– Mój Boże! Jestem zazdrosna! Chciałabym też zobaczyć swoją.
– Szkoda, że nie możemy przyjrzeć się dokładniej – szepnęła Candace. – Czy spróbujemy podejść bliżej?
Kevina uderzyły dwie rzeczy. Pierwszą małpą, którą spotkali, okazał się dziwnym zbiegiem okoliczności jego genetyczny duplikat, po drugie, jeśli stworzył niechcący jakąś formę hominida, stał teraz przed samym sobą sprzed kilku milionów lat.
– Mam tego dość – nie powstrzymał się i powiedział półgłosem.
– Co masz na myśli? – spytała Melanie.
– W pewnym sensie to ja tam stoję – odparł.
– Nie wyciągaj pochopnych wniosków – upomniała go.
– Stoi zupełnie jak człowiek. Ale jest bardziej owłosiony niż jakikolwiek mężczyzna, którego widziałam.
– Bardzo zabawne – zauważyła Melanie bez uśmiechu.
– Melanie, włącz lokalizator i sprawdź cały obszar. Bonobo zazwyczaj poruszają się razem. Może jest ich tu więcej, tylko nie widzimy. Mogą się kryć w krzakach.
Melanie zajęła się komputerem.
– Trudno uwierzyć, jak jest spokojny – powiedziała Candace.
– Jest pewnie sztywny ze strachu – odparł Kevin. – Bez wątpienia nie wie, jak nas potraktować. Albo, jeżeli Melanie ma rację, że brakuje samic, to być może jest porażony waszym widokiem.
– A tego to już w ogóle nie uważam za zabawne – odezwała się Melanie, nie podnosząc nawet wzroku znad klawiatury.
– Przepraszam – odparł Kevin.
– Co on ma wokół pasa? – spytała Candace.
– Ja też się nad tym zastanawiam. Nie potrafię powiedzieć, chyba że to pnącze, które owinęło się wokół niego, gdy przedzierał się przez krzewy.
– Spójrzcie na to – odezwała się podekscytowana Melanie. Podniosła laptop tak, żeby pozostali mogli się przyjrzeć. – Kevin, miałeś rację. Za drzewami jest cała grupa bonobo.
– Dlaczego wyszedł sam? – spytała Candace.
– Może jest kimś na wzór strażnika tak jak u szympansów. Skoro mają mało samic, tym bardziej mogą zachowywać się jak szympansy. W tej chwili być może sam sobie udowadnia, jaki jest odważny.
Minęło kilka minut, a bonobo nie ruszył się.
– Wyjdźmy z tego impasu – zniecierpliwiła się Candace. – Dalej! Zobaczmy, jak blisko da się podejść. Co mamy do stracenia? Nawet jeśli ucieknie, to powiem, że ten mały epizod zachęca, aby zobaczyć więcej.
– Dobrze – zgodził się Kevin. – Ale żadnych gwałtownych ruchów. Nie chcę go przestraszyć. Mogłoby to całkowicie pozbawić nas szansy zobaczenia innych.
– Wy pierwsi – ustąpiła Candace.
Ruszyli ostrożnie, krok po kroku. Kevin szedł pierwszy, tuż za nim Melanie. Candace zamykała pochód. Kiedy pokonali mniej więcej połowę odległości, jaka ich dzieliła od małpy, zatrzymali się. Teraz mogli dokładniej obejrzeć stworzenie. Miało mocno wystające łuki brwiowe, czoło pochylone jak u szympansa, ale dolna szczęka była wyraźnie mniej wysunięta niż u normalnych bonobo. Nos miał płaski, nozdrza wydęte. Uszy miał mniejsze niż bonobo czy szympansy i bardziej przylegające do czaszki.
– Myślicie o tym samym co ja? – szepnęła Melanie.
Candace przytaknęła głową.
– Przypomina mi rysunek, który oglądałam w trzeciej klasie. Jaskiniowiec sprzed wielu tysięcy lat.
– Och, nie, rety! Widzicie jego dłoń? – spytał podnieconym szeptem Kevin.
– Tak – odpowiedziała cicho Candace. – Co z nią?
– Kciuk. Nie taki jak u małpy. Wyrasta z boku dłoni.
– Masz rację – potwierdziła Melanie. – To może znaczyć, że jest przeciwstawny.
– Dobry Boże! Dowody stają się coraz bardziej dobitne. Sądzę, że jeśli geny rozwoju odpowiedzialne za zmiany anatomiczne niezbędne do wykształcenia istoty dwunożnej znajdują się na krótszym ramieniu chromosomu szóstego, jest również całkiem możliwe, że odpowiedzialne za przeciwstawny kciuk też tam się mieszczą.
