Выбрать главу

– Jak zawsze czekały w chłodni, wyłożone na wózkach.

Laurie spojrzała na Jacka.

– Przychodzi ci do głowy, o co jeszcze można by zapytać?

Jack wzruszył ramionami.

– Zdaje się, że uzyskałaś wszystkie podstawowe informacje, z wyjątkiem tego, o której Mike zszedł z piętra.

– Racja! – Laurie odwróciła się w stronę technika. – Carl powiedział nam, że kiedy dwa razy wychodził do toalety, kontaktował się z panem. Czy pan robi tak samo?

– Zawsze. Często jesteśmy tu sami. Ktoś musi pilnować drzwi.

– Czy ostatniej nocy na długo opuszczał pan biuro?

– Nie – odpowiedział Mike. – Nie na dłużej niż zwykle. Dwa razy na początku i półgodzinna przerwa na lunch na piętrze. Mówiłem, że to była normalna noc.

– A co z woźnymi? Kręcili się wtedy tutaj?

– Nie w czasie mojej zmiany. Tu, na dole, są raczej wieczorem. W nocy pełnią służbę na górze, chyba że dzieje się coś niezwykłego, no to wtedy możemy ich wezwać.

Laurie zastanawiała się nad dalszymi pytaniami, ale nic nie przyszło jej już do głowy.

– Dziękuję za informacje – powiedziała w końcu.

– Drobiazg – odparł Mike.

Zatrzymała się jednak w drzwiach, odwróciła i zapytała jeszcze:

– A tak w ogóle widział pan ciało Franconiego?

Przez sekundę zastanowił się i przyznał, że widział.

– W jakich okolicznościach?

– Kiedy zjawiam się w pracy, Marvin, technik z wieczornej zmiany, zawsze informuje mnie krótko, co się działo. Był zdrowo poruszony tym wszystkim. No bo tyle policji i rodzina Franconiego, i całe zamieszanie. W każdym razie pokazał mi ciało Franconiego.

– Kiedy je oglądaliście, było w lodówce sto jedenastej?

– Tak.

– Proszę mi szczerze powiedzieć – poprosiła Laurie – gdyby miał pan zgadywać, jak pańskim zdaniem ciało mogło zginąć z kostnicy?

– Nie mam zielonego pojęcia – przyznał Mike. – Jeżeli nie wyszedł o własnych siłach. – Roześmiał się, ale natychmiast skonfundowany zamilkł. – Nie zamierzałem żartować. Jestem tak samo zakłopotany jak wszyscy. Wiem jedynie to, że dwa ciała opuściły wczoraj kostnicę i sprawdziłem, że właściwe.

– Ale po tym jak Marvin pokazał panu Franconiego, nigdy więcej już go pan nie oglądał?

– Oczywiście, że nie. Po co miałbym to robić?

– Nie ma powodu. Zgoda. Wie pan może, gdzie znajdziemy kierowców furgonetek?

– Na górze, w stołówce. Tam zazwyczaj siedzą.

Laurie i Jack wsiedli do windy. Laurie zauważyła, że Jackowi kleją się oczy.

– Jesteś zmęczony – stwierdziła. – Wiem – odpowiedział.

– No to czemu nie jedziesz do domu?

– Wytrzymałem tak długo, to myślę, że dotrzymam do smutnego końca.

W jasno oświetlonej stołówce musieli zmrużyć oczy. Jeffa i Pete'a znaleźli przy stole w pobliżu automatu z gotowymi potrawami. Czytali gazety, zajadając chipsy. Ubrani byli w błękitne uniformy z naszywkami Health and Hospital Corporation. Obaj nosili kucyki.

Laurie przedstawiła się, wyjaśniła, że interesuje się zaginionymi zwłokami i zapytała, czy zeszłej nocy wydarzyło się coś niezwykłego, szczególnie jeśli chodzi o dwa ciała, które przywieźli do kostnicy.

Kierowcy wymienili spojrzenia, po czym Pete odparł:

– Moje kiepsko wyglądało, straszny bajzel.

– Nie pytam o ciała jako takie – wyjaśniła Laurie. – Ciekawi mnie, czy zdarzyło się coś dziwnego w całej procedurze? Czy spotkaliście w kostnicy kogoś, kogo nie rozpoznaliście? Czy zaszło coś, co się normalnie nie zdarza?

Pete znowu spojrzał na Jeffa i pokręcił głową.

– Nie. Było jak zawsze.

– A pamięta pan, do której lodówki wsunięto przywiezione przez pana ciało?

Pete podrapał się w głowę.

– Nie bardzo – przyznał.

– Czy gdzieś w pobliżu sto jedenastej?

