Na górze w holu wszyscy troje popatrzyli po sobie. Melanie cały czas szlochała. Kevin ciężko westchnął.
– To nie były dobre wieści.
– Nie mogą nam tego zrobić – powiedziała Melanie płaczliwym głosem.
– Problem w tym, że mają zamiar spróbować. A jeśli spróbujemy wyjechać z kraju bez paszportów, wpadniemy w wielkie tarapaty, nawet jeśli uda nam się stąd wydostać.
Melanie mocno ujęła twarz w dłonie.
– Muszę się wziąć w garść – powiedziała.
– Znowu czuję się jak odrętwiała – wyznała Candace. – Z jednego więzienia, wpadliśmy do następnego.
– Przynajmniej nie zamknęli nas w ratuszu – stwierdził Kevin z westchnieniem.
Usłyszeli odgłosy zapuszczanych silników i samochody odjechały. Kevin wyszedł na werandę i stwierdził, że zniknęły wszystkie samochody z wyjątkiem auta Camerona. Spojrzał w niebo i zauważył, że zapada noc. Na niebie lśniły pierwsze gwiazdy.
Wrócił do domu i sięgnął po słuchawkę telefonu. Podniósł ją, przyłożył do ucha i usłyszał to, czego się spodziewał: ciszę.
– Jest sygnał? – zapytała stojąca za nim Melanie.
Kevin odłożył słuchawkę. Potrząsnął głową.
– Obawiam się, że nie.
– Tego się spodziewałam.
– Weźmy prysznic – zaproponowała Candace.
– Dobry pomysł – odparła Melanie, starając się nadać głosowi nieco bardziej optymistyczny ton.
Umówili się za pół godziny. Kevin przeszedł przez jadalnię do kuchni. Pchnął drzwi. Nie chciał wchodzić do środka w takim stanie, ale zapach pieczonego kurczaka miło łechtał nos.
Esmeralda poderwała się na nogi w chwili, gdy otworzyły się drzwi.
– Dzień dobry, Esmeraldo – przywitał się.
– Witam pana, panie Marshall.
– Nie wyszłaś nas przywitać jak zwykle.
– Bałam się, że szef Strefy ciągle tam jest. On i szef ochrony byli tu wcześniej i powiedzieli, że pan wróci i że nie będzie pan mógł stąd wychodzić.
– Mnie też to powiedzieli.
– Przygotowałam kolację. Jest pan głodny?
– Bardzo. Ale mamy jeszcze gości. – Wiem. O tym także mnie uprzedzono.
– Możemy zjeść za pół godziny?
– Oczywiście.
Kevin skinął głową. Cieszył się, że Esmeralda została. Chciał już wyjść, lecz gosposia zawołała go. Zawahał się, trzymając uchylone drzwi.
– W mieście wydarzyło się dużo złych rzeczy. Nie chodzi tylko o pana i pańskie znajome, ale także o obcych. Moja kuzynka pracuje w szpitalu. Powiedziała mi, że czworo Amerykanów z Nowego Jorku dostało się do szpitala. Rozmawiali z pacjentem, któremu przeszczepiono wątrobę.
– Tak? – pytająco odpowiedział. Obcy z Nowego Jorku przyjeżdżają, aby porozmawiać z pacjentem po transplantacji. To zupełnie nieoczekiwany rozwój wypadków.
– Po prostu weszli – kontynuowała Esmeralda. – Nikt się ich nie spodziewał. Powiedzieli, że są lekarzami. Wezwano ochronę i żołnierzy i zabrali ich. Są teraz w więzieniu.
– Coś podobnego – odparł Kevin. W głowie wirowały mu różne myśli. Przypomniał mu się telefon, który tydzień temu nieoczekiwanie zadzwonił w środku nocy. Rozmawiał wtedy z samym Taylorem Cabotem. Sprawa dotyczyła byłego pacjenta, Carla Franconiego, który został zastrzelony właśnie w Nowym Jorku. Taylor Cabot pytał wtedy, czy z autopsji zwłok ktoś mógłby dowiedzieć się, co mu się przydarzyło.
– Moja kuzynka zna jednego żołnierza. Mówią, że oddadzą Amerykanów ministerstwu. Jeżeli tak, to ich zabiją. Uważałam, że powinien pan o tym wiedzieć.
Kevin poczuł dreszcz na plecach. Wiedział, że taki sam los Siegfried spróbuje i im zgotować. Ale kim są ci Amerykanie? Czy to oni są związani z autopsją Carla Franconiego?
– To bardzo poważna sprawa – stwierdziła Esmeralda. – Boję się o pana. Wiem, że poszedł pan na zakazaną wyspę.
– Skąd to wiesz? – zapytał zaskoczony.
