- Dwa, góra trzy kilo - stwierdził wreszcie z goryczą. - Nawet gdyby to była najwyższej próby heroina… - Pokręcił bezradnie głową.
Na koniec wyjął niewielki, plastikowy krążek.
- Wymontowali to z jakiejś płaczącej lalki - powiedział. - Prawdziwi profesjonaliści, pomyśleli o wszystkim… Trzeba go przesłuchać - dodał, zwracając spojrzenie w stronę wijącego się z bólu mężczyzny. - Musimy się dowiedzieć, gdzie…
Przerwałem mu gwałtownym gestem, wiedziałem, czego musimy się dowiedzieć. Wiedziałem też, że okaleczony Hindus jest już trupem, nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostawienie go przy życiu. Było tylko jedyne pytanie - jak umrze? Miałem ochotę wydłużyć jego agonię do maksimum, jednak poprzez gniew zaczęły się przebijać inne myśli. Kiedy rozmawiałem z Dżumą o zasadach, których przestrzegania zgodnie z legendą wymagał od żołnierzy Archanioł Michał, nie dowiedziałem się wiele. Z drugiej strony, może prostota tych reguł była zwodnicza? „Broń słabszych”, „Walcz bez nienawiści”, „Sądź sprawiedliwie”, „Zabijaj bez bólu”.
- Podaj mu morfinę - powiedziałem.
Sasza zacisnął usta, lecz bez sprzeciwu zrobił mężczyźnie zastrzyk. Musiałem zrewidować opinię na jego temat - może czasem przejawiał nadmiernie rozrywkowe podejście do życia, ale w czasie akcji zmieniał się w chłodnego zawodowca. Teraz także najwyraźniej nie zamierzał ze mną polemizować ani rozpoczynać dyskusji w stylu: „To kto tu właściwie wydaje rozkazy?”.
Po dziesięciu minutach zerwałem Hindusowi plaster, Sasza już wcześniej posadził go w fotelu.
- Przepraszam za to kolano - powiedziałem po angielsku.
Przerwałem, kiedy zauważyłem w jego oczach tryumfalny błysk.
- Żądam adwokata! - zawołał.
Uśmiechnąłem się niewesoło.
- Nie będzie żadnego adwokata - poinformowałem go chłodno. - Chcemy, abyś powiedział nam wszystko, co wiesz na temat przemytu narkotyków do Polski przez twoją… grupę. Przeprosiłem nie dlatego, że będziesz miał okazję się komuś poskarżyć, ale dlatego, że mój przyjaciel złamał pewne zasady.
- Pójdę z tym do gazet! - wrzasnął Hindus. Wyglądało na to, że morfina zaczęła działać. - Wylądujecie w kryminale! Znam swoje prawa!
- Tu i teraz, masz tylko jedno prawo: do bezbolesnej śmierci. Umrzesz - potwierdziłem, widząc, że nadal mi nie dowierza.
- Czyje… czyje rozkazy wykonujecie? - zapytał z o wiele mniej buńczuczną miną.
- Teraz? Michała Archanioła - odparłem.
Hindus oniemiał. Sasza także. Rosjanin odciągnął mnie w kąt pokoju.
- Odzyskałeś relikwię? - wyszeptał gorączkowo.
Potwierdziłem skinieniem głowy.
- Naprawdę myślisz, że on powie nam wszystko z własnej woli? - Zmarszczył brwi Sasza.
Wzruszyłem ramionami.
- Nie wiem - przyznałem. - Ale jeśli ta cała heca ze sztandarem Archistratiga nie jest blagą, to musi on wpływać na rzeczywistość. Na przykład rozwiązując jeńcom usta.
- Chyba cię popierdoliło - oznajmił. - Sztandar sztandarem, a…
- A tortury torturami - dokończyłem twardo. - Zresztą, jeśli się nie uda, zrobimy wszystko po twojemu. Na razie jednak mam zamiar okazać nieco… wiary.
Podszedłem do stołu, usiadłem naprzeciwko jeńca.
- Damy ci pół godziny do namysłu - oświadczyłem. - Potem, niezależnie od twojej decyzji, zginiesz. Bez bólu - obiecałem. - Wierzysz w karmę?
- Nie wiem, nigdy się nad tym nie zastanawiałem - odparł po namyśle.
