, że świetnie się bawią w towarzystwie Izy i Wiki. Przez cały czas starałem się mieć na oku doktor Wielecką i jej umięśnionego adoratora. Mina pani doktor przypominała chmurę gradową, najwyraźniej coś kombinowała.

Po pewnym czasie podeszła do nas Julia i przedstawiła swojego partnera. Kiedy ściskałem mu dłoń, ujrzałem w jego oczach przelotny błysk irytacji, a może niechętnego podziwu. Był średniego wzrostu blondynem pod trzydziestkę, jak się okazało - pracował w MSZ, ale nie zauważyłem w nim żadnej pretensjonalności, tak charakterystycznej dla większości zatrudnionych w tej instytucji osób. W jego stosunku do Julii wyczułem swego rodzaju czułą pobłażliwość, a panna de Becque kilkakrotnie przyglądała mu się ukradkiem, jakby chcąc wysondować, co myśli. Pocałunek, jakim mnie przywitała, był całkowicie platoniczny, napięcie, które pojawiało się wcześniej między nami zniknęło.

- Co znowu? - spytała Anita, widząc, jak obserwuję odchodzącą parę.

- Zastanawiam się, czy straciłem przyjaciółkę, czy tylko… - nie dokończyłem.

- Lubisz ją?

- Bardzo - przyznałem. - Choć prawdę mówiąc, nie wiem za co.

- Czasem lubimy kogoś za sam fakt, że jest - powiedziała z pewną melancholią.

Uniosłem brwi, ale nie skomentowałem, wiedziałem, że upłynie dużo czasu, zanim się poznamy, słowa mojej towarzyszki wydawały się bardziej echem jej myśli niż banalną sentencją. Może kiedyś wyjawi mi swoje sekrety…

- A to kto? - Anita dyskretnie wskazała kobietę stojącą samotnie z kieliszkiem szampana.

- Małgorzata Boerner, lodowa księżniczka. Dwadzieścia dziewięć lat, profesor uczelniany - odparłem cierpkim tonem.

- Czym się zajmuje? - Moja towarzyszka nie odrywała wzroku od kobiety. - I czemu nazywasz ją lodową księżniczką?

- Jest podobno spokrewniona z jakąś rodziną książęcą, a zajmuje się probabilistyką. No i nie przepada za towarzystwem…

Anita odwróciła się do mnie i spojrzała z namysłem.

- Probabilistyka to…?

- Przepraszam - zaczerwieniłem się. - To dział matematyki, rachunek prawdopodobieństwa.

- Naprawdę jest księżniczką?

- Coś w tym rodzaju - odparłem bez emocji. - Tak przynajmniej twierdzi mój przyjaciel Gilbert. On sam ma koneksje arystokratyczne i interesuje się tymi sprawami.

- Byłaby wspaniałą modelką. To skończona piękność - stwierdziła Anita. - Może ma trochę zbyt duży biust, ale…

- Nie, nie… - zaprzeczyłem stanowczo. - Biust jest w porządku. Więcej niż w porządku.

- Mężczyźni - parsknęła z niesmakiem.

Jakby czując na sobie nasz wzrok, profesor Boerner odwróciła się i po chwili wahania ruszyła w naszym kierunku.

- Idzie tu - wymamrotała Anita.

- No i co z tego? - Wzruszyłem ramionami. - Chcesz ją zwerbować do waszej agencji? Możemy ją spytać, co sądzi na temat reklamy bielizny Chantelle. - Uśmiechnąłem się złośliwie.

Pani Boerner odstawiła kieliszek na stolik, objęła mnie i pocałowała na powitanie. W jej ruchach była wzruszająca niepewność nastolatki.

- Święty Mikołaju, mój patronie - wymamrotałem zaskoczony.

Małgorzata była jedną z niewielu znanych mi kobiet autentycznie niezdających sobie sprawy z własnej urody. Otaczająca ją aura niewinności w parze z oszałamiającą, zmysłową figurą i klasycznie piękną twarzą, stanowiły iście piorunujący koktajl. Efektu dopełniały bujne, naturalnie kasztanowe włosy i ogromne, piwne oczy. Na uczelni uchodziłem co prawda za bliskiego przyjaciela Małgorzaty, jednak przekonanie to wynikało wyłącznie z faktu, że siadaliśmy razem z okazji rozmaitych imprez. Uroda narażała ją na rozliczne zaczepki, a ja stanowiłem czynnik „odstraszający” potencjalnych natrętów. Kiedyś wyjaśniła mi to wprost, jednak z takim wdziękiem, że nie miałem serca się gniewać.

- Przepraszam, że się narzucam, ale szukałam pretekstu, aby z tobą porozmawiać - szepnęła. - Wielecka chce cię jakoś skompromitować. Teraz, na tym raucie.

- Ostatnio chyba zbyt wiele pięknych kobiet kręci się wokół mnie - powiedziałem słabym głosem. - Nie przejmuj się Wielecką, ale może jeszcze trochę pokonspirujemy? - zaproponowałem.

- To znaczy? - Popatrzyła na mnie ze zdziwieniem.

Wymownym gestem nadstawiłem Małgorzacie drugi policzek.

- Łajdak! - Pogroziła mi palcem Anita. - Wszystko powiem Annie.

Ku mojemu zdumieniu dostałem drugiego buziaka.

- Kim jest Anna?

- To dziewczyna Janusza, Rosjanka, pracuje w…

Powstrzymałem rozbawioną Anitę jednym chłodnym spojrzeniem. Nie mam nic przeciwko żartom, o ile nie narażają moich bliskich na niebezpieczeństwo.

- Przepraszam - powiedziała skruszona. - Czasem się zapominam.