– Ludzie gadają. Kiedy powiedziałam, że wyjechał pan niespodziewanie i szef Strefy pana szuka, Alphonse Kimba powiedział mojemu mężowi, że pojechał pan na wyspę. Był tego pewny.
– Doceniam twoją troskę – odparł wymijająco Kevin i zagubiony we własnych myślach dodał jeszcze: – Dziękuję, że mi powiedziałaś.
Poszedł do swojego pokoju. Spojrzał w lustro i zaskoczył go widok wyczerpanego, brudnego mężczyzny, którego zobaczył. Drapiąc się po swojej świeżo zapuszczonej brodzie, dostrzegł coś bardziej niepokojącego. Zaczynał wyglądem przypominać swój genetyczny duplikat.
Po goleniu, prysznicu i zmianie odzieży odżył. Cały czas myślał o Amerykanach siedzących w miejskim więzieniu. Był niezwykle zainteresowany i najchętniej poszedłby z nimi porozmawiać.
Obie panie również się odświeżyły. Prysznic sprawił, że Melanie znowu przypominała dawną siebie. Narzekała na ubrania, które jej dostarczono.
– Nic do siebie nie pasuje – zrzędziła.
Usiedli w jadalni i Esmeralda podała posiłek. Melanie rozejrzała się dookoła i powiedziała ze śmiechem:
– Czy to nie zabawne, że jeszcze kilka godzin temu żyliśmy jak neandertalczycy. Wtem, pstryk, i nurzamy się w luksusie. Jak za sprawą machiny czasu.
– Gdybyśmy się tylko nie musieli martwić o to, co przyniesie jutro – odezwała się Candace.
– Cieszmy się przynajmniej naszą ostatnią kolacją – odparła Melanie z typowym dla siebie wisielczym humorem. – Poza tym im więcej myślę o całej sprawie, tym mniej wierzę, że będą mogli wydać nas Gwinejczykom. Moim zdaniem nie udałoby im się tego ukryć. To prawie trzecie tysiąclecie. Świat jest zbyt mały.
– Jednak boję się… – zaczęła Candace.
– Przepraszam – przerwał Kevin. – Esmeralda powiedziała mi coś, czym chciałbym się z wami podzielić. – Zaczął od tamtego nocnego telefonu od Taylora Cabota, następnie opowiedział o pojawieniu się i uwięzieniu nowojorczyków w miejskim więzieniu.
– No właśnie to jest to, o czym mówię – skomentowała Melanie. – Para inteligentnych ludzi przeprowadziła w Nowym Jorku autopsję i w końcu wylądowali w Cogo. A nam się wydawało, że jesteśmy odcięci od świata. Mówię wam, świat staje się mniejszy każdego dnia.
– Więc uważasz, że ci Amerykanie znaleźli się tutaj, idąc za tropem, na którego początku był Franconi? – spytał Kevin. Jemu intuicja podpowiadała to samo, ale chciał potwierdzenia.
– A co innego mogłoby to być? Według mnie nie ma wątpliwości – przytaknęła Melanie.
– Candace, co ty o tym myślisz? – spytał Kevin.
– Zgadzam się z Melanie. Jakby nie patrzeć, byłby to zbyt nieprawdopodobny zbieg okoliczności.
– Dziękuję, Candace! – Melanie obracała w palcach pusty kieliszek do wina i spoglądała groźnie na Kevina. – Nie lubię tego robić, ale muszę przerwać tę interesującą rozmowę i zapytać, gdzie jest to twoje wspaniałe wino, zuchu?
– Kurczę, zupełnie zapomniałem. Przepraszam! – Wstał od stołu i poszedł do schowka z naczyniami stołowymi, który zapełnił butelkami z winem. Kiedy ogląda etykiety, które zresztą niewiele mu mówiły, uderzyło go nagłe odkrycie, jak dużo wina zgromadził. Policzył butelki na jednej półce i pomnożył to przez liczbę półek w pomieszczeniu. Doliczył się około trzystu sztuk.
– No, no – powiedział do siebie, gdy plan zaczął świtać mu w głowie. Z całym naręczem butelek poszedł do kuchni.
Esmeralda spożywała posiłek, ale na widok Kevina natychmiast wstała.
– Chciałbym prosić o przysługę – powiedział Kevin. – Mogłabyś wziąć te butelki i korkociąg i zanieść je na dół żołnierzom?
– Tyle? – spytała krótko.
– Tak. Chciałbym także, żebyś jeszcze więcej zaniosła żołnierzom do ratusza. Jeśli zapytają o okazję, powiedz, że wyjeżdżam i chcę w ten sposób pożegnać się z nimi, żeby nie zostawiać tego szefowi Strefy.