Jego twarz poszarzała, rysy się wyostrzyły. Człowiek ma wiele wspólnego ze swoimi zwierzęcymi przodkami i, tak jak oni, czasem wyczuwa śmierć. Takiej iluminacji doświadczał teraz ten hinduski gangster, który przyjechał do Polski, by umrzeć.
On już wiedział…
- Jeżeli ta teoria jest prawdą, to znajdziesz się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Chyba że sam postanowisz ją nieco poprawić. Masz pół godziny, licząc od teraz. - Postukałem wymownie w szkiełko zegarka.
Przeszliśmy z Saszą do sąsiedniego pomieszczenia, nie domykając drzwi. Hindus nadal był związany i nie mógł wykonywać gwałtownych ruchów, gdyby postanowił stoczyć się z fotela, usłyszelibyśmy. Miałem wrażenie, że najlepiej będzie pozostawić mu nieco prywatności.
- To wariactwo - powiedział szeptem mój towarzysz. - Tacy jak tamten - skinął w kierunku Hindusa - gadają tylko pod presją.
- On jest pod presją - zauważyłem łagodnie.
- Mianowicie?
Westchnąłem i przez moment zbierałem myśli.
- Kultura Dalekiego Wschodu jest przesiąknięta pojęciem karmy, odpłaty za popełnione świadomie czyny. Nawet jeśli facet nie jest specjalnie religijny, to wie wszystko na ten temat. Mówiąc, że go bezboleśnie zabijemy, pozbawiliśmy go strachu przed zemstą grupy, która go tu wysłała. Trupa nie można skrzywdzić… Jeśli nam uwierzył, a założyłbym się, że tak, w końcu ta panienka leży martwym bykiem tuż obok, zacznie się zastanawiać, co się z nim stanie po śmierci?
- Jeśli ma rodzinę, może chcieć ją chronić.
- To prawda - przyznałem. - Jednak uważam, że jest pewna szansa. A jeśli chodzi o wymuszanie zeznań siłą, to sam wiesz, jak to działa…
Sasza skrzywił się, ale nie zaprzeczył. Problem polegał na tym, że tortury często powodowały, iż przesłuchiwany, bojąc się bólu, zeznawał to, co w jego mniemaniu chciał wiedzieć śledczy, bywało, że bez żadnego związku z rzeczywistością. Skuteczniej działały środki chemiczne i metody osłabiania woli w rodzaju deprywacji snu, jednak nie mieliśmy na to czasu. Jeżeli mój sposób zawiedzie, trzeba będzie uciec się do sposobów rodem ze średniowiecza. Nigdy nie interesowałem się specjalnie historią tortur, jednak znałem takie, przy których stosowane współcześnie mogły wydawać się pieszczotami. Nie, żebym miał ochotę być pierwszym człowiekiem, który je zastosuje po kilkuset latach zapomnienia. Zdecydowanie nie…
Kiedy weszliśmy po półgodzinie do sąsiedniego pomieszczenia, nasz jeniec nadal siedział w fotelu. Jego twarz pokryta była rzęsistym potem.
- Co zdecydowałeś? - spytałem, siadając naprzeciwko.
- Powiem wszystko - oznajmił. - Jednak mam jeden warunek.
- Tak?
- Pochowajcie tego chłopca w… odpowiedni sposób. Pochodzi z kasty kszatrija.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem - nie wiedziałem, że system kastowy w Indiach ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Z drugiej strony, z tego, czego o Indiach nie wiedziałem, mogłaby zapewne powstać wielotomowa encyklopedia.
- Zrobimy tak - obiecałem.
Hindus zacisnął powieki i zaczął mówić. Według jego słów pod Warszawą istniał wielki magazyn narkotyków zakamuflowany jako hurtownia towarów azjatyckich. Willa, w której przebywaliśmy, stanowiła bufor pomiędzy tym magazynem a kurierami. W nim też przebywali wszyscy najważniejsi ludzie gangu, poza szefem, który pozostał w Delhi. Przy ostatnich słowach pobladł i zaczął szybko oddychać, wiedział, że jego czas się kończy. Już wcześniej wstałem po cichu z krzesła, wyjąłem z kieszeni pęk kluczy z przypiętym suntetsu. Zamknąłem dłoń na metalowym bolcu, a potem nagłym ruchem uderzyłem mężczyznę w skroń. Momentalnie zwiotczał, osuwając się na oparcie.