– To pnącze wokół jego pasa – odezwała się Candace. – Teraz dokładnie to widzę.
– Spróbujmy podejść bliżej – zasugerowała Melanie.
– No nie wiem – Kevin wahał się. – Kusimy los. Szczerze powiem, jestem zdziwiony, że jeszcze nie uciekł. Może byśmy tu usiedli.
– Tu, w słońcu jest gorzej jak w piecu – powiedziała Melanie. – A nie ma jeszcze dziewiątej, więc będzie coraz gorzej. Jeżeli mamy usiąść i obserwować, zróbmy to w cieniu. Dobrze byłoby też przynieść jedzenie.
– Zgadzam się – przyłączyła się Candace.
– Oczywiście, zgadzasz się – zauważył Kevin, przedrzeźniając ją. – Zdziwiłbym się, gdybyście się nie zgadzały. – Zaczęło go już męczyć to, że Melanie zgłasza pomysły, licząc na wsparcie Candace. Już raz wpędziło go to w kłopoty.
– To nie było miłe – odparła oburzonym tonem Candace.
– Przepraszam – powiedział. Nie chciał urażać niczyich uczuć.
– Podejdę bliżej – zapowiedziała Melanie. – Jane Goodall zdołała całkiem zbliżyć się do swoich szympansów.
– To prawda, ale po wielu miesiącach aklimatyzacji – przypomniał Kevin.
– I tak zamierzam spróbować – uparła się.
Kevin i Candace pozwolili Melanie wyprzedzić się o kilka kroków, wzruszyli ramionami i poszli za nią.
– Dla mnie nie musicie tego robić – szepnęła.
– Właściwie chcę podejść bliżej i zobaczyć wyraz jego twarzy, chcę zajrzeć mu w oczy – przyznał Kevin.
Bez dalszych rozmów, poruszając się wolno i niezwykle ostrożnie, zdołali zbliżyć się na kilka metrów od bonobo. Znowu się zatrzymali.
– To niewiarygodne – szepnęła Melanie, nie spuszczając oczu z twarzy bonobo. Jedynym dowodem, że małpa żyje, było okazjonalne mruganie powiekami, ruch gałek ocznych i nozdrzy, które rozszerzały się podczas każdego oddechu.
– Popatrz na tę klatkę piersiową – zachwyciła się Candace. – Jakby większość życia spędzał na sali gimnastycznej.
– Jak sądzicie, skąd wzięła się u niego ta blizna? – zapytała Melanie.
Bonobo miał grubą szramę ciągnącą się z lewej strony twarzy w dół aż do ust.
Kevin pochylił się do przodu i zajrzał w oczy małpy. Były brązowe jak jego własne. Promienie słońca padały na zwierzę, więc źrenice miał maleńkie jak łepki od szpilek. Kevin za wszelką cenę próbował dopatrzyć się śladów inteligencji, ale trudno mu było jednoznacznie stwierdzić, że coś dostrzega.
Bez najmniejszego ostrzeżenia bonobo nagle klasnął w dłonie z siłą, która wywołała echo w koronach drzew. W tej samej chwili zawołał: "Atah!"
Kevin, Melanie i Candace podskoczyli, wystraszeni. Nastawili się na to, że bonobo w każdej chwili może uciec, i zupełnie nie byli przygotowani na agresywne zachowanie. Gwałtowne klaśnięcie i okrzyk wywołały w nich panikę. Zaczęli obawiać się ataku. Ale zwierzę nic nie zrobiło. Przeciwnie, wróciło do swojej poprzedniej pozy.
Po chwilowym zmieszaniu odzyskali równowagę. Spoglądali jednak nerwowo na bonobo.
– Co to miało znaczyć? – spytała Melanie.
– Chyba nie jest nami tak wystraszony, jak sądziliśmy – zauważyła Candace. – Może powinniśmy się wycofać.
– Zgoda – odezwał się zdenerwowany Kevin. – Ale zróbmy to powoli. Bez paniki. – Idąc za własną radą, zrobił kilka spokojnych kroków w tył i skinął na panie, żeby poszły za nim.
Bonobo zareagował, sięgając ręką za plecy. Zza przepaski, którą był obwiązany, wyciągnął narzędzie. Podniósł je nad głowę i krzyknął: "Atah!"
Stanęli jak wryci, szeroko otwierając oczy z przerażenia.
– Co może oznaczać "atah"? – zapytała Melanie po kilku chwilach spokoju. – Czy to jakieś słowo? Czyżby on potrafił mówić?
– Nie mam pojęcia – przyznał Kevin. – Ale przynajmniej nie zbliża się do nas.