Pete zaprzeczył ruchem głowy.

– Nie, to było z drugiej strony. Coś jak pięćdziesiąt pięć. Nie pamiętam dokładnie. Ale na dole mają zapisane.

Laurie zwróciła się do Jeffa.

– Moje ciało schowali pod dwadzieścia osiem. Pamiętam, bo akurat tyle mam lat.

– Czy któryś z was widział Franconiego?

Kierowcy znowu wymienili spojrzenia. Odpowiedział Jeff.

– Tak, widzieliśmy.

– O której to było godzinie?

– Mniej więcej jak teraz.

– W jakich okolicznościach? Normalnie przecież nie oglądacie ciał, których nie przywieźliście?

– Jak Mike opowiedział nam o tym, chcieliśmy rzucić okiem z powodu całego tego zamieszania. Ale niczego nie dotykaliśmy.

– To trwało sekundę – wtrącił Pete. – Tylko otworzyliśmy drzwiczki i zajrzeliśmy do środka.

– Byliście z Mike'em?

– Nie, powiedział nam tylko, która lodówka.

– Czy doktor Washington rozmawiał z wami o zeszłej nocy?

– Tak, i pan Harper także – odparł Jeff.

– Powiedzieliście doktorowi Washingtonowi o tym, że oglądaliście ciała?

– Nie – przyznał Jeff.

– Dlaczego nie?

– Nie pytał. Przecież nie jesteśmy oskarżeni o to. No, to znaczy, normalnie tak nie robimy. Ale, jak powiedziałem, przez to całe zamieszanie byliśmy ciekawi.

– Może jednak powinniście powiedzieć Washingtonowi, żeby znał wszystkie fakty, tylko tyle.

Laurie odwróciła się i ruszyła z powrotem do windy. Jack posłusznie poszedł za nią.

– Co sądzisz? – zapytała Jacka.

– Im bliżej północy, tym trudniej zebrać mi myśli – odpowiedział. – Ale nie czepiałbym się tych dwóch za to, że zerknęli na ciało.

– Mike nie powiedział o tym – przypomniała Laurie.

– Prawda, pewnie dlatego, że wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nagięli zasady. Ludzką rzeczą jest w takich sytuacjach nie odsłaniać się całkowicie.

– Może i tak – westchnęła Laurie.

– Dokąd teraz? – zapytał, kiedy znowu stanęli w windzie.

– Skończyły mi się pomysły.

– Dzięki Bogu – powiedział Jack.

– Nie sądzisz, że powinnam zapytać Mike'a, dlaczego nie powiedział, że kierowcy oglądali zwłoki Franconiego?

– Mogłabyś, ale uważam, że tylko niepotrzebnie gmatwasz sprawę. Prawdę powiedziawszy, nie mogę sobie wyobrazić, żeby było to coś innego niż zwykła ciekawość.

– W takim razie niech noc ma swoje prawa – stwierdziła Laurie. – Także zaczynam tęsknić za łóżkiem.

ROZDZIAŁ 5

5 marca 1997 roku

godzina 10.15

Cogo, Gwinea Równikowa

Kevin włożył probówki z hodowlą tkanek do inkubatora i zamknął drzwi. Pracował od świtu. Jego zadaniem było odnalezienie na chromosomie Y transferazy odpowiadającej za przenoszenie pojedynczego genu zgodności tkankowej. Cel wymykał się Kevinowi od ponad miesiąca mimo zastosowania nowoczesnej techniki, dzięki której odnalazł i wyizolował transferazy współpracujące z krótszym ramieniem chromosomu szóstego.

Zazwyczaj zjawiał się w laboratorium około ósmej trzydzieści, lecz tego dnia obudził się już o czwartej nad ranem i nie zdołał ponownie zasnąć. Kręcił się i przewracał z boku na bok przez jakieś trzy kwadranse, w końcu doszedł do wniosku, że może spędzić czas bardziej pożytecznie. O piątej wszedł do laboratorium. Na dworze panował jeszcze półmrok.

Sumienie nie dawało Kevinowi spać. Uporczywie wracała myśl, że popełnił błąd Prometeusza i że spotka go za to straszna zemsta. Chociaż doktor Lyons wspomniał o budowie własnego laboratorium, uśmierzając początkowe obawy, chwilowe uspokojenie minęło. Laboratorium marzeń czy nie, nie mógł zaprzeczyć, że strach, który odczuwał, wiązał się z Isla Francesca.

Uczucia Kevina nie miały nic wspólnego z widzianymi przez niego kolejnymi smugami dymu. Nie, to nie był powód, ale gdy świt nadszedł, świadomie unikał spoglądania przez okno w kierunku wyspy.